Miało być prawie 900 złotych miesięcznie, a nie będzie nawet połowy z tego. Ustawa o zasiłkach dla działaczy opozycji poszkodowanych w czasach PRL tak długo była przerzucana z biurka na biurko, zmieniana i przepisywana, że z pierwotnego, całkiem pokaźnego pakietu pomocowego niewiele zostało.
Dokładnie 400 złotych raz w miesiącu. - Ta kwota jest żenująca - rzecznik "Solidarności" Marek Lewandowski zanim to mówi długo milczy i szuka w głowie cenzuralnego wyrazu. Poproszony przez nas o komentarz nie kryje zażenowania nie tylko wysokością wsparcia, ale też sposobem jego przydzielania.
Opozycjonista musi wykazać, że został poszkodowany przez system opresji PRL i pójść do urzędniczego okienka z wnioskiem o przyznanie pomocy. To, jak zaznacza Marek Lewandowski, boli środowisko najbardziej. - Pomoc powinna być przydzielana z automatu, o ile osoba spełnia kryteria, dzięki którym można ją uznać za poszkodowaną. Tymczasem w myśl wprowadzanych przepisów ci bohaterowie będą musieli się prosić. To upokarzające - mówi Lewandowski.
Zgodnie z ustawą działaczem opozycji antykomunistycznej jest m.in. osoba, która między 1 stycznia 1956 a 4 czerwca 1989 r. "przez co najmniej sześć miesięcy była członkiem nielegalnej organizacji, której cele zmierzały do odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania praw człowieka" lub "prowadziła w sposób zorganizowany, zagrożoną odpowiedzialnością karną, działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania praw człowieka".
Z kolei za osoby represjonowane uznane mają być m.in. takie, które w latach 1956-1989 przebywały w więzieniu lub innym miejscu odosobnienia na terytorium Polski "za działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości i suwerenności lub respektowania praw człowieka".
Ilu jest poszkodowanych opozycjonistów? Nikt tego nie wie, mimo że właśnie wchodzi w życie ustawa, która ma im pomagać. O potrzebie jej wprowadzenia mówiło się w solidarnościowych (i nie tylko) środowiskach od lat. Brakowało jednak wiarygodnych szacunków, ile by to kosztowało państwowy budżet i decyzji, kto konkretnie powinien dostać pieniądze. Kiedy półtora roku temu senatorowie składali do Sejmu projekt ustawy w tej sprawie, przedstawili kilka wyliczeń, a rozstrzał między nimi przyprawiał o ból głowy.
Z jednej strony Stowarzyszenie Wolnego Słowa szacowało, że z pomocy skorzysta tylko dwa tysiące osób, co obciąży budżet kwotą około 20 milionów złotych rocznie. Instytut Pamięci Narodowej podawał pięciokrotnie większą kwotę i liczbę uprawnionych. Najodważniejsze w ocenach było z kolei Centrum Badania Opinii Społecznej. Statystycy stwierdzili, że zasiłki mogą się należeć aż 228 tysiącom działaczy, a to dla budżetu koszt ponad dwóch miliardów złotych!
Stanęło na czymś innym. Podczas prac nad ustawą ograniczona została wysokość zasiłku i liczba działaczy, którzy mogliby z niego korzystać. Pierwotnie prawie 900 złotych należeć się miało każdemu prześladowanemu opozycjoniście, którego obecny dochód nie przekracza wysokości 220 procent najniższej emerytury - jeśli żyje sam. W przypadku rodziny, dochód na osobę nie mógł zaś być wyższy niż 170 procent.
Ile i dla kogo
Ostatecznie wysokość zasiłku została obcięta o ponad połowę, a progi dochodowe - tylko trochę mniej. W liczbach wygląda to tak, że aby ubiegać się o 400 złotych pomocy miesięcznie, opozycjonista - jeśli gospodaruje sam - musi mieć dochód nie wyższy niż 1056 złotych (120 procent najniższej emerytury) albo dochód na osobę w jego rodzinie nie może przekroczyć 880 złotych (równowartość najniższej emerytury).
- Kwota zasiłku jest nieadekwatna do zasług tych ludzi. Powinny być one zrównane z poziomem świadczeń, jaki mają dziś dawni oprawcy opozycjonistów. A ci żyją sobie bardzo komfortowo, opływając w apanaże - mówi Marek Lewandowski z "Solidarności". - Z kolei progu dochodowego w ogóle nie powinno być. Jeśli ktoś był poszkodowany, to powinien dostawać zasiłek niezależnie od tego, na jakim poziomie materialnym dziś żyje.
Ile to będzie kosztowało?
Podczas prac nad ustawą nadmiernych wydatków bały się i ministerstwo pracy, i finansów. Koszt jej wprowadzenia szacowany przez CBOS na ponad dwa miliardy złotych rocznie musiał robić wrażenie. Ustawa w wersji, w której wejdzie w życie, będzie już dla budżetu państwa zupełnie do przełknięcia.
- Na ten rok zarezerwowanych zostało 25 milionów złotych - mówi nam Jolanta Plieth-Cholewińska z Urzędu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, który będzie się zajmował wypłacaniem świadczeń. Zaś prezes IPN (który będzie współorganizował wypłatę zasiłków) Łukasz Kamiński mówił po przegłosowaniu ustawy w Sejmie, że z zasiłków skorzysta najwyżej od kilkuset do tysiąca osób.
Jak wyjaśnia Pileth-Cholewińska, największym problemem ustawy jest to, że nikt nie wie, ilu jest poszkodowanych działaczy, którym powinien należeć się zasiłek. I to dlatego ustawa ma na razie bardzo zachowawczy kształt jeśli chodzi o wysokość pomocy i kryteria dochodowe. - Jeśli w toku realizacji ustawy okaże się, że liczba jej beneficjentów jest rzeczywiście niewielka i zwiększenie świadczeń nie będzie niosło za sobą niebezpieczeństwa dla finansów publicznych, wówczas, jak wynika z zapowiedzi posłów, możliwe są kolejne nowelizacje - dodaje Pileth-Cholewińska.
Podstawa wymiaru to od 2007 roku niecałe 1,8 tysiąca złotych. Kwota co roku jest waloryzowana o wskaźnik wzrostu świadczeń emerytalno-rentowych.