"Drenaż podatkowy przedsiębiorstw", "szkodliwe zapisy" i "hamulec rozwoju". To tylko kilka uwag dotyczących jednego z ostatnich pomysłów Ministerstwa Finansów. A w sumie jest ich kilkadziesiąt. W niektórych można przeczytać, że propozycje resortu nie mają nic wspólnego z pomaganiem przedsiębiorcom. A obiecywał to wicepremier Mateusz Morawiecki.
Chodzi o zmiany w podatku dochodowym CIT. Od początku tygodnia money.pl alarmuje, że mogą mieć fatalny wpływ na przedsiębiorców z kilkunastu branż. To mógł być również cichy sposób na utrudnienie życia mediom komercyjnym. Szczegóły zmian opisujemy w materiale pt. "PiS znalazł sposób na media komercyjne? Wystarczy jedna zmiana w podatkach".
Resort Mateusza Morawieckiego chce walczyć z unikaniem opodatkowania, ale eksperci są zdumieni niektórymi propozycjami. Nawet nazywają je siekierą. Do Ministerstwa Finansów właśnie spłynęły uwagi kilkunastu związków przedsiębiorców i kilku państwowych spółek. Uwagi zgłosiła nawet Poczta Polska.
Resort tłumaczy w komunikacie przesłanym money.pl, że planował wypracować kompromis. Po liczbie krytycznych głosów widać jednak, że z kompromisu niewiele wyszło. Wiele wskazuje na to, że ustawa będzie poprawiana.
Resort tłumaczy się, że "wnikliwie analizuje wszelkie uwagi i zastrzeżenia do przedstawionej propozycji zmian ustaw o podatkach dochodowych i jest otwarte na dialog w tej sprawie".
- Przejawem tego jest zapowiedź modyfikacji przepisów w kierunku ograniczenia ich stosowania wyłącznie w stosunku do usług świadczonych przez podmioty powiązane - wyjaśniają money.pl przedstawiciele biura prasowego resortu.
O co chodzi?
Walka trwa o planowane wprowadzenie ograniczenia dla rozliczania kosztów uzyskania przychodów. Ministerstwu chodzi o uciekających od podatków. Dlatego celuje w tzw. niematerialne umowy. Są związane m.in. z doradztwem, rekrutacją, przetwarzaniem danych i reklamą. W tym zakresie są też wydatki na znaki towarowe. A te są na celowniku fiskusa. Ostatnio sprawdza wydatki Play na ten cel.
Resort argumentuje, że w ciągu dwóch lat na takie usługi firmy z Polski wydały 15 mld zł. Pieniądze trafiły za granicę i ministerstwo zastanawia się, czy w ogóle musiały. Ewidentnie widzi tutaj szansę na uszczelnienie systemu. Innymi słowy: na dodatkowe pieniądze w budżecie.
Eksperci podatkowi tłumaczą jednak, że reklama i spora część usług niematerialnych nie mają nic wspólnego z optymalizacją podatkową. A ograniczenie kosztów uzyskania przychodów na część usług może mieć fatalne skutki.
Dla niektórych firm usługi będą droższe o podatek 19 proc. Albo z nich zrezygnują, albo wymuszą obniżki cen. A to z kolei wpłynie na usługodawców, np. agencje reklamowe i media komercyjne. Na liście stratnych są też firmy ubezpieczeniowe, doradcy, księgowi, rekrutujący.
W tej sprawie trwają właśnie burzliwe konsultacje społeczne.
Wicepremier obiecywał coś innego
Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej i Związek Firm Public Relations w liście do premiera Morawieckiego wyrażają "głębokie zastrzeżenia" do proponowanych zmian.
I piszą wprost, że propozycja ministerstwa jest sprzeczna z tzw. planem Morawieckiego. Argumentują, że bez badań rynku i usług reklamowych żadne przedsiębiorstwo nie jest w stanie rosnąć. A to przecież cel pracy wicepremiera Morawieckiego.
Związki argumentują, że optymalizacja podatkowa dotyczy firm ze sobą powiązanych. Takich, które w ramach jednej grupy (z firmami działającymi w Polsce i za granicą) płacą sobie nawzajem za usługi, np. za znaki towarowe. Z kolei przepisy w obecnym kształcie dotykają firm zupełnie ze sobą niezwiązanych, a jedynie wykonujących usługi.
Potwierdzają się tym samym słowa ekspertów. W money.pl alarmowaliśmy, że uszczelnianie uderzy rykoszetem w firmy, które z unikaniem opodatkowania nie mają nic wspólnego.
Efekt zmian? Wyższe podatki dla niektórych przedsiębiorstw. "Zaproponowane rozwiązania (...) prowadzą do zwiększenia opodatkowania bez formalnego podnoszenia 19 proc. stawki podatkowej" - czytamy w liście.
Zdaniem Związków, wprowadzenie takich ograniczeń przyczyni się do spowolnienia w gospodarce. Dlaczego? Bo przedsiębiorcy będą musieli ograniczać wydatki na reklamę i doradztwo chociażby przy nowych projektach. A, jak wiadomo, nie każdy biznes przynosi zyski już od pierwszego dnia.
Związek Stowarzyszeń Rada Reklamy podnosi, że ucierpią młode innowacyjne firmy. One przez lata nie generują zysków, a tylko inwestują. Żeby być na plusie muszą się promować przez lata, budować pozycję. Gdy stracą innowacyjne firmy, straci branża nowych technologii. To uderzy też w rynek pracy.
Kolejne branże, niczym domino, będą tracić. Zyskiwać będzie tylko budżet.
Business Centre Club ostrzega, że na zmianie tylko tego jednego przepisu straci cała gospodarka. BCC alarmuje, że ograniczenie wydatków na reklamę i promocję, np. w branży konsumenckiej, to murowane problemy z rozwojem tych firm. Tutaj wydatki na reklamę są ogromną częścią biznesu. I stanowią koszty uzyskania przychodu, które do tej pory nie były limitowane.
BCC zastrzega też, że proponowane przepisy uderzą głównie w polskie firmy. Dlaczego? Duże, zagraniczne podmioty przejmą dostawców niektórych usług i nie będą za nie płacić. Mniejsze polskie firmy takiego komfortu nie będą miały. Do tego przepisy spowodują, że zagraniczne firmy w Polsce będą lokowały jedynie swoją dystrybucję. Resztę procesu produkcji zostawią za granicą. Tam, gdzie odliczą sobie pełne koszty uzyskania przychodu.
BCC ostrzega też, że zmiany mogą zniszczyć polskie centra usług wspólnych. Pisaliśmy o tym szerzej w money.pl.
Co ciekawe, do projektu ustawy zastrzeżenia ma nawet państwowa Poczta Polska. "Istotne wątpliwości budzi wprowadzenie limitu wysokości kosztów uzyskania przychodów" - pisze Poczta do wicepremiera. I punktuje ministerstwo, że w uzasadnieniu wspomina wyłącznie o unikaniu opodatkowania przy wykorzystaniu zaledwie niektórych usług niematerialnych. Z kolei przepisy buduje dla wielu branż.
Poczta wskazuje, że brakuje w projekcie klarownego wyjaśnienia pomysłu.
Rachunek od państwa. Na co idą twoje podatki?