- Do akcji poszukiwawczej nie poderwano śmigłowca, z powodu złej widoczności. Jednak należy pamiętać, że istnieją już konstrukcje, wyposażone w kamery termowizyjne i radary skanujące rzeźbę terenu, które pozwalają na działanie w tak niekorzystnych warunkach. Tyle że ich nie mamy - mówi dla money.pl Michał Likowski, ekspert wojskowy i redaktor naczelny magazynu "Raport". Choć przy takich wypadkach każda minuta jest cenna, pilot czekał na ratunek blisko 3 godziny.
Nie wiadomo też, jak długo jeszcze na nowe maszyny ratunkowe poczekają wojskowi. Takich śmigłowców nie będzie nawet w grupie ośmiu nowych, które mają być zamówione już wkrótce.
MiG-29 rozbił się w okolicach Kałuszyna na Mazowszu w poniedziałek wieczorem podczas lotu ćwiczebnego. Jak już pisaliśmy w WP, to pierwszy w Polsce wypadek tej maszyny. Za sterami siedział 28-letni pilot, który miał za sobą 400 godzin tzw. nalotu, z tego ponad połowę na maszynach typu MiG.
Był więc znakomicie przygotowany i wyszkolony. Około godziny 17.15 podczas podejścia maszyny na lotnisko w Mińsku Mazowieckim utracono z nią łączność. Rannego pilota i wrak maszyny, po ok. trzech godzinach, odnaleźli strażacy i leśnicy.
Szczęśliwy finał poszukiwań
Przeżył, przed wypadkiem zdołał się katapultować. W momencie odnalezienia był przytomny, miał połamane nogi. Na szczęście jego życiu ani zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo, nie odniósł obrażeń wewnętrznych. Gdyby jednak jego stan był poważniejszy, każda minuta poszukiwań byłaby na wagę złota.
- Poszukiwania, które trwały trzy godziny i to na terenie odległym od lotniska o kilkanaście kilometrów nie świadczą najlepiej o systemie ratowniczym wojska. Na własnym terenie, w okresie pokoju czas dotarcia do poszkodowanego powinien być krótszy - mówi Michał Likowski.
Podobnego zdania jest były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, generał Mirosław Różański. ''Poszukiwania pilota 3 godz ( "złota godzina") w kraju, bez zagrożenia ! Czy dalej MON uważa, że śmigłowce, w tym poszukiwawcze ratownicze, to rzecz dziesięciorzędna?" - napisał na swoim Twitterze.
Likowski wspomina o jeszcze jednej bardzo ważnej sprawie, która powinna zostać wyjaśniona. Pilot powinien mieć nadajnik ratunkowy. - Według nieoficjalnych informacji oddzielił się on jednak od fotela pilota w momencie katapultowania. W takiej sytuacji szczęśliwy koniec poszukiwań bardzo cieszy, tym bardziej że mamy zimę. Na mocnym mrozie mogłoby dojść do niebezpiecznego dla życia wychłodzenia organizmu - dodaje ekspert.
Marzenia o nowym sprzęcie
Jak wyjaśnia, do akcji poszukiwawczej nie poderwano śmigłowca, będącego na wyposażeniu naszego wojska, z powodu złej widoczności (noc, mgła).
- Jednak należy pamiętać, że istnieją już konstrukcje - wyposażone w kamery termowizyjne i radary skanujące rzeźbę terenu - które pozwalają na działanie w tak niekorzystnych warunkach. Tyle że ich nie posiadamy. Nie można przesądzić, czy znalazłyby człowieka w lesie, jednak jest to istotna luka, zresztą niejedyna, w potencjale naszych sił zbrojnych - dodaje Likowski.
Mniej krytyczny dla wojskowego sprzętu jest Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski".
- Siły powietrzne dysponują śmigłowcami ratowniczymi Sokół i Mi-8. Poza tym proszę pamiętać, że nie ma takiego sprzętu lotniczego, który lata w absolutnie każdych warunkach. Ktoś doszedł do wniosku, że przeprowadzając akcje przy ograniczonej widoczności, nie było sensu podrywać tych maszyn i ryzykować życiem pilotów - mówi Sobczak.
Jakby jednak nie oceniać możliwości obecnie posiadanego sprzętu, nie można nie zauważyć, że na liście realizowanych zakupów modernizacyjnych, nowe maszyny do poszukiwań nie zostały w ogóle uwzględnione.
Fiasko Caracali i długo, długo nic
Na razie kończą się prace nad zamówieniem ośmiu śmigłowców dla sił specjalnych i marynarki wojennej. Co więcej, przełomu w tych rozmowach nie ma. Ciągle czekamy na ostateczne oferty producentów. Dostawa to kolejne dwa lata, zatem pierwsze maszyny mogą się pojawić w 2019-2020.
Ciągle nienadchodzący finał tego zamówienia jest kolejnym etapem długiego serialu niepowodzeń ministra Antoniego Macierewicza z zakupem śmigłowców. Jak już pisaliśmy w money.pl, na mocy wstępnego porozumienia Polska miała kupić 50 śmigłowców Caracal płacąc za to 13,5 mld zł. Jednak w październiku 2016 r. zerwano rozmowy z Francuzami.
Nie minął tydzień, a minister Macierewicz zadeklarował, że jeszcze do końca 2016 r. żołnierze otrzymają pierwsze śmigłowce, właśnie z Mielca. W 2016 r. miały to być dwie maszyny, a w 2017 r. kolejne osiem.
Kilkanaście dni po zerwaniu rozmów ws. Caracali szef MON zapowiedział też, że nowoczesne maszyny możemy budować we współpracy z Ukraińcami. Eksperci, z którymi wtedy rozmawialiśmy, jednoznacznie nie dali temu projektowi żadnych szans. Przekonywali, że konstruowanie śmigłowców wojskowych to domena najsilniejszych gospodarek świata.
Jednak w okładkowym wywiadzie dla tygodnika "wSieci" Macierewicz przekonywał, że budowa i produkcja śmigłowca ze znakiem "made in Poland" to całkiem realna perspektywa. Ostatecznie w 2016 r. żaden nowy śmigłowiec nie trafił do wojskowych.
Wtedy też, zapominając o wcześniejszych deklaracjach, MON w lutym tego roku rozpoczął negocjację z trzema wykonawcami. Ci już wcześniej złożyli oferty wstępne na dostawy ośmiu śmigłowców dla wojsk specjalnych i kolejnych ośmiu maszyn dla marynarki.
- Co do maszyn, które mogłyby tu pomóc, to trzeba wyraźnie powiedzieć, że nawet nie zaczęto procedury wyłonienia dostawcy takich śmigłowców poszukiwawczych, a więc potencjalne terminy należałoby wydłużyć o kolejne lata. To, co można poprawić już dzisiaj, to przeanalizować i ewentualnie poprawić procedury poszukiwawczo-ratownicze na ziemi. Wydaje się, że może być tutaj spore pole do skutecznych działań - ocenia Likowski.
MiG-29. Stary, ale dobry
A co z nowymi samolotami? Z maszynami MiG-29, jak podkreśla Likowski, nigdy nie było problemu. Jeżeli zatem przyczyna wypadku była naturalna, były to ptaki albo np. usterka, której nie można było wykryć, to wtedy można mówić o nieszczęściu. - Jeśli jednak mieliśmy do czynienia z błędem systemowym, to mamy problem, bo jest to drugi wypadek, kiedy tracimy statek powietrzny w krótkim czasie - mówi naczelny magazynu "Raport".
W czerwcu br. doszło do wypadku śmigłowca wojsk lądowych we Włoszech, w czasie wspólnych ćwiczeń. Takich strat w warunkach pokojowych nie było od 2010 r. - Zatem albo jest to splot nieszczęśliwych wypadków, albo jest to błąd systemowy i istnieje ryzyko utraty kolejnych maszyn - dodaje.
Jednak, na co zwraca uwagę, używane przez naszych wojskowych MiG-29 mają jeszcze odpowiednie dopuszczenia, żeby latać przez dobre kilka lat. Więc nie można mówić, że nasi piloci latają na zabytkach. Tak nie jest.
Mimo to już wkrótce trzeba je będzie zastąpić, a datą graniczną jest 2025 r. Do tej pory, o czym pisaliśmy w money.pl, w tej materii MON rozważał zakup około 100 używanych F-16, jednak program ten zarzucono. Teraz bardziej prawdopodobny jest wybór między najnowszymi modelami samolotów: Eurofihter, Gripen, F-18, F- 35 czy najnowszą wersja F-16 .
Z oceną Likowskiego, co do sprawności rosyjskich samolotów na polskiej służbie, zgadza się też naczelny "Skrzydlatej Polski".
- Nie jest to sprzęt nowoczesny, ale samoloty są sprawne i posiadają jeszcze wartość bojową. Ich stan techniczny nie budzi zastrzeżeń. MON rozpoczął już wstępną procedurę zakupu nowych, można było oczywiście to zacząć już przed rokiem, ale to bardzo kosztowne - mówi Sobczak.
Jak dodaje ekspert, teraz priorytetem jest zakup systemów antyrakietowych, których najbardziej brakuje naszej armii. Zakup nowych samolotów ma szanse zostać zakończony jeszcze przez wycofaniem rosyjskich maszyn ze służby. Warto jednak pamiętać, że to skomplikowane postępowania oraz rozmowy (tak było kilkanaście lat temu w przypadku F-16) i mogą się one wydłużyć.