Albo jesteś frajerem (czytaj: płacisz podatki), albo zaradnym biznesmenem (czytaj: robisz wszystko, by je ominąć) – tak według anonimowego blogera robi się interesy w Centrum Handlowym "Ptak", drugim największym targu odzieżowym w Polsce.
Autor pracuje na terenie centrum od niedawna. Jak sam twierdzi, obsługuje na stoisku setki klientów dziennie, którzy zostawiają w kasie setki tysięcy złotych. Jednak niewiele z tego trafia do fiskusa.
"Osoby, które będę tu opisywał mimo iż przekonane są, że robią tylko i wyłącznie dobrą robotę, bo przecież ciężko pracują i nie biorą socjalu, psują szansę uczciwym ludziom, którzy mogliby stworzyć coś naprawdę fajnego, ale mają na dzień dobry podcinane skrzydła. Krzywdzące są także opinie osób nieświadomych, które piszą wspaniałe opinie w komentarzach pod każdym postem i cieszą się, że wszystko można kupić dużo taniej niż w firmie X czy Y. Na takim podatnym gruncie, osoby takie budują swoje imperia odzieżowe wykańczając przy okazji dziesiątki świetnie prosperujących, legalnych sklepów i spółek handlowych, które pracują DLA NAS WSZYSTKICH płacąc podatki, odprowadzając składki na ZUS, NFZ, itp.” – pisze bloger.
Według niego stoiskami w popularnym Ptaku rządzi chęć zysku i oszukiwania państwa. A panikę wywołała kontrola Krajowej Administracji Skarbowej, która przyjechała do centrum miesiąc temu. "Na Ptaku popłoch, ale tylko na stoiskach handlujących podróbami. (...) Jest kilka stoisk, które praktycznie w biegu trzaskały drzwiami, kratami i pracowników wyrzucało na korytarz bez kurtek. Jedna z firm, która słynie wśród naszej społeczności ze sprzedaży podrób, m.in. kurtek Moncler czy Gucci, tak mocno się usr..., że walili głupa na stołówce Ptakowej, że niby są klientami detalicznymi i przyszli oglądać towar na Ptaku. Zapomnieli tylko, że szef i szefowa w całym tym zamieszaniu jest w klapkach, a przecież jest styczeń” – czytamy.
Targowisko na kontrolerów ze skarbówki i urzędu celnego miało dotychczas inny sposób. Jak twierdzi autor wpisu, w radiowęźle puszczano komunikat: "Wycieczka z Warszawy odwiedziła centrum handlowe Ptak", co oznaczało, że na teren hal weszli urzędnicy z kontroli. Teraz zastąpiono je innym: "Przypominamy, że należy posiadać przy sobie zawsze dokument potwierdzający zakup towaru".
Czytaj więcej: Jak działają karuzele wyłudzania VAT
Tylko że tym razem kontrola KAS była inna. Urzędnicy spędzili w Ptaku bite dwa tygodnie. Każda osoba wychodząca z zakupów była kontrolowana. Podziałało. Sprzedawcy od tej pory postanowili, że nikt nie opuszcza stanowiska bez faktury VAT. Ale, jak twierdzi bloger, problem pojawił się wtedy, gdzie indziej. Do pracodawcy autora zadzwoniła jego księgowa. Powiedziała, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni zrobiony obrót przekroczył normalną, roczną wartość.
"Na Ptaku są pewne schematy. Ceny podane są netto, kasa fiskalna schowana, a dla klienta chcącego fakturę VAT, trzeba go doliczyć i klient go w całości płaci. Jak ma szczęście i właściciel boksu chce podbić sobie dochód, bo stara się o kredyt na nową furę, to policzy mu połowę VAT-u, aby zachęcić go do wzięcia faktury. To wszystko fajnie i prosto, bo przecież nie da zrobić się 'wyciągu' ze stoiska, ile kto i komu sprzedał. Wszystko rozliczane jest gotówką, terminali płatniczych na Ptaku nie ma WCALE – no chyba, że w Horteksie, ale tam się kupuje kawę, a nie ciuchy" – ujawnia autor wpisu.
Blog pod pierwotnym adresem jest już niedostępny. Jego zarchiwizowaną wersję można znaleźć pod tym adresem.