Wszystko przez największe spadki cen akcji od prawie 7 lat. Choć kiepskie nastroje panują na parkietach giełdowych całego świata, tak wielkiej przeceny jak u nas nie ma nigdzie.
Nastroje na warszawskiej giełdzie są od pewnego czasu bardzo złe, ale tak fatalnych statystyk nie było od lat. Najdobitniej pokazuje to podsumowanie lutego. Był to najgorszy miesiąc dla krajowych inwestorów od września 2011 roku. Notowania indeksu WIG spadły o 6,6 proc. Może ta liczba sama w sobie nie robi wielkiego wrażenia, ale przekłada się to na odpływ z giełdy ponad 80 mld zł.
To pokazuje, jak wielkie ryzyko wiąże się z grą na giełdzie. Jeszcze pod koniec stycznia polska giełda była na szczycie, bijąc 10-letnie rekordy. Wystarczyła iskra, by sytuacja odwróciła się o 180 stopni.
Tą iskrą było ogromne zamieszanie na amerykańskiej giełdzie, która w krótkim czasie zaliczyła bardzo mocne tąpnięcie. Wywołało to globalne obawy o koniec hossy, które okazują się zasadne. Wszystkie najważniejsze giełdy świata zamknęły luty na minusie.
Niestety przez nasz parkiet przetoczył się największy huragan. Indeks WIG20 (grupujący dwadzieścia największych polskich spółek) ze stratą sięgającą 9 proc. nie miał sobie równych. W tym samym czasie kolejne dwie najsłabsze giełdy europejskie w Niemczech i Hiszpanii odnotowały niecałe 7 proc. spadków.
W tym niechlubnym rankingu wyprzedziliśmy też najsłabszą giełdę Azji - z chińskiego Szanghaju, a także słabeusza amerykańskiego kontynentu - giełdę z Meksyku.
źródło: notowania giełdowe w lutym
Kapitał odpływa z rynków
Luty był fatalny dla inwestorów. Co gorsza, nie ma widoków na to, żeby szybko się to zmieniło. Pierwsze dwa dni marca przynoszą dalsze spadki na GPW. W czwartek WIG20 stracił na wartości 1 proc. Piątek przynosi kolejne, podobne w skali obniżki cen akcji.
- Początek miesiąca okazuje się niezwykle nerwowy i sygnalizuje, że kapitał globalny przechodzi z trybu chęci generowania zarobku do fazy obawy przed głębszymi spadkami - komentuje sytuację Łukasz Bugaj, analityk Domu Maklerskiego BOŚ.
Źródłem nerwowości na rynkach ponownie są Stany Zjednoczone. Ekspert DM BOŚ zwraca uwagę na słowa nowego prezesa amerykańskiego banku centralnego, który wydaje się być otwarty na możliwość aż czterech podwyżek stóp procentowych w tym roku. A rynek jest ostatnio bardzo wyczulony na kwestie powiązane ze stopami procentowymi czy inflacją.
- Inwestorzy obawiają się, że to schyłkowy moment we wzrostowym cyklu, kiedy zamiast ożywienia koniunktury otrzymujemy wzrost inflacji - wskazuje Bugaj. Jak dodaje, kapitał zaczął odpływać z rynków wschodzących. A nasz rynek jest szczególnie uzależniony od zagranicznych inwestorów.
Nie koniec kłopotów
Rynki mają jednak jeszcze większy problem i ponownie w centrum uwagi jest prezydent USA. Jak zauważa Marek Rogalski z DM BOŚ, Trump odpalił bombę. Poinformował w czwartek wieczorem o nałożeniu taryf na import stali (w wysokości 25 proc.) oraz aluminium (w wysokości 10 proc.).
- To natychmiast wzbudziło obawy, że tym posunięciem Trump rozpoczął globalne wojny handlowe, które ostatecznie mogą zaszkodzić amerykańskiej gospodarce oraz dolarowi. Zwłaszcza, że natychmiast zareagowała na to Komisja Europejska, a w Chinach pojawiły się głosy o konieczności zemsty - komentuje Rogalski.
Jak groźne mogą być takie działania dobrze pokazuje historia. W 2002 roku za kadencji prezydenta G.W. Busha juniora została podjęta decyzja o nałożeniu 30 proc. cła na import stali. Skończyło się to głębokimi spadkami na giełdach i mocną przeceną dolara. Historia się powtórzy?
Wykres indeksu S&P500 (giełda USA), dolara i rentowności obligacji src="https://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1523948400&de=1523977800&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=BZW&colors%5B0%5D=%230082ff&fg=1&fr=1&w=605&h=284&cm=0&lp=1&rl=1"/>