Ludowy Bank Chin podjął decyzję o dewaluacji rodzimej waluty prawie o 2 proc. To reakcja na słabe wyniki handlu. Decyzja ta ma pobudzić eksport towarów z Chin. Efekt: juan traci drugi dzień z rzędu i w środę był najtańszy do dolara od czterech lat.
Tańszy juan ma sprawić, że wzrośnie konkurencyjność chińskich towarów na międzynarodowych rynkach. Z danych opublikowanych kilka dni temu wynika, że chiński eksport skurczył się w lipcu o ponad 8 proc. W środę rano inwestorzy poznali kolejne dane z chińskiej gospodarki, które potwierdzają spowolnienie. Produkcja przemysłowa w Chinach wzrosła w lipcu o 6 procent w ujęciu rocznym wobec prognoz na poziomie 6 procent. Z kolei sprzedaż detaliczna w tym kraju była w lipcu wyższa o 10,5 procent, również mniej od oczekiwań.
Francis Lun z hongkońskiej firmy GEO Securities uważa, że głównym powodem dewaluacji są złe wyniki eksportu. - Silny juan, który związany jest kursem z dolarem, sprawił, że chiński eksport z Chin stał się bardzo drogi. Z ekspertyz wynika, że w ciągu 10 lat koszty produkcji wzrosły ponadośmiokrotnie. Są one nieznacznie mniejsze niż w Stanach Zjednoczonych, co zmniejsza konkurencyjność produktów z Chin - powiedział ekspert.
W opinii Luna działania Ludowego Banku Chin to za mało, aby skutecznie stymulować chiński eksport.
- Chiny chcą, aby ich juan stał się walutą rezerwową. Włączenie jej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy do tego grona z całą pewnością byłby wielkim sukcesem Pekinu i pośrednio BRICS - przypomina w rozmowie z Money.pl profesor Witold Gomułka. - Jak na razie dolar i euro nadal stanowią blisko 80 proc. płatności międzynarodowych. Żeby juan stał się trzecią najważniejszą międzynarodową walutą, musiałby być swobodnie wymienialny. Prawdopodobnie do tego dojdzie, ale jest to możliwe raczej w dłuższej perspektywie - twierdzi.
Chińska gospodarka rozwija się najwolniej od ćwierćwiecza. Część ekspertów uważa też, że wzrost PKB w tym roku może być mniejszy niż zakładane 7 proc.
- PKB wysokości 7 proc. to wymarzony wzrost dla chińskich władz, ale nierealny. Dobrze będzie jeśli na koniec 2015 roku utrzymają produkt krajowy w tych okolicach. Jednak w perspektywie najbliższej pięciolatki wzrost wyhamuje do 5-6 proc. PKB, mimo że jeszcze niedawno mówiono o 9-10 proc. w 2020 roku - przypomina w rozmowie z *Money.pl *Paweł Cymcyk z ING TFI.
Zobacz, jak kształtuje się kurs juana src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1431353822&de=1439244000&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=CNY&colors%5B0%5D=%230082ff&s%5B1%5D=USD&colors%5B1%5D=%23e823ef&fg=1&fr=1&w=605&h=284&cm=1&lp=1&rl=1"/>
Chińska gospodarka rośnie najwolniej od 24 lat. W perspektywie kolejnych pięciu ma być jeszcze gorzej. Inwestorzy przerażeni taką perspektywą jak najszybciej pozbywają się akcji.
- Chińska gospodarka nie działa na zasadach wolnorynkowych, to daje pole do popisu dla mechanizmów administracyjnych chińskich władz. Wprowadzone działania okazały się skuteczne, a więc rozszerzając ich zakres powinny być ponownie wdrożone - twierdzi w rozmowie z Money.pl Piotr Bujak analityk PKO BP.
Brak reform wpędzi Chiny w kłopoty
Podstawowym problemem Chin jest brak reform, a zaraz następnym - koszt ich wprowadzenia. Obecny model gospodarczy wymaga uzupełnienia o elementy polityki społecznej i nowe branże. Jak wynika z raportu Coface, globalny kryzys pokazał, że dotychczasowy schemat rozwoju oparty na dużych inwestycjach i maksymalizacji eksportu wyczerpał się.
Zdaniem ekonomistów ostatnie lata dobrej koniunktury spowodowały, że masowo powstawały drogi, linie kolejowe, lotniska, domy i biurowce oraz centra handlowe. Powstały pozbawione mieszkańców miasta widma i puste biurowce. Pustostany w miastach stanowią około 22 proc. W ten sposób - zdaniem znanego amerykańskiego doradcy finansowego Harrego Denta - doszło do przeinwestowania. Poprzednio miało ono miejsce w Azji na przełomie lat 80. i 90. W skutek czego wybuchł kryzys azjatycki z lat 1997-2002 - przypomina Dent.
Wśród głównych czynników spowalniających gospodarkę Państwa Środka wymienia się również niski popyt wewnętrzny, spowolnienie na rynku nieruchomości oraz utrzymującą się w niektórych sektorach nadwyżkę mocy produkcyjnych.
W 2013 r. zostało oddanych do użytku o 37 proc. mniej mieszkań niż w 2012 r. Ich ceny wciąż spadają. Ostatnio jedna z największych chińskich firm budowlanych obniżyła ceny sprzedawanych mieszkań o 40 proc., a w ciągu ostatnich kilku kwartałów upadło sporo firm deweloperskich. Pamiętać trzeba, że budownictwo mieszkaniowe było dotąd jednym z filarów inwestycyjnego boomu i wzrostu chińskiej gospodarki. A przecież do niedawna ceny mieszkań w Chinach szybko rosły. Jak tłumaczy Dent, działo się to głównie za sprawą spekulowania nimi na wielką skalę, zwłaszcza przez zamożnych Chińczyków.
Zdaniem ekonomistów, Chiny muszą przestawić się na gospodarkę opartą na popycie wewnętrznym. Do tej pory chińskie społeczeństwo było traktowane jako niskokosztowa siła robocza, podczas gdy ma ono wielki potencjał konsumencki. Jednak,aby go wyzwolić, konieczny jest wzrost płac i poziomu jakości życia.
Cud wyrwał ich z nędzy, ale biznes im się wymyka
Mimo że cud gospodarczy wyrwał w Chinach ponad 500 milionów osób z nędzy, a PKB per capita w najludniejszym kraju świata wzrosło z 5 tys. dol. do ponad 11 tys. dol. rocznie na przestrzeni od 2005 do 2014 roku, to kraj wciąż chce opuścić coraz więcej obywateli. Za granicą szukają lepszej edukacji dla swoich dzieci, swobód obywatelskich i lepszych warunków życia. Jak wynika z raportu Bain & Company, aż 60 proc. najbogatszych Chińczyków chce wyjechać.
Również biznes ucieka z Chin. Państwo Środka powoli traci konkurencyjność, którą przez lata zawdzięczało niskim kosztom pracy i milionom dostępnych na rynku pracowników. Choć wytwarzanie towarów w Chinach jest wciąż tanie w porównaniu z Zachodem, to już nie do tego stopnia, aby stało się ostatecznym argumentem dla biznesu, który decyduje o dużych inwestycjach.
Decyzję o przeniesieniu części produkcji do samych Stanów podjęły w ostatnim czasie tak znane firmy, jak: Apple, Motorola i Whirlpool. Znaczenie odzyskuje również Europa, będąca jednym z głównych rynków zbytu dla dużych koncernów. Szczególnie widoczne jest to w branży spożywczej i motoryzacyjnej.