W czwartek wiceminister Jerzy Szmit powiedział wyraźnie: rozważamy podniesienie opłaty paliwowej. Resort przedstawił nawet wyliczenia, ile taka podwyżka mogłaby przynieść środków na budowę dróg.
W czwartek, na specjalnej konferencji prasowej, przedstawiciele resortu infrastruktury informowali jak za sprawą oszczędności na ekranach dźwiękochłonnych, przejściach dla zwierząt czy kosztach projektowania mostów, wiaduktów i kładek dla pieszych będą budować więcej i szybciej niż poprzednicy z PO (więcej o tym tutaj)
. Nadstawiający uszu kierowcy mogli też usłyszeć złe wieści. Ministerstwo rozważa zwiększenie liczby dróg objętych płatnościami i zastanawia się nad opłatą paliwową. Choć jak dowiedzieliśmy się nieco później, zupełnie nie ma takich planów w odniesieniu do tej ostatniej.
- Ani rząd, ani ministerstwo infrastruktury nie planuje zmian w opłacie paliwowej - zapewnił w TVN24 BiS Andrzej Adamczyk. Tyle, że jego bezpośredni podwładny Jerzy Szmit przekonywał wcześniej, że ewentualna podwyżka jest wśród propozycji wypracowanych przez specjalny komitet zajmujący się optymalizacją inwestycji drogowych. Co więcej, dowiedzieliśmy się, że resort spodziewa się, że dzięki temu na budowę dróg trafi dodatkowe 20-40 mld zł w ciągu dziesięciu lat.
Jak to możliwe, że w tak ważnej sprawie, która może wpłynąć na zasobność portfeli większości Polaków pojawił się tak zasadniczy rozdźwięk i to w jednym ministerstwie. Dlaczego kiedy obaj panowie stali obok siebie nie usłyszeliśmy sprostowania rewelacji o opłacie paliwowej? Wreszcie dlaczego słyszymy teraz zapewnienia o tym, że nie ma i nie było takich planów skoro tuż po konferencji otrzymaliśmy z ministerstwa komunikat o takiej treści:
"MIB chce podkreślić, że środki uzyskane z podwyższenia opłaty paliwowej będą w całości przeznaczone na inwestycje realizowane w ramach Programu Budowy Dróg Krajowych na lata 2014-23 i Krajowego Programu Kolejowego, w podziale 80% na drogi, 20% na kolej, co bezpośrednio przełoży się poprawę komfortu użytkowników dróg. Zmiana wysokości opłaty byłaby możliwa od początku przyszłego roku kalendarzowego".
Jednak już kilka godzin później Adamczyk na antenie TVN24 BiS wyjaśniał z rozbrajającą szczerością, że też jest mu trudno zrozumieć jak doszło do tego "nieporozumienia". Pewnym tropem w rozwikłaniu tej zagadki ma być fakt, że ów komitet optymalizacyjny ma w swoim gronie również ekspertów spoza rządu. Jak przekonywał minister, to właśnie z tego kręgu wypłynęła propozycja.
Politycy PiS już od 2011 r. powtarzają, że w Polsce drogi buduje się za drogo i za wolno, dlatego obecny rząd chce teraz wybudować jak najwięcej dróg z zostawionych przez poprzedników środków. Ponieważ jednak pieniędzy brakuje, to trzeba szukać oszczędności i dodatkowych dochodów.
Na pierwszy ogień mają pójść wymagania środowiskowe. Ministerstwo proponuje, by na przykład poza miastami ograniczyć stawianie ekranów wzdłuż dróg. A część kosztów związanych z urządzeniami ochrony środowiska stojącymi przy drogach finansować z funduszy ochrony środowiska, a nie z drogowych. Powołany przez resort zespół ekspertów proponuje także zwężenie pasów zieleni oddzielających jezdnie, korzystanie przy budowie dróg z miejscowych kruszyw i większe wykorzystanie surowców z recyklingu.
Według przedstawionych przez ministerstwo wyliczeń na realizację programu budowy dróg brakuje około 90 mld zł, a na usprawnieniach przetargowych i zmniejszeniu kosztów ochrony środowiska resort planuje oszczędzić około 40 mld zł. Pomysł na pozyskanie reszty potrzebnych pieniędzy to rozszerzanie sieci dróg, na których pobierane jest e-myto. Wiceminister Szmit zapowiedział, że od 1 października w systemie poboru opłat ViaToll znajdzie się kolejne 150 km dróg. Z tego resort się nie wycofuje.