Początek maja nie rozpieszcza upałami, ale i tak wyższe temperatury sprawiły, że zanieczyszczenie nie jest już tak katastrofalne jak zimą. Jednak wypoczynek na świeżym powietrzu w długi majowy weekend nie wszędzie jest bezpieczny. Są miejsca w Polsce, gdzie poziom trującego ozonu w powietrzu przekracza normy WHO. Po części odpowiadają za to rządowe plany.
W całym kraju w niedzielę i poniedziałek udział ozonu w powietrzu wynosił blisko 100 mikrogramów na metr sześcienny, a na Dolnym Śląsku zbliżał się do 120 mikrogramów - informuje portal wysokienapiecie.pl. Te wartości przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) uznane są za graniczne dla zdrowia.
Co więcej, na co zwracają naukowcy z WHO, także niższe stężenia mogą już wywoływać problemy z oddychaniem szczególnie u dzieci i seniorów. Badania na Uniwersytecie Columbia wykazały z kolei, że nawet nieco mniejszy poziom ozonu znacząco obniża wydajność pracy.
Konieczny, ale niebezpieczny
Oczywiście, ozon jest bardzo pożądany w górnej warstwie atmosfery, bo bez niego nie byłoby życia na ziemi. Jednak bliżej ziemi stanowi poważne zagrożenie dla ludzi i roślin. Jego nadmiernemu powstawaniu sprzyjają warunki pogodowe, jakie panują teraz w Polsce. Jednak ozon powstaje również ze względu na naszą aktywność.
W dużych miastach przyczyniają się do tego przede wszystkim spaliny. Zasada generalna jest tu, z drobnymi wyjątkami, dość prosta. Im starszy samochód, tym bardziej przyczynia się do jego powstawania. Nasz rząd chcąc to zmienić wymyślił prosty sposób na walkę z tym źródłem zanieczyszczeń.
Dokonać tego miała wysoka akcyza od dużej pojemności silnika i wieku auta. Z kolei zupełnie odwrotnie byłyby traktowane auta o mniejszej emisyjności, a te elektryczne objęte byłyby zerową stawką. Kłopot jednak w tym, że prace nad ustawą utknęły w martwym punkcie, a na krótkim dystansie osiągnięto odwrotny skutek.
Zdążyć z zakupami
Obecnie na masową skalę importuje się stare auta emitujące najwięcej zanieczyszczeń. Wszystko to, by uniknąć wysokich opłat. Jak informuje Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, w grudniu, gdy rozpoczęły się prace nad ustawą, do Polski sprowadzono najwięcej używanych aut w historii - ponad 134 tys. Co więcej, w całym 2016 r. do Polski przyjechało ponad milion używanych samochodów o również najwyższej w historii średniej wieku - 12 lat.
Wszystko to sprawiło, że polskie statystyki pokazujące zawartość naszych garaży jeszcze bardziej zaczęły pikować pod względem średniej wieku. Obecnie 60 proc. jeżdżących po polskich drogach samochodów ma 10 lat i więcej. Niestety mamy też najniższy w Unii Europejskiej udział rejestracji nowych aut.
Znacznie lepiej jest nie tylko w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech. Więcej nowych samochodów kupują też Bułgarzy i Rumuni. Jest coś jeszcze, co pcha nas na zakupy niemłodych aut. Pilna potrzeba posiadania własnych czterech kółek. W Polsce 526 samochodów przypada na 1000 mieszkańców. W tyle zostawiamy: Wielką Brytanię (507), Holandię (487), Francję (483) czy Szwecję (475), nie wspominając już o Czechach (470), Irlandii (419), Węgrach (315) czy Rumunii (246).