Money.pl: Po środowym zakończeniu sesji, gdy indeksy w jednej chwili odrobiły połowę strat z całego dnia, pojawiło się pytanie: czy GPW jest _ bananową _ giełdą, c*zyli rynkiem prowincjonalnym, którego zachowaniem zachwiać może byle drobiazg?*
*Wiesław Rozłucki, współzałożyciel GPW: *Tak nie można powiedzieć. Z pewnych źródeł wiem, że ten skok indeksów (_ chodziło przede wszystkim o WIG20 - przyp. aut _.) spowodowany był jednym zleceniem kupna, które było złożone zza granicy. Opiewało one na kwotę 100 mln złotych. To nie jest mało i trudno, aby indeksy znacząco się nie poruszyły gdy na rynek w jednej chwili wpływa tak duże zlecenie.
Kto mógł na tym zarobić? Mam na myśli, czy można powiązać to zlecenie z rynkiem terminowym, czyli z arbitrażem?
Ciężko w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Władze giełdy przyglądają się sprawie i domyślam się, że w przeciągu kilku dni dowiemy się więcej szczegółów.
Z pewnością środowa transakcja nosi znamiona manipulacji, jednak nie można wykluczyć dwóch pozostałych możliwości: mogła to być pomyłka w zleceniu lub pewna bezmyślność, gdy klient złożył zlecenie w ogóle nie patrząc na kursy.
W takim razie - jak odróżnić manipulację od prawidłowo, legalnie złożonego zlecenia?
Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze jest udowodnić zamiar manipulacji kursem. Jeśli klient takie zlecenie złoży tylko raz, powiedzmy, że możemy dopuścić tłumaczenie o pomyłce lub pewnej niewiedzy. Natomiast jeśli robi to częściej - przestaje mu się wierzyć.
Podobnie jest, gdy np. klient nie składał zleceń przez cały dzień, a w ostatnich sekundach wystawił znaczne zlecenie kupna. Przecież w takim przypadku sam sobie szkodzi, kupując akcje po wyższej cenie. Czy nie mógł zrobić tego wcześniej?
Jak więc powinno zapobiegać się podobnym _ manipulacjom _?
Od 10 lat ubolewam nad tym, że ogólna wiedza na temat zawierania transakcji, mechanizmów giełdy jest tak niska. Od wielu lat znane są sposoby na to, aby w jakimś stopniu zapobiegać manipulacjom przy końcu notowań.
Wiele osób, np. na forach internetowych, mówi, żeby w ogóle zlikwidować fixing. Otóż nie - gdyby go nie było, jeszcze łatwiej byłoby dokonywać manipulacji składając zlecenia w ostatniej sekundzie sesji.
Co by Pan zaproponował?
Tak jak powiedziałem - sposobów jest wiele i są znane. Jednym z nich może być np. zasada, gdy ostatnia cena zamknięcia indeksu odbiega od ostatniego notowania z notowań ciągłych o określony procent, to wtedy przedłużamy fixing o np. 2-3 minuty, tak aby inni inwestorzy mogli na to zareagować.
Kiedyś taki pomysł już padł we władzach GPW, jednak argumentem przeciw był fakt, że nie wiadomo wtedy, czy sesja skończy się o 16.33 czy 16.35. Każda z alternatyw ma swoje wady i zalety. Najważniejsze jest, aby cały rynek dostał propozycje tych sposobów czarno na białym, zapoznał się z nimi i w drodze konsultacji wybrał jego zdaniem najlepszy.
Pewną tamę powinny stanowić także same biura maklerskie. Nawiązując do jednego z Pańskich wcześniejszych pytań - jeśli transakcja klienta domu maklerskiego odbiega w jakiś sposób od norm i nosi znamiona manipulacji, należy najpierw ostrzec klienta, a gdy ten nie będzie reagował, odmówić po prostu zlecenia. Należy również mieć na względzie fakt, aby nie przeregulować rynku, aby inwestorzy mieli czas i okazję reagować na zmiany w końcówkach sesji.
Czy takie sytuacje zdarzają się również na innych giełdach w regionie, albo w USA?
Oczywiście. Nawet w Stanach Zjednoczonych, choć na mniejszą skalę - tam rynek regulują tzw. _ specjaliści _. Choć oczywiście na każdej giełdzie są manipulacje - to tylko kwestia pieniędzy. U nas było to 100 mln złotych, za Oceanem byłoby to oczywiście dużo więcej.
Proszę sobie przypomnieć, jak zyskiwały niedawno akcje Volkswagena (_ 146 proc. a potem 100 proc. w dwa dni - przyp. aut.), myślę _, że to jest o wiele większy powód do wstydu.
Chodzi tylko o to, żeby w Warszawie zdarzały się one jak najrzadziej i nie były tak spektakularne i widoczne, jak ta wczorajsza.
Myśli Pan, że _ cudowny _ fixing źle wpłynął na postrzeganie GPW przez zagranicznych inwestorów?
Tak, każde zwiększenie zmienności kursów wpływa na podniesienie ryzyka, a co za tym idzie - obniżenie cen.