Temperaturę przed szczytem w Brukseli bardzo skutecznie podgrzewała amerykańska administracja. Doniesienia o rzekomo planowanym wycofaniu się wojsk USA z Niemiec, z wariantem ich przenosin np. do Polski, wprawiały w osłupienie ministrów obrony UE.
Ogień bardzo skutecznie podsycał też sam Donald Trump, który jednym tchem wśród swoich największych wrogów wymieniał zarówno UE, jak i ...samo NATO. Liczne publikacje zwiastujące rychły koniec Paktu Północnoatlantyckiego szczególny strach wywołują w państwach nadbałtyckich, ale też i w Polsce.
Nie może być inaczej w sytuacji, kiedy Rosja kontynuuje swoją agresywną politykę w regionie, a my wojskowo wciąż dużo jeszcze mamy do zrobienia.
- Oczywiste jest, że to USA i NATO są gwarantami naszego bezpieczeństwa. Nasze siły zbrojne, nawet jeśli zwiększą swą liczebność i rozpoczną gruntowną modernizację, to w najbliższych latach nie będą w stanie odeprzeć ataku Rosji - oceniał w money.pl Andrzej Kiński z Zespołu Badań i Analiz Militarnych i redaktor naczelny magazynu „Wojsko i Technika”.
Trump weźmie Europę na dywanik
Pytanie zatem: czy w ciągu najbliższych godzin w Brukseli może zdarzyć się coś, co zagrozi naszemu bezpieczeństwu? Coś naprawdę spektakularnego i nieoczekiwanego? Przecież Trump jest specem od takich szokujących niespodzianek.
- Lepiej, żeby nic takiego się nie wydarzyło. Trzeba też rozdzielić dwie rzeczywistości, które będziemy obserwować. W Brukseli razem współgrać będą ta wojskowa i polityczna. Ta pierwsza tak naprawdę została już wypracowana wcześniej przez ministrów obrony narodowej. Zatem co najwyżej w kwestii politycznych rozgrywek może nas coś zaskoczyć - mówi money.pl Piotr Szymański, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Z tą oceną zgadza się Mariusz Cielma, redaktor naczelny specjalistycznego magazynu „Nowa Technika Wojskowa”. - Trump już nas przyzwyczaił do głoszenia różnych poglądów i pewnie w Brukseli padną jakieś kontrowersyjne słowa. Z całą pewnością te bardzo gorzkie adresowane będą do państw, które za mało wydają na zbrojenia. Tu łatwo punktować Europe - mówi Cielma.
W ocenie naszych rozmówców, kiedy Trump atakuje UE i NATO, to przekaz ten jest specjalnie wyostrzony na użytek polityki wewnętrznej i dodatkowo zniekształcony przez to jak działa np. Twitter.
Polska w gronie prymusów
Właściwym kluczem do interpretacji tego, co będzie najważniejsze w relacjach między USA a zachodnioeuropejskimi członkami NATO podczas tego szczytu, są listy pisane przez administrację USA w sprawie zwiększenia przez państwa europejskie finansowania zbrojeń.
- My jesteśmy wyjątkowo wiarygodni pod tym względem. Polska przeznacza 2 proc. PKB (niecałe, ale jesteśmy naprawdę blisko - red.) na wydatki obronne. Litwa, Łotwa i Rumunia znacząco zwiększyły finansowanie armii po aneksji Krymu w 2014 r. - mówi Szymański.
Analityk zaznacza również, że w ustaleniach ze szczytu NATO w Walii oprócz tego, że członkowie zobowiązali się do wydawania na zbrojenia 2 proc. PKB do 2024 r., ważny jest też udział wydatków na nowe uzbrojenie i sprzęt wojskowy. Umówiono się, że będzie to pochłaniało co najmniej 20 proc. Polska mimo problemów z różnymi przetargami jest powyżej tego pułapu.
Niestety również i dla Polski, bo słabe armie NATO to też nasz problem, z najnowszego opublikowanego w poniedziałek zestawienia wynika, że inni członkowie mają z tym bardzo poważne problemy.
Źródło: NATO
USA wydają na zbrojenia 3,5 proc. PKB, Polska 1,98, ale np. Luksemburg 0,55 proc., Belgia 0,93, Hiszpania również 0,93, Węgry 1,08, Czechy 1,11. Nie lepiej też idzie prawdziwym potęgom gospodarczym na kontynencie: Włochy 1,15, Niemcy 1,24, Norwegia 1,61, Francja 1,81.
Agresja Rosji dała do myślenia, ale...
- Zajecie Krymu przez Rosję w 2014 było punktem zwrotnym, od którego wydatki na obronność przestały wreszcie maleć w Europie (widać to też na wykresie). Te wzrosty są jednak ciągle bardzo skromne. Tymczasem każdemu Polakowi powinno zależeć na tym, by wszystkie armie w pakcie były silne i gotowe do działania - mówi Mariusz Cielma.
W jego ocenie Niemcy są niezwykle ważnym elementem bezpieczeństwa na kontynencie. Tym bardziej szokujące jest to, jak mało przeznaczają na zbrojenia.
- To jedna dwudziesta tego, co wydatkują USA. Niestety po rozszerzeniu NATO na wschód Niemcy bardzo zredukowali własne siły zbrojne. Popularne stało się myślenie, że już nie są państwem granicznym, frontowym i mogą sobie pozwolić na taki regres - mówi Cielma.
Z powyższych powodów to właśnie nasi zachodni sąsiedzi w spotkaniu z rozsierdzonym Trumpem mieć będą w Brukseli największy kłopot. Wprawdzie zarówno Berlin, jak i inne kraje oscylujące wokół jednego procenta mają do 2024 trochę czasu, ale przykład Polski pokazuje, że będzie to jednak trudne.
Czasu bardzo mało
Jak już pisaliśmy w money.pl, nasz rząd planuje dalsze zwiększenie nie wydatków na obronność, ale proces ten zajmie wiele lat. Wzrost tych wydatków o 0,5 proc., czyli ostatecznie do 2,5 proc., ma zakończyć się dopiero w 2030 r.
- To nasze rozłożenie w czasie jest realnym planem. Zadajmy sobie jednak pytanie, jak przez niecałe 6 lat do równego poziomu 2 proc. mają dojść kraje wydające teraz w okolicach 0,6, czy nawet Niemcy z całą swoją potęgą mogą nie zdążyć ze swoim obecnym 1,24 proc. - mówi Cielma.
Oczywiście samo przesunięcie wydatków w budżecie nie jest aż takim problemem. Rzecz w tym, że trzeba te pieniądze sensownie wydać. Ciągnące się przez lata wojskowe przetargi pokazują, jak trudna to sztuka. Należy się zatem spodziewać dalszych tarć wewnątrz Sojuszu.
Wmoney.pl pisaliśmy już, że jednym z priorytetów obecnego resortu obrony są zabiegi o stałą obecność armii USA w Polsce. Minister Błaszczak kolejny raz ogłosił ostatnio, że jesteśmy gotowi ponosić część kosztów z tym związanych. Problem w tym, że to potężne sumy, których tym samym nie dostanie nasze wojsko i zbrojeniówka.
Czy i ten temat będzie poruszany na szczycie? - Nie mam informacji, by strona Polska podnosiła tę kwestię na szczycie NATO. Polskie inicjatywy w tej kwestii wysuwane były w ramach dwustronnej współpracy sojuszniczej z USA, a nie na szczeblu NATO - mówi Szymański.
Amerykanie już tu są
Zdaniem eksperta otwartą kwestią pozostaje to, czy Waszyngton miałby dostępne siły wielkości dywizji do rozmieszczenia na terytorium Polski, biorąc pod uwagę wojskowe zaangażowanie w innych miejscach.
Tym bardziej że po aneksji Krymu w ciągu czterech ostatnich lat też dużo tu się zmieniło w zakresie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce. Pojawiła się amerykańska brygada pancerna i do tego jeszcze batalionowa grupa bojowa NATO w Orzyszu. Ta rotacyjna obecność kilku tys. żołnierzy amerykańskich w naszym kraju to i tak znaczący postęp.
Poza tym, na co zwraca uwagę Mariusz Cielma, sami Amerykanie zmienili koncepcję wspierania Europy. - Na terenie USA wskazali jednostki, które utrzymywane są w gotowości do przerzucenia na stary kontynent. Raczej nie będą teraz zmieniać tych założeń i przenosić którąś z nich do Polski - mówi Cielma.
A co ze straszeniem Niemców, że kraj ten opuszczą Amerykanie i przeniosą się nad Wisłę?
- To jest element politycznej presji na Niemcy, które są ucieleśnieniem tego, z czym Trump walczy. Jest to potęga gospodarcza, która przeznacza na wojsko zaledwie nieco ponad proc. PKB. Nie należy się jednak spodziewać takich przenosin. Tam USA ma infrastrukturę i jest ona ciągle rozwijana, to byłoby nieopłacalne - wyjaśnia Szymański.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl