Kasia wścieka się codziennie, gdy w centrum Wrocławia próbuje znaleźć miejsce parkingowe. Jej biurowiec jest na granicy strefy płatnego i bezpłatnego parkowania. Ze znalezieniem miejsca ma więc spory problem.
- Wściekam się, bo chciałam mieć miejsce w garażu podziemnym w moim biurowcu. Chciałam nawet za to zapłacić. Administracja powiedziała mi że nie ma wolnych miejsc, choć ciągle połowa parkingu jest pusta - napisała do nas nadziejesie.wp.pl.
O co chodzi? Jak wyliczył CBOS, co piąty Polak spędza na podróży do pracy i z powrotem ok. 2 godzin. W skali miesiąca daje to 40 godzin, a w skali roku 20 dni, czyli sumę dni urlopowych.
OGLĄDAJ: * *3/4 mandatów za przekroczenie prędkości otrzymują kobiety? Zaskakujące wyniki badania
Do tego warto doliczyć czas spędzony na poszukiwaniu miejsca do zaparkowania. Jak podaje portal parkowaniewpolsce.pl, co czwarty Polak spędza co najmniej 10 minut na poszukiwaniu miejsca postojowego (ile takowego nie gwarantuje mu firma). W konsekwencji dla co trzeciego kierowcy parkowanie kojarzy się ze stresem.
Moda na parkowanie na trawniku
Efekt? Wystarczy przejechać się do dzielnic dużych miast, w których rozlokowane są siedziby największych firm. Za przykład niech posłuży słynny warszawski „Mordor”, czyli korporacyjne zagłębie przy ulicy Domaniewskiej.
Dotarcie tam w porannym szczycie wymaga nadludzkiego wysiłku, a znalezienie miejsca parkingowego – ponadprzeciętnej zwinności. Jak wiadomo, trening czyni mistrza, a Polak wciśnie się ze swoim samochodem wszędzie. Co z tego, że trochę stanie na jezdni, trochę na ścieżce rowerowej, a trochę zastawi inne auto. Nie dziwi już widok pojazdów zostawionych na trawnikach, poboczach czy innych miejscach do tego nieprzystosowanych.
facebook.com/MordorNaDomaniewskiej
Kierowcy się stresują, piesi wściekają, a straż miejska zaciera ręce. Na fanpage'u „Mordor na Domaniewskiej” co pewien czas można zobaczyć zdjęcia pojazdów, których kierowcy wracali danego dnia do domu z mandatem albo co gorsza – pieszo. Nie jest tajemnicą, że niektórzy pracownicy rozwinęli w swoich firmach systemy wczesnego ostrzegania na wypadek pojawienia się służb mundurowych.
To, że w Warszawie coraz trudniej znaleźć miejsce, dostrzegli także politycy. Patryk Jaki, kandydat na prezydenta Warszawy z ramienia PiS, wspominał nawet, że bardzo chętnie usunie część słupków parkingowych, aby łatwiej zaparkować pojazd. Zdaniem Jakiego, takie konstrukcje miały „upokarzać kierowców”.
Wojna o drogi
Problem zastawionych chodników próbują rozwiązać samorządy. Miasta powyżej 100 tys. mieszkańców będą mogły tworzyć śródmiejskie strefy płatnego parkowania. Maksymalna stawka za godzinę postoju może wynieść ok. 10 zł, co ma skłonić do przesiadki do komunikacji zbiorowej. Zmiany mają wejść w życie w połowie przyszłego roku.
Wciąż można jednak odnieść wrażenie, że na ulicach dużych polskich miast rządzą zmotoryzowani. Codziennie do centrum stolicy wjeżdża ok. pół miliona aut. Co więcej, według danych GUS-u, w Warszawie przypada 600 aut na tysiąc mieszkańców. W Krakowie już 700. To dwa razy więcej niż w Berlinie. Czy tak samo źle jest z miejscami do zaparkowania? Otóż nie do końca.
Aktywiści ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze obliczyli w zeszłym roku, że w garażach podziemnych i piętrowych w Warszawie jest ok. 11 tysięcy miejsc do parkowania. Dlaczego więc kierowcy z nich nie korzystają? Odstrasza ich cena. Wychodzi na to, że np. 5 zł za godzinę parkowania pod Złotymi Tarasami przekracza możliwości finansowe przeciętnego warszawiaka. A co z miejscami, za które płaci firma?
Co trzecie miejsce parkingowe puste
Pracownicy dużych budynków biurowych i korporacyjnych bardzo cenią sobie możliwość posiadania własnego miejsca postojowego. Tak twierdzi 42 proc. osób. Tymczasem okazuje się, że jak ktoś już raz dostanie swoje stałe miejsce, to nie zawsze z niego korzysta. Powody są różne. Niektóre osoby sporo podróżują służbowo. Inne wybierają pracę zdalną. Część pracowników przebywa też na urlopach albo korzysta z L4. W konsekwencji wiele miejsc postojowych stoi pustych. Według szacunków może to być nawet 33 proc. takich punktów.
Zarządzający takimi przestrzeniami rozkładają ręce nie tylko w stolicy. Administratorka biurowca przy Placu Grunwaldzkim we Wrocławiu zdradza, że na każdym z 12 pięter są firmy i każda ma jakąś pulę parkingową. Miesięcznie takie miejsce kosztuje ok. 80 euro. Niestety, wiele z nich stoi i będzie stało pustych, ponieważ nikt nie chce decydować się na dopłaty.
Mało tego, właściciele miejsc postojowych nie wydają się być szczególnie do nich przywiązani. 8 na 10 kierowców udostępniłoby swoje miejsce innym. Ponadto 45 proc. kierowców byłoby w stanie dzielić miejsce postojowe przy pracy na stałe z co najmniej jedną osobą.
Współdzielenie
To, co dla jednych jest problemem, dla innych staje się potencjałem na biznes. Widząc bolączki kierowców, pewien startup wymyślił rozwiązanie, które może ułatwić współdzielenie się miejscami parkingowymi.
- Kierowcy przeżywają stres, gdy chcą szybko zaparkować. Często są spóźnieni, a poszukiwania miejsca dodatkowo generują korki. Postanowiliśmy, że poszukamy nowej drogi do zwiększenia efektywności wykorzystania istniejących w miastach miejsc parkingowych. Wierzymy, że drogą do tego jest rodzący się trend ekonomii współdzielenia oraz połączenie w jeden ekosystem publicznych i prywatnych przestrzeni parkingowych – mówiła money.pl Natalia Pięta z firmy Parkanizer.
Aby móc korzystać z aplikacji Parkanizer Share osoba, która zarządza biurem w danej firmie, musi wprowadzić do systemu informację o miejscach postojowych przypisanych na wybrany okres do poszczególnych pracowników. Następnie musi stworzyć listę osób, które chciałyby z nich skorzystać.
Kiedy pracownik z przypisanym miejscem postojowym wie, że nie będzie go w pracy lub przyjedzie innym środkiem, może zgłosić to z poziomu smartfona lub komputera i odstąpić swoje miejsce. Trafi ono do wybranego lub wylosowanego współpracownika.
Obdarowany otrzymuje powiadomienie, kiedy może swobodnie wjechać na firmowy parking. Jeśli nie zamierza korzystać z miejsca w którymś z dostępnych terminów, podaje miejsce dalej.
Do wjazdu na parking wykorzystywane są karty dostępowe pracowników do budynku lub aplikacja w smartfonie, która działa jak pilot do szlabanu.
- Nasz prezes sporo wyjeżdża. Przedtem jego miejsce stało puste lub przypadało pierwszej osobie, która rano zapytała o nie na recepcji. Oczywiście trzeba było wracać do auta i przestawić je z dzikiego parkingu. Teraz parkowanie jest bardziej przewidywalne i szybsze – wyjaśnia Przemek z Katowic.
Projekt jest wdrażany w kilku miejscach w Polsce, m.in. w jednym w biurowców przy ulicy Domaniewskiej w Warszawie (60 osób), w Olivia Business Centre w Gdańsku oraz w Katowicach (30 osób). Startup planuje rozwijać swój projekt zagranicą. Prowadzone są rozmowy z pewną dużą międzynarodową korporacją o wdrożeniu Parkanizer Share w ich europejskich siedzibach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl