Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
oprac. Izabela Trzaska
|

Delegowanie pracowników w UE. Macron chce odizolować Węgry i Polskę

18
Podziel się:

Omijając Węgry i Polskę w europejskiej podróży poświęconej zaostrzeniu unijnych przepisów o delegowaniu pracowników, prezydent Francji Emmanuel Macron chce odizolować te dwa kraje, które nie chcą niekorzystnych dla nich zmian - twierdzą francuskie media.

Delegowanie pracowników w UE. Macron chce odizolować Węgry i Polskę
(REUTERS)

Wielu obserwatorów i komentatorów zauważa w czwartek, że omijając w swej podróży Warszawę i Budapeszt, które, jak pisze internetowa gazeta "Huffington Post", "są głównym hamulcem", "Emmanuel Macron ma nadzieję na wyizolowanie pary głównych przeciwników". Jest tak, "choć Pałac Elizejski zarzeka się, że nie ma mowy o stworzeniu podziałów między różnymi grupami krajów w łonie UE" - podkreśla "Huffington Post".

Odnosząc się do środowego spotkania w Salzburgu szefów rządów Austrii, Francji, Czech i Słowacji o pracownikach delegowanych, dziennik "Le Monde" zaznacza, że niczego tam nie podpisano i żeby się dowiedzieć, czy Francja wygrała walkę w tej sprawie, czekać trzeba na najbliższe spotkanie ministrów pracy UE 23 października. "Jednak to, co francuski prezydent nazwał "dobrą wolą" Pragi i Bratysławy, pozwala co najmniej na podział w jedności Grupy Wyszehradzkiej" - czytamy w "Le Monde".

Korespondent tego dziennika pisze: "Pracownicy delegowani to łatwy chłopiec do bicia dla eurosceptyków z Zachodniej Europy. Dla Emmanuela Macrona to zasadniczy punkt w promowaniu "Europy, którą chroni", szczególnie w momencie, gdy równolegle uelastycznia on francuski rynek pracy".

Zobacz także: Zakaz handlu w niedzielę. Sklepy chcą zmian w Kodeksie pracy

"Macron przeciw Europie Wschodniej" - brzmi tytuł w dzienniku "Liberation". Autor artykułu Jean Quatremer zwraca uwagę, że pracownicy delegowani w UE stanowią jedynie 0,4 proc. wszystkich pracowników UE pracujących w pełnym wymiarze godzinowym.

"Choć ich liczba jest ograniczona, pracownicy delegowani to woda na młyn, z którego demagodzy czerpią swą mąkę" - pisze Jean Quatremer. Ten ceniony we Francji znawca spraw europejskich uważa, że Francja, poprzez swoje żądania może doprowadzić do tego, że nie dojdzie do żadnych poprawek w obecnej dyrektywie o pracownikach delegowanych pochodzącej z 1996 roku, której nowelizację zaproponowała Komisja Europejska.

Obserwatorzy zauważają, że choć Macron walczy o poważną nowelizację dyrektywy, jej przekreślenie nie leży w interesie Francji. A to dlatego, że kraj ten jest trzecim w UE dostarczycielem pracowników delegowanych - według statystyk w 2015 r. było ich ok. 200 tys.

Korespondent "Le Monde" pisze: "Wydaje się, że (w Salzburgu) Emmanuel Macron przychylnym uchem wysłuchał sprzeciwu (V4) wobec kwot imigrantów".

Stwierdzając, że "nie do mnie należy wskazywanie, ilu migrantów należy skierować na Słowację" i że "nie jest moim życzeniem, by do sprawy podchodzić według tej zasady", "prezydent Francji otwarcie krytykuje europejski projekt rozmieszczania kandydatów do prawa azylu. (...) Pałac Elizejski zaprzeczał jednak w środę wieczór, jakoby ustąpił w tej kwestii Pradze i Bratysławie, w zamian za gest w sprawie pracowników delegowanych".

Cytowana w "Liberation" francuska europosłanka Elisabeth Morin-Chartier wątpi, by Emmanuel Macron w sprawie pracowników delegowanych uzyskał wystarczające poparcie zarówno w Radzie UE, gdzie reprezentowane są rządy państw członkowskich, i w Parlamencie Europejskim. Przypomina, że w styczniu prezydencję w Radzie UE obejmuje Bułgaria, która o nowelizacji dyrektywy "nie chce nawet słyszeć".

- "Absolutnym skandalem" jest oskarżanie Polski o nadużycia wokół delegowania pracowników - powiedziała prezes Francusko-Polskiej Izby Handlowej Hanina Goutierre. Jej zdaniem dyrektywa z roku 1996, wraz z poprawkami z roku 2014, "jest całkiem wystarczająca".

To, co chce zrobić prezydent Francji, który dyrektywę nazwał "zdradą ducha europejskiego", jest zdaniem Goutierre "czystym protekcjonizmem". Przypomniała, że jednym z celów Unii jest wyrównanie poziomu rozwoju i gospodarek wszystkich krajów, apelując: "dajcie czas uboższym na dorównanie".

Jej zdaniem, najwięcej nadużyć popełniają firmy francuskie. Przytoczyła statystyki, według których "we Francji tylko w 3 proc. kontrolowanych firm stwierdzono nadużycia, a wśród tych 3 proc. większość stanowiły firmy francuskie".

- Nie ma dumpingu socjalnego - powiedziała rozmówczyni wbrew powielanym we Francji oskarżeniom. Koszty pracowników delegowanych są dla ich pracodawców często wysokie, gdyż dochodzą takie obciążenia jak zakwaterowanie czy transport. - Wytykanie ich palcem to czysta demagogia i kłamstwo - mówi Hanna Goutierre.

Kontrowersyjne przepisy uderzają w Polskę

Sprawy pracowników delegowanych i kierowców łączą się, choć propozycje zostały przedstawione w różnym czasie. Projekt odnoszący się do pracowników delegowanych został zaprezentowany w ubiegłym roku, a ten dotyczący transportu - w maju. Oba są trudne do zaakceptowania dla naszego kraju.

Największe kontrowersje w projekcie o pracownikach delegowanych wywołuje propozycja wynagradzania ich w taki sam sposób, jak pracowników państwa przyjmującego. Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, lecz także inne obowiązkowe składniki wynagrodzenia, takie jak premie czy dodatki urlopowe. Gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, pracownik delegowany - zgodnie z propozycją KE - byłby objęty prawem pracy państwa goszczącego. Dla polskich firm, które delegują prawie 0,5 mln pracowników, to skrajnie niekorzystne zapisy.

Okres korzystania ze statusu pracownika delegowanego miałby być ograniczony do 24 miesięcy. Francja, wspierana przez kilka innych zachodnich krajów, forsuje ograniczenie delegowania do 12 miesięcy.

Jak pisaliśmy w money.pl, nowe regulacje dotyczące płacy minimalnej najmocniej uderzają w polskie firmy transportowe. - Chyba nie tylko po to powstała UE, żeby zdobyć nasz rynek i ręce do pracy, ale żebyśmy też mogli konkurować gospodarczo. W tej chwili jednak bogatsze kraje Unii chcą nam to utrudnić i wypchnąć z rynku - mówi Piotr Ozimek, właściciel firmy spedycyjnej.

Z Paryża Ludwik Lewin

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(18)
WYRÓŻNIONE
Prosta_Ripost...
7 lat temu
OK. Niech Francuskie i Niemieckie firmy obecne w Polsce zostaną zobowiązane do płacenie takich samych pensji, jakie płacą pracownikom w macierzystych krajach.
Blabla
7 lat temu
A może po niemiecku skontrolować kilka ich firm, marketów, firmę telekomunikacyjną i jakiś bank . Mikron weź zimny prysznic !
sowieckieStan...
7 lat temu
"Europejskie wartości" - FAŁSZ I OBŁUDA
NAJNOWSZE KOMENTARZE (18)
Piotr
7 lat temu
[QUOTE] Największe kontrowersje w projekcie o pracownikach delegowanych wywołuje propozycja wynagradzania ich w taki sam sposób, jak pracowników państwa przyjmującego. Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, lecz także inne obowiązkowe składniki wynagrodzenia, takie jak premie czy dodatki urlopowe. Gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, pracownik delegowany - zgodnie z propozycją KE - byłby objęty prawem pracy państwa goszczącego. Dla polskich firm, które delegują prawie 0,5 mln pracowników, to skrajnie niekorzystne zapisy. [/QUOTE] Spryciule -nie oni będa płacić a Oni będą korzystać z Naszego pracowbika .Ciekawe czy byliby tacy skorzy zeby to Oni płacili . Zgoda na tę dyrektywę oznacza masowe upadki Polskich firm .Przecviez płace w Unii są wywindowane do granic niebotycznych
as
7 lat temu
tylko po to powstała UE, żeby zdobyć nasz rynek i ręce do pracy
T.
7 lat temu
Gdybyśmy nadal byli krajem biednym, bez perspektywicznego rozwoju gospodarczego,krajem uległym wobec wszelkich dyrektyw płynących z UE nakazującym nam jak mamy żyć i tanią siłą roboczą tzw. parobkami dla zachodnich krajów UE to wszystko byłoby O.K. Ale zaczynamy podnosić się z kolan w kwestii gospodarczej, stawiać na swoim w sprawach spornych , od czasu do czasu uderzyć pięścią w stół gdy nas coś niepokoi w dyrektywach i to zaczyna się nie podobać przywódcom krajów zachodniej Europy a także i Komisji Europejskiej. Dlatego takie kraje nie są mile widziane wśród bogatych ,ponieważ nie da się ich już doić jak wcześniej zamierzano. Po prostu nie da się na cudzym grzbiecie jechać do raju i to nie podoba się Panom decydentom z UE. Przecież należy sobie uzmysłowić, po cóż UE kraje z Europy wschodniej ? Ano po to, aby te kraje na nich robiły i przynosiły im dochody. To jest cel bogatych. Zawsze bogaty dorabia się na biednych ,nigdy odwrotnie. A tu Polska i Węgry zaczynają podskakiwać i tu powstał dylemat ; - po nam te kraje skoro nie będzie z nich wielkiego pożytku ?
olo
7 lat temu
Ktoś kto laduje w prochno nie może być normalny
34gf3124f
7 lat temu
ja juz bojkotuje niemieckie sklepy i produkty, teraz zaczne francuskie :))