Biznesmen skazany za aferę podsłuchową na 2,5 roku więzienia musi stawić się w zakładzie karnym już za 6 dni. Sąd Najwyższy nie zgodził się na wstrzymanie wykonywania kary, nie pomógł też prezydent.
Dokładnie 23 maja Marek Falenta musi się stawić w więzieniu na warszawskim Grochowie. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", zbudowany w latach 70. zakład karny może przyjąć 620 więźniów. Jak zaznacza dziennik niewielkie wyroki odsiadują tam głównie kobiety.
Biznesmen skazany za aferę podsłuchową spędzi tam 2,5 roku. O wezwaniu do stawienia się w więzieniu Falenta informował na Twitterze. Jeszcze kilka tygodni temu, kiedy sprawę opisywała Rzeczpospolita, jego obrońcy byli zaskoczeni informacją.
Złożyli wniosek do Sądu Najwyższego o wstrzymanie kary. Został odrzucony. Sąd wydał też negatywną opinię w sprawie ułaskawienia Falenty przez Andrzeja Dudę – przypomina ”Wyborcza”.
Przypomnijmy, że Falenta został skazany za zlecenie nielegalnego nagrywania rozmów polityków i biznesmenów.
Między lipcem 2013 a czerwcem 2014 roku w warszawskich restauracjach podsłuchano i nagrano ponad 700 godzin prywatnych rozmów polityków, biznesmenów oraz funkcjonariuszy publicznych. Wynikiem upublicznienia części tych rozmów była tak zwana afera podsłuchowa.
Ujawnione w mediach nagrania z 80 spotkań wywołały kryzys w rządzie Donalda Tuska. Wśród nagranych byli, prócz czołowych polityków PO i lewicy, także szefowie NBP, NIK, CBA, BOR, Orlenu oraz znani polscy biznesmeni: Jan Kulczyk i Leszek Czarnecki.
Na taśmach Falenty znalazł się również obecny premier Mateusz Morawiecki - o czym pisaliśmy w money.pl . Rozmówcami ówczesnego prezesa BZ WBK byli: prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło oraz prezes PGE Krzysztof Kilian i jego zastępczyni, Bogusława Matuszewska.
Falenta nie przyznał się do winy. Wraz z nim na więzienie został skazany też jeden z nagrywających kelnerów. Ale on otrzymał wyrok w zawieszeniu.