Wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej cieszy pracowników i związkowców, ale może też im przysporzyć sporych problemów. Państwowa Inspekcja Pracy wskazuje, że nowe przepisy będą w zasadzie niemożliwe do wyegzekwowania i mogą zwiększyć szarą strefę, a pracodawcy narzekają na ich uciążliwość. - I bardzo dobrze. Może im bardziej będzie to upierdliwe, tym mniej "śmieciówek" będą stosować - cieszy się w rozmowie z money.pl Marek Lewandowski, rzecznik Solidarności.
Zapowiadane zmiany ostro krytykuje Państwowa Inspekcja Pracy. Wysłała nawet w tej sprawie opinię do resortu pracy. "Zaproponowane rozwiązania (...) należy ocenić negatywnie. Z tego względu bardzo utrudnione byłoby realizowanie przez PIP efektywnych kontroli i skuteczne egzekwowanie wynagrodzenia z tytułu umów cywilnoprawnych" - czytamy w opinii podpisanej przez Głównego Inspektora Pracy Romana Giedrojcia. Dodaje on, że zmiana przepisów może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Jego zdaniem może to skończyć się wzrostem popularności umów śmieciowych.
"Można mieć obawy, że projektowane zmiany nie zlikwidują oraz nie ograniczą zjawiska zawierania umów cywilnoprawnych zamiast umów o pracę. Paradoksalnie, to zjawisko może się nasilić. Osoby świadczące pracę np. na podstawie umów zlecenia nie będą zainteresowane zatrudnieniem w ramach stosunku pracy (bo na zleceniu dostaną więcej). Stawka minimalna może też spowodować zwiększenie szarej strefy, w której nie będą zawierane żadne umowy na piśmie" - ostro krytykuje Główny Inspektor Pracy i wymienia na kilkunastu stronach wszystkie niedociągnięcia projektowanych zmian. I postuluje, by PIP otrzymała uprawnienie do wydawania decyzji nakazujących zastąpienie umowy cywilnoprawnej umową o pracę.
Zresztą PIP nie jest jedyną, której pomysł minimalnej stawki godzinowej się nie podoba. Na niedociągnięcia zwracają również uwagę pracodawcy. Nie podoba im się przede wszystkim obowiązek ewidencjonowania godzin pracy zleceniobiorców, który nie tylko jest uciążliwy, ale przede wszystkim trudny do zrealizowania.
Pracodawcy: To rozrost biurokracji i uciążliwość
- Negatywnie odnosimy się do tego pomysłu. To oznacza wzrost biurokracji i nakłada na współpracujące ze sobą podmioty niepotrzebne obowiązki administracyjne zagrożone sankcją grzywny od 1 000 zł do 30 000 zł - mówi dr Grażyna Spytek-Bandurska, ekspertka Konfederacji Lewiatan. - Takie rozwiązanie ingeruje w umowę cywilnoprawną, której istotą jest rodzaj zleconej pracy lub świadczonej usługi i wynagrodzenie, bez jego dzielenia na poszczególne jednostki czasu.
Zdaniem Konfederacji Lewiatan błędne jest też podstawowe założenie wprowadzenia minimalnej stawki godzinowej. Według pracodawców, należałoby uwzględnić również inne niż godzinowe sposoby rozliczania wykonanej pracy i wprowadzić wyłączenia z obowiązku ewidencjonowania na przykład niektóre branże.
"Precyzyjne określenie wszystkich sytuacji wymagających takiego wyłączenia nie jest możliwe na etapie projektowania regulacji. W związku z tym należy zadbać o uwzględnienie wszystkich możliwych sytuacji poprzez sformułowanie ogólniejszego zapisu, dopuszczającego inne od godzinowych sposoby rozliczenia w uzasadnionych przypadkach" - czytamy w stanowisku Konfederacji Lewiatan.
Pracodawcy podnoszą, że minimalną stawkę godzinową trudno będzie zastosować na przykład w branży projektowo-budowlanej, gdzie umowa cywilnoprawna jest najczęściej stosowana pomiędzy zamawiającym a osobą pełniącą samodzielną funkcję techniczną. Trudno sobie wyobrazić, aby np. projektant, czy kierownik budowy, któremu zleca się doprowadzenie do uzyskania pozwolenia na budowę, prowadził dla tej konkretnej umowy ewidencję godzinową.
To jednak nie jedyny tego typu zawód. Podobne problemy mogą mieć chociażby informatycy, marketingowcy czy roznosiciele ulotek. W ich przypadku zleceniobiorca dostaje konkretne wynagrodzenie za rozniesienie gazet, a w jakim tempie to zrobi, nie ma znaczenia dla stron.
"Ewidencjonowanie czasu pracy tych osób jest więc niemożliwe i do tego jeszcze bezcelowe. Ze względu na specyfikę tych umów jedna z sieci handlowych ma ich zawartych kilka tysięcy na terenie całego kraju. Rozliczanie tych umów według ewidencji oznaczałoby ogromny nakład dodatkowej pracy" - punktują pracodawcy.
Pracownicy odpowiadają: I bardzo dobrze!
- Problem ewidencjonowania czasu pracy w zależności od wykonywanego zawodu pojawił się podczas ostatniej Rady Dialogu Społecznego i był szeroko dyskutowany - mówi money.pl Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ Solidarność. - My dostrzegamy ten problem, wskazaliśmy nawet konkretną osobę z Uniwersytetu Warszawskiego, która w swojej pracy naukowej poświęciła się właśnie temu zagadnieniu i liczymy, że pomoże nam ten problem rozwiązać.
Związkowcy przyznają jednocześnie, że "jeśli trzeba płacić za godzinę, to musimy też wiedzieć jak to liczyć". - A może zwyczajnie zamiast stosować umowy śmieciowe jako zamiennik etatu, po prostu dać umowę o pracę tam, gdzie ona się zwyczajnie należy? - pyta Lewandowski. Zwraca przy tym uwagę, że największym problemem na rynku nie są nawet same przepisy, ale przewlekłość postępowań sądowych.
Rzecznik Solidarności apeluje również, by jednocześnie z wprowadzeniem minimalnej stawki godzinowej, ograniczać patologie na rynku pracy związane właśnie ze stosowaniem "śmieciówek" tam, gdzie powinien być etat. Wtedy ta uciążliwość nie byłaby tak dotkliwa dla pracodawców.
- Chociaż może z jednej strony to i dobrze. Niech zatrudnianie na umowy cywilnoprawne będzie dla pracodawców tak upierdliwe i niewygodne, żeby powoli zaczęli z tego rezygnować na rzecz etatów - puentuje przedstawiciel związków.