W poniedziałek Bośnia i Hercegowina, składając podanie akcesyjne, oficjalnie dołączyła do grona krajów kandydujących do Unii Europejskiej. Czy rozszerzanie Wspólnoty o kolejne kraje oznacza, że należąca do tej struktury już od niemal 12 lat Polska musi się liczyć ze spadkiem unijnego dofinansowania, a nawet statusem płatnika netto?
Wniosek o członkostwo w Unii kolejnego byłego kraju Jugosławii złożył w Brukseli członek Prezydium Bośni i Hercegowiny Dragan Czović. Poinformowała o tym szefowa unijnej dyplomacji - Federica Mogherini.
- W momencie, gdy Unia jest kwestionowana od wewnątrz, widzimy, że wciąż pozostaje atrakcyjna dla krajów spoza Wspólnoty, co jest bardzo pozytywnym sygnałem - stwierdziła Mogherini. Rozpoczęcie negocjacji akcesyjne będzie jednak możliwe dopiero po tym, gdy zgodzą się na to wszystkie kraje członkowskie.
Dwa kraje byłej Jugosławii w Unii, kolejne cztery kandydują
Składając wniosek akcesyjny, Bośnia znalazła się w gronie czterech państw powstałych po rozpadzie Jugosławii, które mają oficjalny status kandydata do członkostwa w Unii Europejskiej. Pozostałe to Czarnogóra, Serbia i Macedonia. Spośród postjugosłowiańskich państw w Unii są już Słowenia (od 2004 roku) i Chorwacja (od 2013 roku).
Czy powiększenie grona potencjalnych członków Unii może budzić uzasadnione obawy, że szeroki jak dotąd strumień unijnych pieniędzy zostanie w kolejnych latach uszczuplony? A w najgorszym wypadku Polska stanie się płatnikiem netto (czyli więcej pieniędzy wpłaci do UE niż z niej otrzyma)?
Piotr Wiąckiewicz, specjalista ds. funduszy europejskich, właściciel firmy doradczej IspLink, uspokaja w rozmowie z money.pl, że takie obawy są bezpodstawne, a możliwa akcesja do Unii kolejnych krajów nie powinna mieć istotnego wpływu na skalę pomocy, na jaką może liczyć Polska.
Zapewnione unijne finansowanie na 7-8 lat
- Nie sądzę, żeby wejście do Unii innych krajów, szczególnie tak małych jak Bośnia, sprawiło, by strumień pieniędzy unijnych został przekierowany gdzie indziej, gdyż ich przyznanie zależy przede wszystkim od obiektywnych parametrów rozwoju gospodarczego - wyjaśnia Wiąckiewicz, podkreślając, że ze wsparcia funduszy spójności nadal korzysta część krajów "starej Unii".
Jak podkreśla ekspert, dopiero startuje perspektywa 2014-2020, w ramach której aż do 2023 roku w Polsce będą mogły być wydatkowane środki unijne. - Oznacza to, że mamy przed sobą przynajmniej 7-8 lat korzystania z wsparcia finansowego UE - zwraca uwagę.
- Inną sprawą jest to, jak będzie wyglądał kolejny unijny budżet - przyznaje ekspert. - Można się liczyć z tym, że te środki będą niższe, ale to zależy od wielu czynników. Można zakładać, że PKB Polski będzie nadal rósł, ale jest oczywiste, że nie wyrównamy poziomu rozwoju z Zachodnią Europą w ciągu dekady i Polska nadal będzie kwalifikować się do funduszy spójności - mówi ekspert IspLink.
Największe ryzyko stanowi polityka polskiego rządu
Piotr Wiąckiewicz mówi też, że zupełnie nieprawdopodobne jest, by w dającej przewidzieć się przyszłości Polska stała się płatnikiem netto Unii Europejskiej. - Polska jeszcze długo będzie beneficjentem funduszy unijnych, liczonych razem z polityką rolną - podkreśla. - Płatnikami netto jest tylko kilka krajów Wspólnoty i są to z reguły najbogatsze i najwyżej uprzemysłowione państwa - przypomina.
Według eksperta, na sytuację finansową Polski w UE nie powinien mieć większego wpływu w krótkiej i średniej perspektywie nawet ewentualny Brexit. - Większe ryzyko stanowią ewentualne konsekwencje polityczne oceny polityki obecnego rządu. Według takiego czarnego scenariusza mogłoby dojść do zamrożenia części funduszy unijnych dla Polski, ale to bardzo odległa perspektywa - stwierdza Wiąckiewicz.