- Po tym, jak nasi poprzednicy wyhamowali inwestycje ze środków unijnych, my właśnie je rozpędzamy - mówi money.pl wicepremier Mateusz Morawiecki. I dodaje, że najnowsze szacunki Komisji Europejskiej o PKB Polski to jego zdaniem zbyt ostrożna prognoza. A co z deficytem? - Za naszych poprzedników wynosił nawet 7 proc. - dodaje wicepremier. - My nie zamierzamy przekroczyć 3 proc.
Komisja Europejska podniosła w czwartek prognozę wzrostu gospodarczego Polski w 2017 r. do 3,5 proc., podczas gdy jeszcze w lutym zakładała jedynie 3,2 proc. Bruksela zrewidowała swoje prognozy na podstawie bardzo dobrych danych o inwestycjach oraz prywatnej konsumpcji.
Sebastian Ogórek, money.pl: Z czego zdaniem pana premiera wynika zmiana prognoz KE? Czy jednym z ważniejszych czynników jest poprawa koniunktury u naszego głównego partnera handlowego - Niemiec oraz całej gospodarki strefy euro? Jaki wpływ mają na poprawę prognoz działania rządu?
Mateusz Morawiecki, wicepremier oraz minister rozwoju i finansów: Podobnie jak i inne instytucje, tak i Komisja Europejska zauważyła, że nasza gospodarka jest silna i ma duży potencjał. W Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju i w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa przedstawiliśmy bardzo dokładnie, w jaki sposób osiągamy założone cele. 3,5 proc. wzrostu PKB, według szacunków KE, to - moim zdaniem - zbyt ostrożna prognoza. Przyjmując budżet na 2017 rok założyliśmy 3,6 proc, ale wydaje mi się, że już wkrótce przekonamy się, że nasz wzrost jest szybszy.
Ułatwiamy życie przedsiębiorcom, ściągamy i pobudzamy nowe inwestycje - w tym ogromną większość poprzez polskich inwestorów, jesteśmy coraz bardziej skuteczni w ściganiu oszustów podatkowych, lepiej inwestujemy środki unijne. To wszystko daje wymierne efekty. Oczywiście ważne jest też to, co dzieje się wokół naszego kraju, u naszych partnerów gospodarczych. Ale to przede wszystkim zasługa naszych działań, czyli polskich przedsiębiorców, pracowników i rządu. Tej synergii, wynikającej z nowej jakości realizowanej polityki społeczno-gospodarczej.
Jaki wpływ na poprawę prognoz może mieć kwestia wykorzystanie środków unijnych? Czy uruchomienie tych środków będzie głównym motorem napędzającym naszą gospodarkę?
Z pewnością nie głównym, ale ważnym. Porównałbym to do współczesnych samochodów hybrydowych, gdzie jak wiadomo są dwa silniki. Środki unijne to taki dodatkowy silnik elektryczny, który wspiera ten główny. Po tym jak nasi poprzednicy wyhamowali inwestycje ze środków unijnych, my właśnie je rozpędzamy. I ten silnik będzie na pewno coraz lepiej pracował dla naszej gospodarki. Warto jednak uświadomić sobie, że środki unijne to tylko niewielki ułamek naszego PKB. My już dziś, dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego, walce z mafiami VAT i oszustwami na rynku np. paliw pozyskaliśmy do budżetu dodatkowe środki.
A dalej uszczelniając system możemy zyskać środki większe od tych, które co roku netto napływają do nas z UE.
Przed nami ocena ratingu przez Moody's. Czy pan premier liczy, że rating może zostać nie tylko utrzymany, ale także zmieniona zostanie perspektywa?
Agencja Moody's w swych ratingach racjonalnie odzwierciedla sytuację, co popiera konkretnymi analizami. Musimy tu poczekać. W piątek wieczorem będzie wszystko jasne.
KE, choć podwyższa perspektywy wzrostu gospodarczego Polski, to jednocześnie zwraca uwagę na wysoki deficyt finansów publicznych. Tu wskaźnik ma - nawet mimo wyższego PKB - sięgnąć 2,9 proc. To już nie może cieszyć. Czy istnieje ryzyko, że jeśli prognozy wzrostu PKB się nie sprawdzą, deficyt jeszcze urośnie?
Przez wiele lat Polska miała ten wskaźnik grubo powyżej 3 proc. W latach 2009-2010, za naszych poprzedników przekroczył 7 proc. My nie zamierzamy przekroczyć 3 proc. deficytu, a wręcz przeciwnie, chcemy systematycznie nasz deficyt obniżać. W 2018 r. szacujemy - i tego będziemy się trzymać - że deficyt wyniesie 2,5 proc., ale już np. w 2020 r. – tak założyliśmy w tzw. Programie Konwergencji - powinno to być poniżej 1,5 proc. PKB. To jest założenie ambitne, ale realne.