VAT-owi oszuści najczęściej znikają z kraju, zanim służby zdążą się nimi zainteresować. Wtedy skarbówka bierze się za firmy, które zawierały z oszustami transakcje. Tym, które robiły to nieświadomie, Naczelny Sąd Administracyjny wreszcie zapewnił ochronę.
Rekordowe wpływy z VAT-u. To ostatnio bardzo popularne hasło, które rządzący powtarzają przy każdej nadarzającej się okazji. Skarbówka regularnie informuje o rozbijaniu kolejnych karuzel VAT-owskich. Prawdziwe oblicze tych sukcesów to często dramaty uczciwych firm, które najpierw nieświadomie zawarły umowy z oszustami, a później trafiły na celownik aparatu skarbowego.
Złom kością niezgody
Dokładnie taki scenariusz stał się udziałem jednej ze śląskich firm handlujących złomem. W listopadzie i grudniu 2009 r. spółka kupiła od kilku firm towar i zgodnie z przepisami odliczyła podatek VAT. Cztery lata później skarbówka uznała, że zakupy udokumentowane niemal setką faktur stanowiły element karuzeli służącej wyłudzeniu podatku i nakazała zwrot pieniędzy.
I faktycznie, firmy dostarczające złom śląskiej spółce, nie były jego właścicielem. To one oszukiwały państwo, ale zapłacić za to musi przedsiębiorstwo, które - nieświadomie tego faktu - kupiło towar i faktycznie go odebrało. Kolejne odwołania i próby wyjaśnienia sprawy nie przynosiły skutku. Fiskus był nieugięty i podtrzymywał decyzję o zwrocie.
Początkowo firma nic nie ugrała także w sądzie. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach stanął po stronie urzędników. I skarbówka, i sądy zaznaczały, że obowiązkiem firmy, która kupuje towar, jest sprawdzenie, czy nie ma do czynienia z dostawcą-oszustem. W dodatku sprawdzać ma tak, by ujawnić oszustwo, jeśli tylko może do niego dojść.
Jak ma to zrobić? Tu zaczynają się schody. Dla fiskusa i sądów zbieranie m.in. zaświadczeń skarbówki o tym, że sprzedawca-oszust pozostaje czynnym płatnikiem VAT, to za mało. Czyli de facto urząd potwierdza, że wystawiane przez niego dokumenty nie ochronią przed niemiłymi konsekwencjami w razie problemów. Niemal jak w przypadku kosztownych interpretacji podatkowych.
To, że towar istniał, co nie jest powszechne w przypadku prób wyłudzania podatku, też nie wystarcza.
NSA broni firmy, ale WSA ma inne zdanie
Sprawa ostatecznie trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który uchylił wyrok WSA i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Wyraził wątpliwości, czy wcześniej była ona rzeczywiście rozpatrzona rzetelnie. Stanął także po stronie firmy, gdy nie zgodził się z argumentację sądu pierwszej instancji. Ten uznał, że zapłacenie za towar gotówką naruszało zasady należytej staranności przy weryfikacji kontrahentów.
Sędziowie podkreślili też, że niespełna setka zakwestionowanych faktur stanowiła łącznie niewielki odsetek całkowitych obrotów spółki. Poza tym zaznaczyli, że firma działa na rynku od lat, nie powstała "wczoraj" i ma ugruntowaną pozycję rynkową. Przede wszystkim jednak odrzucili podejście urzędników, którzy uznali, że kupując towar, należy zjawić się w siedzibie sprzedającego.
Sąd niższej instancji głuchy na argumenty
Sprawa zaczęła się więc od nowa. Jednak i tym razem Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach wydał kolejne negatywne dla śląskiej firmy orzeczenie. Znów więc trafiła do NSA. Ten już bardzo stanowczo wskazał, że gliwicki sąd pozostał głuchy na wszelkie argumenty prawne, które świadczyły na korzyść firmy. Sąd pierwszej instancji nie ma zatem wyjścia i musi ponownie zbadać poszczególne faktury, ale z uwzględnieniem opinii NSA.
- Mamy nadzieję, że sprawa zmierza do uznania prawa do odliczenia podatku - mówi mec. dr Remigiusz Stanek, partner zarządzający z kancelarii STANEK Legal Kancelaria Prawnicza. - Orzecznictwo unijne chroni bowiem podatników, którzy nie brali udziału w oszustwach VAT-owskich świadomie. Trybunał Sprawiedliwości UE mówi wprost, że sprawdzenie nie należy do kompetencji podatnika, bo nie jest on urzędem – podkreśla Stanek
W ocenie prawnika wyrok "jest krokiem na drodze do zwiększania szans podatników w sporach z fiskusem, gdy padli ofiarą nieświadomego uczestnictwa w oszustwie podatkowym". Choć akurat walka z fiskusem zazwyczaj trwa latami i wiele firm bankrutuje, zanim zapadną ostateczne wyroki.
O tym, że ze skarbówką da się wygrać, świadczą choćby losy Marka Isańskiego, o którym pisaliśmy wielokrotnie. Prezes zatopionej przez fiskusa firmy, po 20 latach zmagań w sądach z aparatem skarbowym, został oczyszczony z zarzutów. Dostał zwrot 7 mln zł odsetek, ale to nie koniec jego walki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl