Ceny masła wystrzeliły ostatnio pod niebiosa, ale to nie ta podwyżka najbardziej obciąża nasze portfele. Na masło wydajemy bowiem mniej niż jeden procent naszego budżetu. Po cichu urosły za to ceny mięsa wieprzowego, na które przeznaczamy dużo więcej. "Winni" tego stanu rzeczy najpierw byli Chińczycy, a teraz są Niemcy.
Miłośnicy masła w lipcu i sierpniu z coraz większym niezadowoleniem obserwowali wywieszki z cenami w sklepach. Z miesiąca na miesiąc koszt zakupu tłuszczu rosły wtedy o ponad osiem procent.
Stało się tak za sprawą Chińczyków, którzy w maśle zasmakowali, bo najwyraźniej zarabiają tyle, że ich już na nie stać, i zaczęli masowy import. Odbiło się to natychmiast na cenach w polskich sklepach. Po prostu polskim producentom zaczął bardziej się opłacać eksport, a ceny płacone przez polskich konsumentów musiały ich przekonać, żeby masło zostało w kraju.
W ciągu roku do końca sierpnia cena detaliczna masła wzrosła o 42,9 proc. - wynika z badań GUS. Wśród najważniejszych dla Polaków towarów nie ma takiego produktu, który wzrostem cen choćby się zbliżył do tego poziomu.
Kolejne największe skoki cen w ciągu roku zaliczyły: jabłka (o 28 proc. rok do roku), mięso wieprzowe (o 24 proc.), kiełbasa (o 14 proc.) oraz sery dojrzewające i topione (o 8,5 proc).
Jabłka, masło i sery topione - owszem, wzrosty cen są bolesne - tyle, że te towary stanowią akurat ułamek domowych wydatków przeciętnej rodziny. W ustalonym w ub. r. koszyku inflacyjnym na 2017 r. GUS policzył, że na masło przeznaczaliśmy zaledwie 0,5 proc. budżetu, a na sery dojrzewające i topione 0,7 proc. Owoce to co prawda 1,5 proc. budżetu domowego, ale jabłka stanowią zapewne nie więcej niż jedną trzecią wydatków, czyli na nasze portfele mają oddziaływanie porównywalne z oddziaływaniem masła.
Nasz drogi schabowy
Inaczej sprawa ma się z mięsem i wędlinami. Wydajemy na nie dwunastokrotnie więcej niż na masło, czyli 6,2 proc. budżetu domowego. Zmiana średniej ceny mięsa o 4,8 proc. w ciągu roku jest więc dużo bardziej bolesna dla portfela przeciętnego Polaka, niż ponad 40-proc. nawet zwyżka cen masła.
Przy średnim wynagrodzeniu w gospodarce na poziomie około 3 tys. zł "na rękę" można założyć, że gospodarstwo domowe z dwójką pracujących i dwójką dzieci wydaje miesięcznie 374 zł na mięso, a na masło - zaledwie 28 zł.
W ciągu roku kwota przeznaczana miesięcznie na mięso zwiększyła się o 18 zł, i to tylko w związku ze zmianą cen. W tym samym czasie o 12 zł zwiększyła się kwota wydawana na masło.
Nie każdy rodzaj mięsa szedł przy tym tak samo mocno w górę. O ile ceny kurczaków prawie się nie zmieniły, a wołowina zdrożała o 2-4 proc., to cena wieprzowiny pnie się coraz wyżej. Cena surowego mięsa wieprzowego wrosła średnio o 7,7 proc. w ciągu roku, z czego szczególnie schabu bez kości - aż o 24 proc. Za kilogram podstawowego składnika schabowego trzeba obecnie płacić prawie 18 zł, podczas gdy rok temu było to niecałe 14,50 zł. Wzrosły też ceny wędlin - o prawie 5 proc..
Tu trzeba wskazać winnych. To Niemcy i Chińczycy. W ubiegłym roku ponad dwukrotnie rósł import wieprzowiny do Chin. Zamożniejsi Chińczycy mogą sobie pozwolić na coraz więcej i zmieniają dietę. Import w ubiegłym roku wzrósł do 1,6 mln ton mięsa z 0,8 mln ton rok wcześniej.
Największymi eksporterami na rynek Państwa Środka są Niemcy i Hiszpanie, a z całej Unii Europejskiej wysłano do Chin prawie dwa razy więcej mięsa wieprzowego niż w 2015 r., czyli 1,1 mln tony. To około 7 proc. rocznej produkcji w UE. My do Chin eksportujemy ilości śladowe - zaledwie 355 ton w 2016 r.
Niemcy dali szansę polskim świniom
W tym roku winy za podwyżki cen nie można już zwalić na Chińczyków, bo ci akurat zmniejszali zakupy za granicą. Eksport unijnej wieprzowiny na rynek Kraju Smoka w pierwszej połowie tego roku spadł o ponad 30 proc. w porównaniu z pierwszą połową roku ubiegłego. Tymczasem ceny w Polsce w bieżącym roku nabrały jeszcze większej dynamiki niż w 2016 roku. W sierpniu wieprzowina w detalu była droższa o 8 proc. rok do roku.
Teraz winne podwyżek cen okazało się prawo naszego zachodniego sąsiada - podawał niedawno serwis farmer.pl.
Od ponad trzech lat w Niemczech działają zaostrzone przepisy dotyczące ochrony zwierząt, które mają poprawić wygodę życia świń. Pogorszyły one zarazem sytuację farmerów, bo koszty zaczęły rosnąć. W tym czasie część z nich zrezygnowała z hodowli, kiedy ceny były niższe, a opłacalność spadała. Teraz, gdy ceny poszły w górę, na szybki powrót do biznesu już jest za późno.
Według niemieckiego urzędu statystycznego pogłowie świń i bydła jest najniższe od siedmiu lat. Zmniejszyła się również od ostatniego badania liczba gospodarstw, które miały chlewnie. Ubyło ich siedemset, czyli 2,7 proc.
Ograniczenie produkcji w Niemczech i eksport do Chin zrobiły miejsce dla naszych produktów. W ubiegłym roku polscy hodowcy sprzedali za granicę 0,4 mln ton mięsa ze świń o wartości 796 mln euro - 13 proc. więcej niż rok wcześniej. Główne rynki zbytu to Włochy, USA, Czechy i Niemcy.
W tym roku eksport do Niemiec rośnie już w tempie 34-procentowym pod względem ilości i 81-procentowym, jeśli chodzi o wartość. Do USA wysłaliśmy o 46 proc. więcej mięsa o wartości o 66 proc. wyższej niż rok temu. I choć dla producentów to tłuste lata, to klienci mocno odczuwają to w swoich portfelach.