Będzie ciąg dalszy procesu prezesa spółdzielni mleczarskiej w Mońkach, oskarżonego o przyjęcie łapówek w związku z inwestycjami na rzecz tej spółdzielni. Sąd pierwszej instancji go uniewinnił, wyrok zaskarżyła jednak prokuratura.
Proces rozpoczął się prawie 7 lat temu. Dwa poprzednie wyroki - pierwszy skazujący, drugi uniewinniający - były przez sąd odwoławczy uchylane w postępowaniu apelacyjnym.
W trzecim postępowaniu przed Sądem Rejonowym w Białymstoku również zapadł wyrok uniewinniający, ale został przez prokuraturę zaskarżony. Jej apelacją zajmie się Sąd Okręgowy w Białymstoku.
Jak poinformowało biuro prasowe tego sądu, prokuratura chce uchylenia wyroku w całości i zwrotu sprawy sądowi rejonowemu do ponownego rozpoznania. Wyrokowi I instancji zarzuca m.in. przekroczenie granic swobodnej oceny dowodów. Wskazuje, że sąd ten nie uwzględnił wskazań sądu odwoławczego, gdy ten poprzednim razem decydował o zwrocie sprawy.
Głównemu oskarżonemu, prezesowi spółdzielni mleczarskiej w Mońkach Stanisławowi J., prokuratura zarzuca przyjęcie, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, nie mniej niż 347 tys. zł łapówek.
Według aktu oskarżenia miał on od maja 2002 r. do listopada 2004 r. dostawać 10 proc. wartości opłaconych prac budowlanych od każdej faktury wystawionej firmie biznesmena, która wygrywała przetargi w spółdzielni. Jednorazowo miały to być kwoty od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.
Na ławie oskarżonych zasiada również inspektor nadzoru inwestorskiego w spółdzielni, któremu śledczy zarzucają, że pośredniczył w przekazywaniu pieniędzy przez przedsiębiorcę - głównego świadka oskarżenia, za co sam też miał dostawać łapówki. Jego również sąd rejonowy uniewinnił.
Obaj oskarżeni do zarzutów nigdy się nie przyznali; twierdzą, że są przez przedsiębiorcę pomawiani.
Uniewinniając ich, Sąd Rejonowy w Białymstoku przyznał w ustnym uzasadnieniu wyroku z maja tego roku, że "pełnego zaufania do zeznań tego świadka mieć nie można". Konfrontując je z innymi dowodami zwrócił uwagę, że nie ma bezpośredniego potwierdzenia jego wersji o dawaniu łapówek.
Sąd uznał też, że pieniędzy, za które budowana była dojrzewalnia sera w monieckiej spółdzielni, nie można uznać za środki publiczne - a to kluczowa kwestia dla ustalenia, czy prezes spółdzielni mleczarskiej jest osobą pełniącą funkcję publiczną (jak zapisała w zarzucie prokuratura).
Według orzecznictwa, na które sąd się powoływał, taka osoba pełni funkcję publiczną wyłącznie w zakresie takich czynności, które wiążą się z dysponowaniem środkami publicznymi.