Skarżą się na drastycznie niskie ceny w skupach, brak opłacalności i zalew tańszych owoców z Ukrainy. Producenci malin borykają się z dużymi problemami. Związek Sadowników RP namawia do protestu i przerwania zbiorów.
Związek chce zwrócić uwagę na złą sytuację na rynku owoców. Nawołuje, aby w tym celu plantatorzy od poniedziałku nie wychodzili na pola i przestali zbierać maliny.
- To ma zwrócić uwagę na sytuację producentów. Ma też spowodować ruch na rynku, żeby do zakładów przetwórczych trafiało mniej owoców. Wtedy będą one musiały podnieść cenę - wyjaśnia prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski.
Płacą coraz mniej
Maliszewski wylicza, że ceny spadają już od kilku lat. Rok do roku spadek wynosi kilkadziesiąt proc. Powodów jest kilka.
- Zbiory są dość dobre, więc zakłady przetwórcze postanowiły to wykorzystać i sztucznie zaniżają ceny. Uważamy, że nie wynika ona z realiów rynkowych. To dotyczy głównie malin przeznaczonych do przetwórstwa. Rynek malin deserowych w miarę się broni, choć też jest uzależniony od cen owoców do przetwórstwa - wyjaśnia prezes związku.
Podkreśla też, że zakłady przetwórcze mogą być w zmowie.
- Wiemy dokładnie, że te największe zakłady działają w porozumieniu, naszym zdaniem nielegalnym. To zadanie dla Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów - przekonuje Maliszewski i dodaje, że sadownicy mają zamiar zgłosić sprawę do UOKiK.
Ukraina psuje rynek
Kolejną przyczyną złej sytuacji na rynku, jaką wymienia Maliszewski, jest ogromny import z Ukrainy.
- Maliny są wyprodukowane przy dużo niższych kosztach produkcji. Mamy też obawy, że używa się do nich różnych preparatów chemicznych i środków ochrony roślin, które u nas są niedozwolone - wyjaśnia.
Potwierdzają to sami producenci owoców.
- Za dużo tego towaru jest. Dużo wyprodukowali Polacy, a na dodatek z zagranicy masa przyjeżdża, szczególnie z Ukrainy - zauważa plantatorka z województwa łódzkiego.
Nie każdy przerwie zbiory
Maliszewski zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy odpowiedzą na apel związku.
- Pewnie nie wszyscy solidarnie do tego przystąpią, natomiast mamy doświadczenie z poprzednich lat, że kiedy takie akcje ogłaszaliśmy, to jakaś część tych najbardziej świadomych, liczących koszty produkcji i opłacalność, do takiego protestu przystępuje. Może nie wszyscy przerywają zbiory, ale na pewno bardzo ograniczają - wyjaśnia.
- Jak bym miał gwarancję, że wszyscy będą protestowali, to też bym się przyłączył - tłumaczy jeden z dużych producentów malin z Wielkopolski i sugeruje, że jego gospodarstwo będzie normalnie funkcjonować.
Protestować nie zamierza także jeden z dolnośląskich plantatorów.
- Jestem małym producentem i byłaby to dla mnie bardzo duża strata. Ja i tak zrywam co drugi dzień, więc może wypadnie tak, że akurat nie będę zbierał - dodaje ze śmiechem.
Podkreśla też, że ceny w skupach nie stanowią dla niego problemu, bo sam przetwarza maliny na soki. Kiedy cena na rynku jest niska, nie musi się spieszyć ze sprzedażą.
Inne podejście ma wspomniana plantatorka spod Łodzi.
- Zrywam maliny, chociaż nie wiem jeszcze, gdzie je sprzedam. Słyszałam, że nie wpuszczają na giełdę, bo już nie ma gdzie stanąć. Poza tym i tak nie jest to opłacalne. Koszt produkcji u mnie to około 3,5 zł za kg, a i tak proponują dużo poniżej tek kwoty. Jak będzie trzeba, to się przyłączymy do protestu, skoro ma to pomóc - zastanawia się kobieta.
Apelują do służb i rządu
Związek Sadowników RP chciałby też, aby polskie służby dokładniej badały owoce, które przyjeżdżają ze Wschodu.
- Kiedy kilka miesięcy temu Unia Europejska dawała preferencje dla Ukrainy, mówiliśmy, że to załamie sytuację na niektórych rynkach. Maliny są tego pierwszym dowodem. Zdajemy sobie sprawę, że w najbliższym czasie nie jest możliwe, żeby zmienić taryfy celne UE, ale można zlecić dokładne badania pod kątem zawartości substancji chemicznych. Mamy przypuszczenia, że te owoce mogą nie być bezpieczne - tłumaczy Maliszewski.
Sadownicy chcieliby rządowych rekompensat za zmianę produkcji. Wtedy producenci malin, którym się to nie opłaca, mogliby zmienić rodzaj upraw.
Ważnym punktem, którego będą się domagać, ma być długoterminowe kontraktowanie. Chcą, żeby skupy i przetwórcy podpisywały z producentami co najmniej roczne kontrakty. Teraz są to umowy jednodniowe, co sprzyja zaniżaniu cen.
Jeżeli apel Związku Sadowników RP nie przyniesie zamierzonych skutków, będą działać bardziej zdecydowanie.
- Mamy w zanadrzu kilka innych form protestu. Od protestu w Warszawie pod urzędami, do protestu pod zakładami przetwórczymi po to, aby wymusić podniesienie ceny - tłumaczy prezes związku.
Zapytaliśmy ministerstwo rolnictwa czy zamierzają przychylić się do postulatów związku. Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl