Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Ostra walka o pracownika. Rywalizacja dyskontów to tylko wierzchołek góry lodowej

194
Podziel się:

Pracownicy przebierają w ofertach, pracodawcy rwą włosy z głowy - tak wygląda sytuacja w Polsce. Ważniejsze od pieniędzy stają się dziś dodatki. Część firm stosuje więc zagrywki, jakich nie powstydziliby się sprzedawcy "cudownych" garnków.

Lidl oferuje wyższe stawki, Biedronka więcej miejsc pracy
Lidl oferuje wyższe stawki, Biedronka więcej miejsc pracy (Wojciech Strozyk/REPORTER)

Bezrobocie w kwietniu spadło do 6,3 proc. - informuje Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Chwali się, że takich statystyk nie było od 1991 roku. W ciągu miesiąca liczba osób bez pracy spadła o prawie 48 tys. Szukający zarobku są wniebowzięci, gorzej z pracodawcami. Na rynku trwa prawdziwa wojna. Każdy pracownik jest na "wagę złota".

Sama pensja nie wystarczy już, by ich przyciągnąć. Nie wystarczy też premia, pakiet medyczny czy karta do klubu fitness. W przypadku jednego z menadżerów koronnym argumentem okazały się nie pieniądze, ale Toyota Avensis zamiast Opla Corsy.

- Jeśli już mówimy o autach, to pamiętam ciekawy przypadek. Namawiałam kandydata do zmiany pracy. Mowa o wysokiej klasy menedżerze, dostał bardzo dobrą ofertę finansową, ale nie wydawał się nią specjalnie zainteresowany. Zaoferowałam mu wysokiej klasy samochód - mniej więcej za ćwierć miliona. Roześmiał się i powiedział, że o tym lepiej porozmawiać z jego żoną, bo on i tak 5-6 dni w tygodniu będzie spędzał za granicą, a autem będzie jeździła jego żona - mówi nam specjalista HR jednego z czołowych banków w Polsce.

Jej misja się powiodła - niemiecki SUV spodobał się małżonce i menedżer zmienił pracodawcę.

Biedronka idzie na noże z Lidlem

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że o nowych pracowników ostro walczą sieci handlowe. Prawdopodobnie najsilniejszymi na rynku markami są Biedronka i Lidl. Żadna z nich nie powie głośno, że chce przyciągać pracowników konkurencji, ale obie dają to do zrozumienia między wierszami.

Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia było to, żeby kasjer w markecie miał prywatną opiekę medyczną, pakiet sportowy czy pensję, o jakiej mogliby pomarzyć początkujący pracownicy korporacji. Tymczasem walka tych dwóch dyskontów wkroczyła w fazę, w której obie strony czekają na ruch konkurencji tylko po to, by odpowiedzieć na niego ogniem.

Z jednej strony przewagę ma Lidl. To ta sieć proponuje swoim pracownikom wyższe pensje. Od marca 2018 przychodząca do pracy w Lidlu dostanie na "dzień dobry" od 2800 do 3550 zł brutto. Przynajmniej rok stażu oznacza pensję w wysokości od 2950 do 3750 zł. A jeśli pracownik ma ponad dwa lata stażu w firmie, to zarobi od 3150 do 4050 zł brutto.

Tymczasem w Biedronce osoby rozpoczynające pracę na stanowisku kasjera będą mogły zarobić co najmniej 2650 zł brutto, razem z nagrodą za stuprocentową frekwencję w pracy. Na podwyżki mogą liczyć już po roku. Po trzech latach pensja może sięgnąć co najmniej 2950 zł brutto miesięcznie. A w dużych miastach może sięgnąć 3550 zł brutto. Pracownicy mogą dostać dodatkowo nawet 500 zł brutto premii kwartalnej. Jest ona uzależniona od wyników sklepu.

Z drugiej strony przewaga płacowa Lidla nie jest tak wyraźna, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę sklepów i poziom zatrudnienia. Biedronka ma obecnie 2825 sklepów i zatrudnia ponad 65 000 ludzi. Tymczasem w Lidlu pracuje mniej więcej 4 razy mniej osób. Sieć ma ponad 630 sklepów i otwiera ok. 30 - 35 rocznie. Biedronka jest więc większym pracodawcą i może sobie pozwolić na niższe płace, bo w wielu miejscowościach nie musi konkurować z Lidlem.

Warto zauważyć, że pracownicy tych sieci są w większości zatrudnieni na cały etat. Lidl chwali się tym, że jedynie 5 proc. osób pracuje w niepełnym wymiarze godzin.

Rekrutacja przez szczekaczkę

Do dziś nie jest jasne, kto odpowiada za słynną na całą Polskę akcję z nagabywaniem do zmiany pracy przez głośnik na aucie. Faktem jest to, że przed bramą spółki Flextronics International Poland w Tczewie pojawił się samochód ze sprzętem nagłaśniającym, przez który namawiano pracowników do zmiany pracodawcy. Flextronics to producent elektroniki, w tym sprzętu telekomunikacyjnego, drukarek 3D i telewizorów. To w niej powstają m.in. sprzęty marki Manta.

- Podjechali autem pod zakład, rozstawili sprzęt nagłaśniający, zaczęli nagabywać do zmiany miejsca pracy - opisuje tę sytuację "Gazeta Tczewska".

Te niemal filmowe sceny rozegrały się jeszcze jesienią 2017 roku. I w zasadzie nikt nie chce się przyznać do przeprowadzenia tak nietypowej i w sumie brutalnej rekrutacji. Firma obsługująca konkurencyjny zakład produkujący elektronikę oddalonym o 50 km Kwidzynie przyznaje, że wykorzystywała "mobilne biuro rekrutacyjne", ale do akcji z podjeżdżaniem pod fabrykę i namawianiem do zmiany pracy się nie przyznaje. Podobnie jak jej podwykonawcy. Cóż, ktoś to jednak zrobił.

W Krakowie bili się o informatyków

Stolica Małopolski zasłynęła jako jedno z pierwszych miejsc walki o informatyków. Kilka lat temu przed biurami firm technologicznych pojawiły się osoby rozdające pączki. W paczkach ze słodkościami była też informacja, że za polecenie dobrego informatyka można zarobić 4 tys. zł. A jeśli wiadomość dotarłaby bezpośrednio do zainteresowanego zmianą pracy, to jest mile widziany i może liczyć na świetną pensję.

W tym przypadku do akcji przyznała się rosyjska spółka Luxoft, specjalizująca się w obsłudze m.in. bankowości inwestycyjnej, lotnictwa, telekomunikacji i energetyki. To światowy gigant, pracujący dla globalnych koncernów.

Akcja Luksoftu wzbudziła wiele kontrowersji w krakowskim świecie IT. Ale odniosła skutek – było o niej głośno, a wiele osób nie wahało się przed zmianą pracy.

Wystarczy złotówka więcej

Szczególnie narażone na utratę pracowników są branże, w których pracuje się na bardzo niskiej marży. Choćby ochrona - tu zwiększenie płacy o złotówkę, a nawet kilkadziesiąt groszy na godzinę powoduje masową migrację pracowników.

- W ochronie większość osób jest zatrudniona na minimalnym wynagrodzeniu. I jeżeli my dajemy - powiedzmy - 13 zł za godzinę a konkurencyjna firma zaproponuje 13,50 zł, to spora część pracowników zdecyduje się na zmianę - mówi nam anonimowo dyrektor jednej z agencji ochrony.

Zobacz także: Zobacz także. Zandberg: 7-godzinny dzień pracy to realistyczne rozwiązanie

Mówi o grupie najniżej opłacanej, bez szczególnych kwalifikacji, ale za to wyjątkowo licznej. - Owszem, statystycznie najlepiej zarabia się na ochronie mienia i osób, konwojach, transporcie gotówki. Ale większość obrotu wypracowują ludzie pilnujący centrów handlowych, biur czy parkingów. Potrafią pracować po 300-400 godzin w miesiącu, więc jeśli inna firma zaproponuje im o złotówkę wyższy zarobek, to nie mają skrupułów. Ci najbardziej lojalni przyjdą i powiedzą, że dostali propozycję i oczekują podwyżki, bo nie chce im się zmieniać pracy. A część po prostu nie pojawi się w robocie i szukaj wiatru w polu - mówi.

**Ambicja, nie pieniądze**

Na poziomie specjalistów wyższego szczebla od jakiegoś czasu można zauważyć kult robienia kariery i rozwoju. Sęk w tym że kompetencje wielu osób nie idą w parze z ich żądaniami.

- Przedstawiciele jednego z topowych koncernów z branży FMCG [tzw. produkty szybkorotujące, czyli artykuły spożywcze czy środki czystości - red.] mówili mi ostatnio, że ich pracownicy działu marketingu co pół roku, rok żądają awansów i podwyżek. Problem w tym, że wartość ich pracy nie rośnie w tak krótkim okresie, ale są ośmielani propozycjami od konkurencyjnych firm. I koncern spełnia ich żądania, bo jest świadom, że pozyskanie na ich miejsce innych specjalistów kosztowałoby jeszcze więcej i trwało dłużej - mówi nam Piotr Goliński, partner w firmie CTER, zajmujące się rekrutacją menedżerów.

Jego zdaniem na wyższym poziomie zawodowym pensja wyższa o kilka czy kilkanaście procent nie jest już koronnym argumentem.

- Ważniejsze jest wyższe stanowisko, lepszy tzw. work life balance, perspektywy na rozwój. Ludzie preferują firmy dobrze poukładane, które wiedza, czego chcą. Specjaliści wiedzą, czego chcą – i niekoniecznie są to pieniądze. To ludzie –- kolokwialnie rzecz ujmując - "najedzeni". Oni nie walczą o to, żeby przeżyć, ale mają swoje cele, zgodne z hierarchią potrzeb. Dla nich ważny jest cel pracy, jej sens, to, żeby firma o nich dbała a nie tylko dawała pieniądze - dodaje Piotr Goliński.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

rynek pracy
praca
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(194)
WYRÓŻNIONE
Nie piszcie b...
7 lat temu
Nieee no to są banialuki. Rekruterzy w Polsce zasłaniają się formułką, "skomtaktują się jedynie z wybranymi kandydatami", co w praktyce oznacza, że możesz miesiącami wysyłać cv w kosmos - taki szacunek. Przy okazji robota za stawki głodowe i rzadko respektują czas pracy. Wysyłając aplikację na Zachód zawszę otrzymasz odpowiedź - to świadczy o szacunku do ludzi. U nas mają Cię gdzieś. Rynek pracownika - koń by się uśmiał.
Kit
7 lat temu
Ciekawe mam 50 lat i od roku wysyłam CVki na całą Polskę. Nikt się nawet nie odezwał. Wysłałem dwa razy do Niemiec i odzew był natychmiast.
Marek
7 lat temu
Gdzie ta niby walka o pracownika? Mieszkam w Trójmieście. Mam 40 lat , duże doświadczenie w sprzedaży i obsłudze klienta, biegła znajomość komputera i angielski zaawansowany, chcę pracować a proponują mi pensje minimalną. Pakuje walizki i wylatuje do UK. Bedę układał towar w markecie ale za godne pieniądze.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (194)
Wiem
2 lata temu
Kłamią! Artykuł do zapełnienia szpalt. Toyota avensis nie jest już produkowana!!!
Kamil
6 lat temu
Ja mam 2600 netto plus wyżywienie i kasa pod stołem. Ale więcej niż 5 tyś netto nie da się ugrać. Warszawa
Nieprawda
7 lat temu
Ten artykuł to lipa. Mam wielu znajomych po 40-tce od miesięcy szukających pracy w zawodzie.
Hh
7 lat temu
3000 brutto hahahsga 2200 zł na rękę to 550 euro hahahaha socjal w Anglii wyższy
Polska
7 lat temu
Może u sąsiadów Niemców poszukać zrobić reklamę 500€ za miesiąc przyjdzie fryc i helga.100zł dziennie na normalne życie minimum tak powinno być
...
Następna strona