- Polskie mleko należy traktować na granicy tak, jak Polacy traktują pomniki radzieckie - ogłosił szef rosyjskiego nadzoru fitosanitarnego Siergiej Dankwert - podał portal rmf24.pl. Nic dziwnego, że rosyjskie służby uciekają się do takich kontrowersyjnych wypowiedzi. Rosjanie nauczyli się bowiem omijać embargo, którym objęte jest wiele produktów spożywczych z Zachodu, w tym mleko z Polski.
Część polskiego mleka jest eksportowana na Białoruś, gdzie przez tamtejsze firmy jest przetwarzana np. na sery i następnie jest sprzedawana do Rosji.
Siergiej Dankwert podał przykład jednej z białoruskich firm, która sprowadziła ponad 100 tysięcy ton mleka z Polski, a Rosjan przekonuje, że sery wyprodukowano z białoruskich surowców.
To nie jedyny przykład omijania embarga. Sami Rosjanie nauczyli się legalnie zamawiać np. produkty spożywcze w zagranicznych sklepach, po czym dostarcza je rosyjska poczta.
Kilka miesięcy temu rosyjska prasa podawała, że średnia zagraniczna przesyłka waży w granicach 3 - 3,5 kilograma. Rosjanie zamawiają zazwyczaj ulubione gatunki serów i wędlin, a po 7-10 dniach otrzymują je pocztą. Przy tym nie naruszają prawa, jeśli kupiony towar jest na użytek prywatny, nie na sprzedaż. Urząd Celny potwierdził, że ludzie mają prawo zamawiać w sklepach poza Rosją produkty objęte embargiem.
Rosyjskie media zauważają, że w sklepach i tak bez trudu można kupić objęte embargiem francuskie sery pleśniowe, włoski parmezan, oliwki z Grecji albo hiszpańskie wędliny. Produkty te zostały najczęściej przywiezione z ominięciem miejscowego prawa.