Po 11 miesiącach tego roku mamy 2,4 mld zł deficytu budżetowego. To koniec dobrej passy, kiedy Ministerstwo Finansów mogło chwalić się nadwyżkami. Jednak, jak zaznacza resort Mateusza Morawieckiego, obecny wynik nadal pokazuje, że budżet jest w dobrej kondycji. Ekonomiści przyznają, że deficyt nie jest niczym zaskakującym i tego należało się spodziewać.
Według czwartkowych danych Ministerstwa Finansów od stycznia do listopada do kasy państwa wpłynęły 323,3 mld zł. Wydatki wyniosły zaś 325,7 mld zł. Daje to 2,4 mld zł deficytu, podczas gdy jeszcze miesiąc wcześniej mieliśmy 2,7 mld zł nadwyżki.
- 2,4 miliarda złotych na minusie to nic złego. To jest tak naprawdę bardzo dobry wynik - uważa prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów.
- To jest coś, czego można się było spodziewać - dodaje prof. Dariusz Filar, były członek Rady Polityki Pieniężnej. - Od początku roku było wiadomo, że z końcem roku będą realizowane wypłaty, które ten deficyt powiększą - dodaje i zaznacza, że nie jest zwolennikiem comiesięcznego chwalenia się wynikami z wykonania budżetu.
Jak mówi ekonomista, najważniejsze są bowiem dane za cały rok. A te spłyną do nas w całości dopiero pod koniec pierwszego kwartału przyszłego roku
Już teraz jednak obaj ekonomiści są zgodni co do tego, że deficyt raczej jeszcze wzrośnie. To też nie będzie zaskoczeniem.
Ministerstwo Finansów w ustawie budżetowej założyło bowiem, że deficyt budżetu państwa może sięgnąć aż 59 mld zł. W grudniu rząd ma więc jeszcze sporo swobody w schodzeniu pod kreskę, a i tak zmieści się w założeniach budżetu.
Według Stanisława Gomułki nawet jeśli deficyt na koniec roku wyniesie 10 miliardów złotych, to i tak będzie to dobry wynik. - Z kolei przy 30 miliardach będzie już gorzej - uważa ekonomista.
Ile wyniesie on dokładnie, będzie zależało od wielu czynników. Między innymi od rozliczeń związanych ze zwrotem podatku VAT, a także poziomu polskich inwestycji publicznych. Te, po bardzo słabym 2016 roku, odbiły, ale o ile dokładnie - to się dopiero okaże.
Obaj ekonomiści zwracają uwagę na jeden zasadniczy problem: to nie deficyt budżetowy jest najważniejszy, a wysokość deficytu sektora finansów publicznych w stosunku do PKB.
- Przy obecnej koniunkturze ten wskaźnik powinien się u nas kształtować na poziomie bliskim zeru albo być nawet lekko na plus. A u nas będzie to między 2 a 3 procent. Tymczasem 3 procent powinniśmy mieć w czasach kryzysu - uważa Stanisław Gomułka.
- Korzystając z dobrych czasów połowa krajów unijnych odkopuje się z długów. Polska tego nie robi - kwituje Dariusz Filar.