- Dzieci nieustanie chorują - ale skoro jest grzyb na ścianach, to przecież muszą chorować. Nasze ubrania śmierdzą pleśnią, a w domu nie da się głęboko oddychać. Zmagamy się z chorobami rodem z XIX wieku - masowo chorujemy na astmę i przewlekłe choroby płuc. Do tego nieustannie jest zimno - mówią mieszkańcy mieszkań gminnych na Pradze Południe. Mają dość. Ruszają do walki "o swoje".
- Coś państwu pokażę – mówi trzydziestokilkuletnia mieszkanka Pragi Południe, otwierając papierową teczkę. – To potwierdzenie zapłaty czynszu. Za 40-metrowe mieszkanie płacę miesięcznie 700 zł. A to jest rachunek za prąd za zeszły miesiąc - 880 zł.
Rachunek za prąd wyższy niż czynsz? Może brzmi niedorzecznie, ale dla lokatorów 343 budynków, które znajdują się w gestii Zarządu Gospodarki Nieruchomościami tej warszawskiej dzielnicy, to rzeczywistość. I koszmar, bo w sezonie grzewczym stają przed dylematem: kupić jedzenie, leki, opłacić rachunki za prąd czy czynsz? Jedzenie to konieczność, a kto musi przyjmować lekarstwa, też nie ma pola manewru. Za prąd trzeba zapłacić, bo odetną i będzie i zimno, i ciemno. Najłatwiej zrezygnować z zapłaty czynszu, bo decyzja nakazująca eksmisję to długotrwała procedura.
A zimno jest teraz i trzeba działać natychmiast, zanim cała rodzina wyląduje w łóżkach z zapaleniem płuc.
"My już 35 lat temu złożyliśmy wniosek o przyłączenie"
Mieszkańcy z Pragi Południe mają dość. 19 stycznia odbyła się nadzwyczajna sesja rady dzielnicy, która w całości była poświęcona problemom lokatorów, którzy latami nie mogą doprosić się przyłączenia do sieci miejskiej. I wielu z nich może tego nie doczekać, bo w latach 2018-2019 uda się podłączyć zaledwie 51 budynków.
Czytaj też:* *Dla milionów Polaków ogrzewanie to luksus. Ubóstwo energetyczne dotyka mieszkańców wsi i miast
- Ja mam 70 lat i nie mam już siły. Kamienica się sypie. Ostatni remont klatki schodowej był przeprowadzany, gdy mój syn chodził do podstawówki. My tu żyjemy jak w XIX wieku, a płacimy jak za dobrej jakości mieszkania – mówi jedna z kobiet po tym, jak zastępca burmistrza dzielnicy Piotr Żbikowski przeczytał listę budynków, które będą przyłączane w latach 2020-2025. – Ja tego nie dożyję.
Martyna Kośka
ZGN Praga Południe zarządza 450 budynkami, co daje ok. 4600 lokali. Do sieci centralnego ogrzewania przyłączone są 84 budynki.
W 343 niepodłączonych budynkach mieszka ok. 4 170 lokatorów. To ponad 4 tysiące osób, które mają dokładnie ten sam problem, o którym władze dzielnicy wiedzą od lat – a mimo to działają bardzo nieśpiesznie.
- W moim budynku mieszka dwadzieścia osób, z czego dokładnie połowa to dzieci. Ja sobie nie wyobrażam, że maluchy, które całe dnie spędzają w zagrzybionym mieszkaniu, wyrosną na zdrowych ludzi – kontynuuje kobieta, która w poprzednim miesiącu zapłaciła ponad 800 zł za sam prąd. Wyjmuje kolejny dokument.
- Mam tu dowód złożenia wniosku o podłączenie naszego budynku do sieci, która biegnie dosłownie kilka metrów od kamienicy. Ta aplikacja została złożona 35 lat temu. Tyle czekamy i wciąż nie ma wyznaczonego terminu – mówi. - Pod moim mieszkaniem jest pustostan z wybitymi oknami. Ja muszę płacić za ogrzewanie tego mieszkania, ale ile prądu miesięcznie bym nie wykorzystała, to i tak jest zimno.
Do tego wszechobecny grzyb. Kobieta mówi, że nie ma już siły. Do niedawna stosowała silne środki chemiczne, by usunąć go ze ścian, ale jest w piątym miesiącu ciąży (ma ponadto dwoje dzieci) i z takich środków już korzystać nie może.
- Moja sąsiadka i jej dzieci już śmierdzą grzybem. Ten zapach wszędzie za nimi chodzi. To upokarzające – mówi. Chce pokazać zdjęcia, ale zastępca burmistrza jest zdania, że fotografie nie oddają stanu rzeczy, więc chętnie odwiedzi ją w mieszkaniu i na własne oczy zobaczy, w czym jest problem.
- Może uda się znaleźć jakieś doraźne środki pomocy – mówi i prosi ją o pozostawienie telefonu.
- Zapraszam – odpowiada. Na koniec dodaje, że mieszka w lokalu socjalnym. Jej rodzina już od 75 lat czeka na przydział innego, o normalnym standardzie. Jak to możliwe? Mieszkanie dostała jej babcia zaraz po wojnie, gdy 100-metrowe mieszkanie zostało zniszczone. Miało być to rozwiązanie tymczasowe, ale prowizoryczne rozwiązania bywają najtrwalsze.
Kolejnym osobom zastępca też obiecuje odwiedziny. Irytuje to obecnych na sali przedstawicieli Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów (WSL), organizacji, która zrzesza tych z mieszkań gminnych. Problem ma charakter systemowy i pochylanie się nad poszczególnymi mieszkaniami go nie rozwiąże. Tu potrzeba spójnych działań, mówią.
Wysokie rachunki to jedno, ale co z kosztami społecznymi, pytają obecni na sali. Dzieci, które dziś oddychają złym powietrzem, kiedyś mogą wymagać kosztownego leczenia. Ponadto ludzie, którzy wcześniej nie mieli poważnych problemów finansowych (ale jednocześnie zarabiają zbyt mało, by kupić mieszkanie), po pierwszym sezonie grzewczym nierzadko wpadają w zadłużenie. WSL nazywa ich "przymusowymi dłużnikami", bo ich problemy zaczęły się od tego, że nie z własnej winy miesiąc w miesiąc płacą po kilkaset złotych za prąd. Ludzie biorą pożyczki, by nie zamarznąć. Nierzadko decydują się na chwilówki, co wpędza ich w spirale długów.
Dzielnica przyłączy tylko budynki, które mają jasny stan prawny
Sytuacja, w której mieszkańcy nie mogą korzystać z ogólnodostępnych, wydawałoby się, źródeł ciepła więc biorą pożyczki, by nie marznąć zimą, jest powodem do wstydu dla najbogatszego miasta w Polsce. Jak władze dzielnicy tłumaczą niemożność podjęcia szybszych działań? Piotr Żbikowski wielokrotnie przypominał, że gmina ma związane ręce wobec budynków, co do których są roszczenia albo przynajmniej nie ma stuprocentowej pewności, czy ich sytuacja jest klarowna.
- Dokonywanie wielotysięcznych inwestycji wobec takich nieruchomości byłoby przejawem skrajnej niegospodarności, a przecież mówimy o pieniądzach podatników – wyjaśniał.
Powoływanie się na stan prawny to gra na czas
Tymczasem Maria Burza z WSL uważa, że tłumaczenie wieloletnich zaniechań niejasną sytuacją prawną budynków to wytrych i gra na czas. Do tego gmina nie weryfikuje, czy nieruchomość na pewno jest sporna, bo korzystniej jest uznać, że tak właśnie jest.
Przykładem są budynki przy Mińskiej 4/6, 33 i 35. Faktycznie, kiedyś zostały do nich zgłoszone roszczenia, ale pięć lat temu firma, która jakoby miała do nich prawa, została zlikwidowana. Urzędnicy z Biura Spraw Dekretowych nie zmienili jednak statusu tych nieruchomości – dopiero po fali protestów udało się to zrobić. Z prawnego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by oba budynki teraz do sieci przyłączyć.
Zasłanianie się roszczeniami – istniejącymi i potencjalnymi – jest dla lokatorów niezrozumiałe. Ich zdaniem zdrowie ludzkie jest ważniejsze niż prawo własności, więc gmina ma obowiązek podjąć działania nawet w odniesieniu do tych budynków, które kiedyś (być może) zostaną przejęte przez prywatnego właściciela.
- Prowadzenie księgowości nie powinno przerastać urzędników dzielnicy – mówi Maria Burza. – Nawet jeśli kamienica zmieni właściciela, miasto może zażądać zwrotu poniesionych na przyłączenie kosztów. Tym bardziej, że nowy właściciel też będzie chciał, by mieszkania korzystały z sieci miejskiej.
Dzielnica ma narzędzia, by zadziałać
Obecni na sali mieli transparenty z wypisanymi żądaniami. Podstawowe dotyczy natychmiastowego podłączenia wszystkich lokali komunalnych i socjalnych do centralnego ciepła i ciepłej wody, a zanim to się stanie, WSL domaga się zwolnienia lokatorów z opłat czynszowych – nie tylko w okresie zimowym, ale przez cały rok, gdyż wielu mieszkańców nieustannie jest zmuszonych ogrzewać wodę najdroższymi metodami. Ponadto Stowarzyszenie domaga się uruchomienia dopłat wyrównawczych dla lokatorów mieszkań socjalnych i anulowanie długów, które powstały dlatego, że mieszkańcy nie byli w stanie płacić tak wygórowanych rachunków.
Pytam, czy zwolnienie z opłat czynszowych i anulowanie długów nie byłoby nadmiernym faworyzowaniem lokatorów mieszkań gminnych - wszak właściciele mieszkań kupionych na rynku komercyjnym też muszą ponosić wysokie koszty ich utrzymania, a zimą ich rachunki są wyższe niż w pozostałych miesiącach.
- Tu trzeba wziąć pod uwagę to, w jakich warunkach żyją mieszkańcy lokali gminnych i ile za to płacą. Lokatorzy sami wkładają dużo pracy w utrzymanie budynków. Skoro burmistrz twierdzi, że inwestycje są blokowane przez roszczenia, to za co pobierany jest czynsz? – wyjaśnia Maria Burza.
Burza wyjaśnia, że dzielnica ma narzędzia, by spełnić niektóre postulaty Stowarzyszenia. Może na przykład anulować zadłużenie w wysokości do 20 tys. zł albo nie egzekwować długów od osób sztucznie zadłużonych.
- Nikt nie pyta osób kierowanych do lokali gminnych, czy chcą mieszkanie przyłączone do centralnego ogrzewania czy nie. Bez swojej woli muszą płacić za prąd nierzadko wielokrotność czynszu – dodaje.
Na nadzwyczajnej sesji nie podjęto żadnych wiążących decyzji, ale WSL będzie uczestniczył w przygotowaniu projektu systemowego rozwiązania problemu.