Konsekwencje sukcesu wynajmu mieszkań na kilka nocy przez takie platformy jak Airbnb, Booking.com czy nocowanie.pl, jak się okazuje są wielowymiarowe. Po pierwsze, stanowią one bardzo poważną konkurencję dla branży hotelarskiej, która traci klientów na rzecz indywidualnych właścicieli mieszkań.
Z kolei sukces tego rozwiązania, który - podobnie jak car sharing - jest znakiem naszych czasów, nie tylko depcze po odciskach hotelarzom jak Uber taksówkarzom, ale i dla osób mieszkających w wynajętych lokalach może mieć gorzki smak.
W zachodniej Europie, gdzie krótkoterminowy wynajem mieszkań - czyli na kilka nocy - zaczął swój zwycięski pochód, już teraz widać jego negatywne konsekwencje. Ceny długoterminowego wynajmu mieszkań ostro poszły w górę. Wszystko dlatego, że wielu właścicieli mieszkań, którzy do tej pory wynajmowali je po prostu do mieszkania, zaczęło przestawiać się na inną, turystyczną klientelę.
To spowodowało z kolei, że na rynku jest mniej ofert najmu długoterminowego, w konsekwencji czego ceny są wyższe. Trudno się jednak dziwić właścicielom mieszkań, bo szczególnie w dużych miastach i atrakcyjnych turystycznie, wynajem na kilka nocy to znakomity interes.
- Bliskość centrum oraz świetne położenie komunikacyjne są moim atutem. W przypadku licznej grupy gości jestem bardzo mocno konkurencyjny cenowo w stosunku od hoteli - mówi money.pl Kajetan, wynajmujący 4-pokojowy apartament położony tuż przy pięknym wrocławskim rynku.
W centrum miasta to świetny interes
Ze względu na to, że w przypadku apartamentu Kajetana najczęściej wynajmem zainteresowane są grupy 4-8 osobowe, średnia cena za jedno łóżko bywa bardzo atrakcyjna. Noc w całym apartamencie kosztuje bowiem ok. 420-460 zł.
- Zanim zdecydowałem się na wynajem krótkoterminowy, badałem rynek pod kątem wynajmu długoterminowego. Wyszło na to, że mimo świetnej lokalizacji nie było dużego zainteresowania. Okazuje się, że lokalizacja w ścisłym centrum nie jest już tak atrakcyjna dla poszukujących lokum na dłużej. Wiąże się z tym większy hałas, problem z dojazdem, zaparkowaniem samochodu - tłumaczy Kajetan.
Ponadto, jak szybko się okazało, wynajem na krótki termin daje lepiej zarobić. Szczególnie dobrze, gdy w mieście odbywają się jakieś większe imprezy. W zeszłym roku najwięcej chętnych było, gdy Wrocław był organizatorem World Games 2017. Z kolei pobyt na okres świąteczny i noworoczny klienci Kajetana rezerwują z 5-8 miesięcznym wyprzedzeniem.
Co oczywiste, fakt, że dobry, zachodni klient, który mógłby swoje euro zostawić we wrocławskich hotelach, ale wybrał usługi naszego rozmówcy i innych jemu podobnych, rozsierdził branżę hotelarską.
Dlatego - jak informuje branżowy serwis inwestycjewkurortach.pl - Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego podjęła działania mające na celu wprowadzenie zmian w ustawie o usługach hotelarskich tak, by przez większą kontrolę nad minihotelarzami nieco ograniczyć to zjawisko.
Próbowaliśmy w piątek skontaktować się z władzami Izby, ale ze względu na długi weekend nie było to możliwe. Dlatego dokładnie nie wiemy, czego domaga się branża hotelarska.
Szara strefa to margines
O bardziej szczegółowe plany zmian w tym zakresie zapytaliśmy zatem resort sportu i turystyki. Ministerstwo przekonuje nas w swojej odpowiedzi, że obecnie obowiązujące regulacje rynku usług hotelarskich "są niewystarczające ze względu na świadczenie usług noclegowych w ramach nowego zjawiska ekonomii współdzielenia".
Dlatego w nowej ustawie planuje się wprowadzenie przepisów dotyczących krótkoterminowego zakwaterowania. "Obiekty najmowane jednorazowo podczas pobytu do 30 dni przez klientów będą podlegać obowiązkom rejestracyjnym, kontrolnym i innym wynikającym z przepisów" - zapowiada resort.
Według ministerstwa "rozszerzenie systemu kategoryzacji oraz obowiązkowej rejestracji obiektów, które świadczą usługi krótkoterminowego zakwaterowania, może stać się elementem walki z szarą strefą”. Jednocześnie resort przypomina, że to na razie wstępny etap prac legislacyjnych.
- Wszystko zależy od tego, jak wyglądać będą te zmiany. Ewidencjonowanie nic nie zmieni, bo nasi klienci prowadzą działalność gospodarczą i płacą od tego podatki. I z mojej wiedzy na temat tego rynku wynika, że szara strefa jest tu marginesem - mówi money.pl Kamil Ruciński, założyciel i prezes serwisu Nocowanie.pl.
- Rynek się podzielił pod tym względem i ceny są zrównoważone. Wynajem krótkoterminowy to też nie jest sam miód. Porównanie stopy zwrotu z takiej inwestycji w przypadku Warszawy i wynajmu mieszkania na oba sposoby wcale nie rozstrzyga się jednoznacznie na korzyść krótkoterminowego. Wszystko przez ilość logistyki - sprzątanie, bycie pod telefonem, udostępnianie mieszkania klientom. Choć przy dużej skali, np. 50 mieszkaniach, wynajem na krótki termin zaczyna się opłacać bardziej - wyjaśnia Ruciński.
- Ciężko mi się ustosunkować do zmian, jakie mogą być wprowadzone. Mało w tej chwili jest dostępnych szczegółów. Jeśli zostaną zastosowane restrykcje takie jak np. w Niemczech, trzeba będzie pomyśleć nad wynajmem długoterminowym - mówi z kolei Kajetan.
A co takiego wprowadzono u naszych zachodnich sąsiadów? Trzeba przyznać, że niemieckie władze nie patyczkują się ze swoim przedsiębiorczymi obywatelami zarabiającymi na tej modzie. Nie może to jednak dziwić, skoro tylko w ciągu 5 lat koszty wynajmu mieszkań w Berlinie wzrosły o ponad połowę. W ocenie analityków rynku przyczyniło się do tego właśnie zjawisko wynajmu krótkoterminowego.
100 tys. euro kary
Dlatego niemiecka skarbówka wyciągnęła od Airbnb dane dotyczące wynajmu takich mieszkań i skontrolowała ich właścicieli pod kątem podatkowym. Zgodnie z zapowiedziami tamtejszego fiskusa, kary za jakiekolwiek nieprawidłowości i choćby jeden nieuwzględniony w księgach nocleg mają być surowe.
Co więcej, władze Berlina przed dwoma laty wprowadziły zakaz najmu przez platformy takie jak Airbnb czy Booking całych mieszkań. Można jedynie wynajmować poszczególne pokoje, ale tylko w sytuacji, kiedy właściciel jest przez cały czas w mieszkaniu. Wysoka kara za nieobecność - nawet 100 tys. euro - sprawiła, że ryzykantów nie ma zbyt wielu.
Podobne restrykcje wprowadził też przed rokiem Paryż. W Amsterdamie właściciel mieszkania może je wynajmować w krótkim terminie tylko przez 60 dni w roku. W Barcelonie z kolei wynajmujący musi uzyskać licencję i tylko przez 120 dni może wynajmować mieszkanie na kilka nocy. W Madrycie w najpopularniejszych dzielnicach zaledwie przez 90 dni.
- Po zmianach może nie będzie to już tak dochodowe zajęcie. Na szczęście nie jest to dla mnie jedyne źródło utrzymania. Bardziej pewnie martwią się osoby lub firmy, które zajmują się tylko najmem. Tam sytuacja może pokrzyżować plany na stabilny zarobek. Prawdopodobnie odbije się to też na pracownikach, którzy są zatrudniani do zarządzania, sprzątania i dbania o klienta - konkluduje Kajetan.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl