We wtorek, po posiedzeniu rząd poda, ile będzie wynosić od przyszłego roku płaca minimalna. Według zapowiedzi przedstawicieli gabinetu Mateusza Morawieckiego płace ponad 2,7 mln Polaków (którzy zarabiają płacowe minimum), mają być podnoszone dwuetapowo. Najpierw – od stycznia – będzie to 3450 zł brutto, czyli 2682,07 zł na rękę, a od lipca 3,5 tys. zł brutto – czyli 2716 zł netto miesięcznie.
Jak przypomina w rozmowie z money.pl Andrzej Radzikowski, szef OPZZ i przewodniczący Rady Dialogu Społecznego, pierwsza propozycja rządu, by podnieść od stycznia 2023 r. płacę minimalną do 3383 zł brutto, a następnie od lipca do 3450 zł brutto była niezgodna z algorytmem wynikającym z ustawy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rząd to też pracodawca. Chciał zaoszczędzić?
Początkowo rząd zaniżył o 30 zł płacę minimalną w stosunku do tego, co wynika z algorytmu ustawy, tłumacząc, że od lipca przyszłego roku dostaną oni wyrównanie. Na szczęście zmieniono te kwoty – podkreśla Radzikowski.
Zaznacza, że podwyżki płacy minimalnej o 490 zł brutto w stosunku do tego roku (obecnie płaca minimalna wynosi 3010 zł brutto) to krok w dobrym kierunku i że związkowcy poparli w tej kwestii rząd, mimo sprzeciwu pracodawców. Dodaje przy tym, że pracodawcy nie poparli za to związkowców w walce z rządem o 20 proc. podwyżki dla budżetówki.
Byliśmy gotowi negocjować wynagrodzenia w strefie budżetowej, które są de facto wyrównaniem zamrożonych od wielu lat płac w tym sektorze, ale nie spotkało się to z odpowiedzią ani ze strony rządu, ani pracodawców – mówi gorzko związkowiec.
Pracodawcom pomocy nigdy dość?
Z kolei pracodawcy podkreślają, że obie strony (reprezentujące przedsiębiorców i pracowników), były zgodne, że rosnąca inflacja jest największym zagrożeniem dla gospodarki, to związkowcy domagali się zarówno 20 proc. podwyżek dla budżetówki, jak i wzrostu płacy minimalnej.
Prof. UW Jacek Męcina, były wiceminister pracy i przewodniczący zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych RDS, przyznaje, że rozmowy pracodawców ze związkowcami były bardzo trudne i faktycznie pracodawcy nie poparli w tym roku podwyżek w strefie publicznej. Powodem takiej decyzji była wysoka inflacja, którą podwyżki płac dla kilku milionów osób jeszcze bardziej nakręcą.
Dodaje też, że jeśli inflacja osiągnie kolejny próg psychologiczny 20 proc., to – zdaniem niektórych pracodawców – będą potrzebne nadzwyczajne środki powiązane z rewizją płacy minimalnej i świadczeń z nią powiązanych.
Tymczasem, jak informuje Konfederacja Lewiatan, w czasie spotkań w RDS z rządem ze strony związkowców padały pytania o świadczenia dla emerytów: 13.,14., a nawet 15. emeryturę.
Radzikowski z kolei pytany o to, czy pracodawcy udźwigną nadchodzące podwyżki płacy minimalnej, szczególnie że państwo nie wspiera ich w walce z bardzo wysokimi podwyżkami na rynku energii i surowców opałowych, odpowiedział, że wiceminister finansów Piotr Patkowski poinformował na posiedzeniu Rady, że rząd ma 5 mld zł na pomoc dla sektora energochłonnego. Firmy te więc dostaną wsparcie.
Kiedy rząd dystrybuował publiczne środki do przedsiębiorców w ramach walki z COVID-19, to ta pomoc nie była inflacjogenna, ale kiedy związkowcy upominają się o wyższe wynagrodzenia, to mówi się nam, że chcemy napędzić inflację. Bardzo to smutne – mówi twardo Andrzej Radzikowski.
Prof. Męcina zwraca związkowcowi uwagę, że pomoc covidowa dla firm była na utrzymanie miejsc pracy.
Pomoc dla firm tak, ale przemyślana
Czy faktycznie antycovidowa pomoc dla firm nie była inflacjogenna, a dla pracowników już będzie?
Pomoc dla firm w ramach tzw. tarcz antycovidowych była czynnikiem inflacjogennym. Na rynku pojawił się tzw. nawis (nadmiar gotówki), który był lokowany w zakupy różnych dóbr. Niektóre surowce i towary były wykupowane przez firmy, co z kolei przyczyniło się do wzrostu ich cen – przypomina prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów.
Jak podkreśla nasz rozmówca, każda pomoc w postaci transferu gotówki niesie ze sobą zagrożenie inflacyjne, dlatego optymalnym rozwiązaniem, które nie wywołałoby efektu nakręcenia inflacji, byłoby wspieranie dotkniętych podwyżkami energii przedsiębiorców poprzez obniżki lub czasowe zamrożenia im ściągalności podatków.
Główny ekonomista Pracodawców RP Kamil Sobolewski w rozmowie z money.pl na początku sierpnia nie miał wątpliwości, że narzucony przez rząd wzrost wynagrodzeń odbywać się będzie kosztem firm, ale też lepiej zarabiających pracowników, przyczyniając się tym samym do zmniejszenia ich motywacji do pracy i prowokując do zarobkowej emigracji najbardziej zdolne i produktywne osoby.
Porównał on planowane podwyżki płacy minimalnej oraz transferów społecznych – emeryci dostaną od marca 2023 r. najwyższą z dotychczasowych rewaloryzacji emerytur, bo aż 13,5 proc. – do objadania się lodami. – Przedawkowaliśmy te lody… – mówił gorzko ekspert.
Rząd liczy już przyszłe zyski
Jednak rząd może być innego zdania, bo to on będzie te "lody kręcił". Jak dowiadujemy się z projektu rozporządzenia ws. płacy minimalnej w 2023 r., nowymi wyższymi płacami zostanie objętych w sumie 5,24 mln Polaków (2,74 mln to pracownicy, a pozostali to przedsiębiorcy, którzy odprowadzają do ZUS-u składki od minimalnego wynagrodzenia). To zaś oznacza dużo wyższe wpływy do ZUS-u.
Tylko w przyszłym roku będzie to dodatkowe 6,8 mld zł wpływów do budżetu, a w ciągu 10 najbliższych lat – aż 76,6 mld zł.
W poniedziałek na stronach Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt rozporządzenia rządu ws. minimalnego wynagrodzenia na rok 2023, w którym są wpisane odpowiednio kwoty: 3383 zł (od stycznia) i 3450 zł (od lipca).
Pytane o to przez money.pl Ministerstwo Rodziny i Polityki Socjalnej przypomniało, że w razie gdy partnerzy społeczni nie dojdą do porozumienia, to rząd podejmuje decyzję. Może on przyjąć wspomniane wcześniej kwoty z rozporządzenia, ale może je również podnieść. W poniedziałek w jednym z wywiadów prasowych minister rodziny Marlena Maląg sugerowała, że tak właśnie się stanie.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl