Produkcja i dystrybucja narkotyków od wielu lat opanowana jest przez organizacje przestępcze, które tak jak najpotężniejsza w historii – kolumbijski kartel z Cali – każdego roku zarabiają wiele miliardów dolarów. Jak wyglądałby świat, gdyby kokainę nie tylko zalegalizować, ale uznać za legalnie funkcjonujący środek płatniczy?
**Kokaina zamiast parytetu złota**
W XIX wieku większość krajowych systemów monetarnych cechowała wysoka stabilność, ponieważ emitowane pieniądze miały zabezpieczenie w złocie. Banknoty stanowiły wówczas jedynie substytut drogocennego kruszcu, a niewielkie wahania cen i kursów walut wiązały się ze zmianami w zasobach posiadanego złota np. za sprawą eksploatacji kolejnych złóż. Parytet złota nie wytrzymał jednak próby czasu, a konkretnie rosnących wydatków ponoszonych przez rządy w trakcie I wojny światowej. Od tego czasu większość krajowych walut opiera się na pieniądzu fiducjarnym, czyli nieposiadającym zabezpieczenia w dobrach materialnych.
Historia zna jednak przypadki, w których tradycyjne waluty tracą na znaczeniu ze względu na nietypowe wydarzenia gospodarcze, a o bogactwie decyduje posiadanie oficjalnie niewymienianych na pieniądze zasobów. Cofnijmy się o kilka dekad: do Kolumbii lat 80. i 90. rządzonej de facto przez kartele narkotykowe, a w szczególności przez kartel z Cali dowodzony przez braci Orejuela, będący „najpotężniejszym syndykatem zbrodni w dziejach”.
**Biały proszek i pranie brudnych pieniędzy**
Gilberto i Miguel Orejuela, którzy swą przestępczą działalność rozpoczęli w latach 70. od handlu marihuaną dwie dekady później stali na czele najbogatszej organizacji przestępczej w dziejach dzięki produkcji i eksportowi kokainy – szczególnie na rynek amerykański .Wbrew pozorom Narcos z Cali, nazywani w kraju „dżentelmenami” ze względu na swój image, mieli bardzo wiele wspólnego ze współczesnymi miliarderami i finansistami rządzącymi gospodarką.
Odeszli od sposobu działania swojego konkurenta i poprzednika, ekscentrycznego Pablo Escobara – udoskonalili zarówno metody eksportu kokainy do Stanów, jak również sposoby prania pieniędzy i oddziaływania na władzę, dzięki czemu mogli zarabiać jeszcze więcej, bo nawet 7 miliardów dolarów rocznie. Gilberto i Miguel nie stronili od przemocy, biorąc udział między innymi w „czyszczeniu” swego rodzinnego miasta z ich zdaniem elementów szkodliwych społecznie, czyli prostytutek, bezdomnych i złodziei. Ich sposób, od metody pozbywania się ciał, określono „rzeką śmierci”. Do perfekcji opanowali też pranie pieniędzy, między innymi za sprawą inwestycji deweloperskich i sprawnie działającej sieci aptek. Kokainę potrafili transportować do Stanów niezwykle innowacyjnymi metodami, np. we wnętrzu torpedy. Dodatkowo skutecznie korumpowali najwyższych kolumbijskich urzędników, łącznie z prezydentem. Do pełnego sukcesu przedsiębiorstwu z Cali zabrakło jedynie... legalizacji głównego źródła przychodów.
**Wyjść z podziemia i szarej strefy – kokaina legalną walutą **
Podobnie jak wspomniana I wojna światowa, tak samo wojna z narkotykami słono kosztuje. Od 1970 roku sami Amerykanie wydali na nią ponad bilion dolarów (obecnie około 50 mld rocznie). Możliwości skutecznego zlikwidowania karteli, które do dzisiaj produkują narkotyki w niedostępnych kolumbijskich dżunglach i sukcesywnie przemycają je do Stanów, nie widać na horyzoncie. Jednocześnie w samej Kolumbii z powodu narkotyków dochodzi rocznie do 14,5 tys. zabójstw.
Jeśli uznamy, że każdy człowiek, również narkoman, ma prawo samodzielnie decydować o swoim życiu, zapewne skutecznym rozwiązaniem problemu stałaby się legalizacja narkotyków, zwłaszcza kokainy, która jednocześnie mogłaby stać się czymś w rodzaju środka płatniczego, a przynajmniej stanowić zabezpieczenie dla emitowanych pieniędzy – podobnie jak w przeszłości złoto. Jest to oczywiście rozwiązanie z gatunku political-fiction i dwuznaczne moralnie, ale jednocześnie silnie działające na wyobraźnię. Skoro wiele osób jako pełnoprawną walutę respektuje dziś całkowicie wirtualne bitcoiny, z kokainą opartą przecież o autentyczne potrzeby niektórych ludzi sprawa przynajmniej w teorii powinna być znacznie prostsza...
**Największa fortuna w dziejach? **
Gram najlepszej kokainy kosztuje dziś w USA około 150 dolarów. Gdyby stała się ona legalna, cena z pewnością by spadła, ale prawdopodobnie dotyczyłoby to głównie towaru najniższej jakości. „Konsumenci” byliby skłonni zapłacić więcej za najczystszy produkt. W czasach świetności kartelu z Medellin nielegalny proceder generował nawet 50% wartości eksportu z Kolumbii, Boliwii i Peru. Dotychczasowi przestępcy mogliby jednak liczyć na legalny biznes na znacznie szerszą skalę. Bracia Orejuela, których kartel kontrolował nawet 80% rynku kokainy, mogliby zrealizować swoje marzenie o legalnym biznesie. Dziś ich organizacja stanowiłaby zapewne najpotężniejszą korporację świata, bo 7 miliardów rocznego zysku z pewnością można by pomnożyć kilkukrotnie!
Oczywiście wizja kokainy jako obowiązującej waluty niesie za sobą konkretne problemy natury technicznej. Jak wówczas wyglądałoby robienie codziennych zakupów? Czy każdy z nas musiałby nosić ze sobą małe pakunki odpowiadające określonej gramaturze białego proszku? A może precyzyjne elektroniczne dozowniki przesypywałby kokę do sklepowej kasy z naszych prywatnych dyspenserów? Mniej abstrakcyjna wydaje się wersja, wedle której w obiegu pozostają banknoty, jednak narodowe banki w białym proszku – bogactwie powszechnie uznawanym na świecie – trzymałby swoje rezerwy federalne. Oczami wyobraźni nietrudno dostrzec strzeżony przez dziesiątki tysięcy żołnierzy Fort Knox, gdzie zamiast złota spoczywają góry kokainy. Czy któryś z karteli, a może prywatna armia złożona z narkomanów, odważyłyby się dokonać szturmu na bazę?
Czy świat z legalną kokainą stałby się bardziej niebezpieczny? Wojny karteli w dużej mierze przeniosłyby się na sferę gospodarczą. Państwa ograniczyłyby wydatki związane z wojną przeciw narkotykom. Wedle szacunków na terenie Unii Europejskiej z powodu narkotyków (głównie kokainy i związanych z nią niekontrolowanych zachowań) umiera rocznie około 9 tys. ludzi, przy czym inne nałogi, jak tytoń i alkohol, są odpowiedzialne za 100 tys. zgonów. Oszczędzone pieniądze można by jednak przeznaczyć na edukację oraz realną pomoc dla uzależnionych, a przecież rządy czerpałyby wielkie zyski z podatków od białego proszku. Czy świat z kokainą jako walutą stałby się lepszy? Tego nie sposób rozstrzygnąć, ale z pewnością nie znalazłoby się w nim miejsce dla tak barwnych historii, jak życie bossów z Cali, o którym opowiada najnowszy sezon serialu „Narcos”.
Artykuł sponsorowany