Tradycją, nie tylko polską, jest gwałtowne zwiększanie wydatków budżetowych, które trafiają do kieszeni obywateli w latach wyborczych. Nie inaczej ma być w 2019 r. Z tą różnicą, że wraz ze wzrostem wydatków ma pójść spadek deficytu. Teresa Czerwińska zapowiedziała, że przychody podatkowe budżetu wzrosną o 5 proc. (około 18 mld zł – red.), a dziura w budżecie nie przekroczy 28,5 mld zł. Tym samym powinna zmniejszyć się o 12,5 mld zł w stosunku do tegorocznego planu.
W tym samym czasie szefowa resortu finansów zamierza sfinansować pomysły swoich kolegów z rządu, np. wydatki socjalne, których wartość oscyluje wokół kwoty, o jaką wzrosną przychody podatkowe. Mimo to zaprezentowane kwoty raczej nie "kupią" politykom spokoju ze strony grup społecznych, które już protestują bądź protestami grożą.
Przyszłoroczny budżet
Jednym z najważniejszych wskaźników projektu budżetu jest znana od czerwca prognoza dynamiki przyrostu PKB. Przyjęte 3,8 proc. to znacznie mniej niż okolice 5 proc., z którymi mamy skończyć 2018 r., ale minister finansów w wywiadach udzielonych "Rzeczpospolitej" i "Dziennikowi Gazecie Prawnej" zastrzegała, że to wersja ostrożna i konserwatywna. Dość powiedzieć, że i ten rok miał zamknąć się taką wartością.
Z drugiej strony jednak Teresa Czerwińska otwarcie mówi o tym, że przed Polską okres pogarszającej się koniunktury. Dlatego też kluczowy dla wzrostu PKB będzie, choć słabnący, popyt krajowy. Nie powinno, zgodnie z prognozami, przeszkodzić to w spadku bezrobocia i wzroście zatrudnienia.
Rozczarowani
Rozczarowani projektem budżetu będą z pewnością pracownicy sektora publicznego, którzy kolejny rok z rzędu liczyli na odmrożenie kwoty bazowej. Pozostawianie jej na niezmienionym od 10 lat poziomie doprowadziło do sytuacji, w której trudno nie tylko znaleźć dość chętnych do pracy w Służbie Cywilnej, ale i niemożliwym staje się utrzymanie w urzędach najbardziej doświadczonych, a tym samym kluczowych pracowników.
Zapowiedziany przez Teresę Czerwińską projekt budżetu da pracownikom budżetówki szansę na podwyżki, ale nie takie, jakich oczekiwali. - Fundusz wynagrodzeń zwiększy się o inflację, czyli 2,3 proc. To pozwoli rozdysponować wśród pracowników ok. 2,4 mld zł - przyznała w wywiadzie z "DGP" Czerwińska. Dla porównania, założenia do budżetu mówią o realnym wzroście wynagrodzeń w gospodarce narodowej na poziomie 3,3 proc. i nominalnej na poziomie 5,6 proc.
W dodatku wzrost wynagrodzeń oparty o zwiększenie funduszu nie musi być odczuwalny dla każdego pracownika jednostek budżetowych. Przyjęta formuła pozwala bowiem na dowolne dysponowanie pieniędzmi ich kierownikom i to oni zdecydują o sposobie rozdziału pieniędzy wśród pracowników.
Kolejne 1,8 mld zł na podwyżki będzie przeznaczone jedynie dla nauczycieli. Gdyby obdzielić nią wszystkich po równo, każdy dostanie mniej więcej 3 tys. zł rocznie więcej.
Na socjal nie zabraknie
Kolejne wydatki, na które budżet musi mieć zarezerwowane pieniądze to 1,4 mld zł na wyprawki dla dzieci idących do szkoły. Do tego znaczną kwotę pochłonie budowa zapowiedzianych na przyszły rok 100 tys. mieszkań oraz 5 tys. drewnianych domów w ramach rządowego programu Mieszkanie+. Sama spółka budująca z drewna ma kosztować budżet 500 mln zł. Do tego rok 2019 ma być pierwszym rokiem dopłat do czynszów. Koszt - 200 mln zł.
Miliard złotych, zgodnie z deklaracją Teresy Czerwińskiej, ma pochłonąć "weryfikacja progów pomocowych i świadczeń rodzinnych" oraz wprowadzenie tzw. małego ZUS. Kolejne kilkaset milionów złotych to środki, których zabraknie w FUS ze względu na wprowadzenie emerytur dla matek, które urodziły czwórkę dzieci.
Prawie 7 mld zł rząd (z naszych podatków) wyłoży na rekordową waloryzację (wiadomo, wybory) rent i emerytur o 3,26 proc. Około pół miliarda złotych to koszt podniesionej renty socjalnej. Około 2-3 mld zł więcej trafi też na finansowanie Sił Zbrojnych RP. O podobną kwotę powinny zwiększyć się nakłady na służbę zdrowia. Plus dodatkowe 700 mln zł na naukę i szkolnictwo wyższe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl