Luty wyznaczył zapewne szczyt cyklu inflacyjnego w Polsce (18,4 proc.). Od marca inflacja liczona rok do roku ma wskazywać coraz mniejsze wartości (ekonomiści spodziewają się ok. 16 proc. w marcu). Tę narrację prezentuje również rząd. Wiceminister finansów Sebastian Skuza powiedział ostatnio, że od drugiego kwartału tego roku można oczekiwać wyraźnego spadku inflacji, czemu sprzyjać będzie osłabienie aktywności ekonomicznej, a jednocyfrowa inflacja jest możliwa już w IV kwartale. Te dobre wieści kryją jednak kilka złych informacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja w marcu 2023 r. w Polsce – ekonomiści szacują
Walka z inflacją zajmie NBP bardzo długo czasu (do końca 2025 r.) i będzie zapewne obfitowała w zaskakujące zwroty akcji. Jeden z pierwszych takich zwrotów możemy zaobserwować już niedługo, ponieważ w piątek GUS poda najnowsze dane dotyczące wzrostu cen za marzec. Inflacja zapewne spadnie względem lutego, ale jednocześnie także przyspieszy. Jak to możliwe? Zadziała złuda statystyczna, na którą nie warto się nabierać.
W temacie inflacji w nadchodzącym tygodniu czeka nas wstępny odczyt CPI za marzec. Dobra wiadomość jest taka, że ta inflacja musi spaść w ujęciu rok do roku względem lutego. Naszym zdaniem w okolice 15,8 proc. A zła wiadomość jest taka, że stanie się to zasadniczo z powodów czysto statystycznych. Przy jej wyliczaniu okresem bazowym będzie marzec 2022 r., kiedy to m.in. przez wojnę doszło do niesamowicie szybkiego wzrostu cen 3,3 proc. w skali miesiąca – to tempo kojarzone z hiperinflacją lat 90. – wyjaśniają w komentarzu ekonomiści Santander Bank Polska.
Innymi słowy, przekonują oni, żeby nie patrzeć na inflację w ujęciu rok do roku, gdyż odczyt ten niewiele nam powie o tym, co tak naprawdę dzieje się z cenami w Polsce. Na przykład inflacja w marcu wyniesie ok. 16 proc. rok do roku (r/r) względem 18 proc. r/r w lutym, czyli spadnie, ale tak naprawdę jednocześnie przyspieszy, tyle że w ujęciu miesiąc do miesiąca (m/m).
To znaczy, że ceny w marcu realnie nie spadną, a wciąż będą rosły względem lutego i to w zawrotnym tempie.
Ekonomiści Santandera mówią wprost, że w ocenie "uporczywości procesów inflacyjnych nadal lepiej analizować zmiany cen miesiąc do miesiąca niż rok do roku".
Według nas marzec nie przyniesie pod tym względem istotnej poprawy: przewidujemy 1,1 proc. m/m w marcu po 1,2 proc. w lutym, co będzie jednym z najwyższych odczytów marcowych z ostatnich 20 lat, wskazującym na duży rozpęd cen – wskazują.
Co gorsza, ich zdaniem, jeśli ten proces szybko nie wyhamuje, już w maju skumulowany wzrost cen od początku roku przekroczy 6 proc., co przekreśli szanse na osiągnięcie na koniec roku poziomu inflacji zapowiadanego przez prezesa NBP (czyli 6-7 proc. r/r).
Inflacja bazowa i efekty drugiej rundy
Drugim problemem polskiej gospodarki jest inflacja bazowa, czyli taka z wyłączeniem cen żywności i energii. Te jednak niejako już się przelały z inflacji ogólnej do tego wskaźnika, co oznacza, że zaszły efekty tzw. drugiej rundy, czyli napędzania się spirali wyższych kosztów generujących z kolei coraz większe podwyżki cen. Wysokie ceny energii, gazu są już więc ujmowane w cenach usług itp.
Jak mówił w poniedziałek w TVN24 szef PFR Paweł Borys, blisko 2/3 inflacji wynika z agresywnych działań Rosji – "najpierw destabilizacji europejskiego rynku energii, później wojny, która wywołała skok cen żywności". Wskazał on, że był to początkowy impuls do skoku cen. – Za tym poszły tzw. efekty drugiej rundy, czyli zaczęto podwyższać wynagrodzenia, to się przełożyło na tzw. inflację bazową – mówił Borys.
Innego zdania jest były szef NBP prof. Marek Belka, który wskazywał, że wysoka inflacja jest po części winą rządzących poprzez złą w jego opinii politykę fiskalną i pieniężną.
Jeśli nic nie zrobimy, to inflacja będzie się toczyć dalej, a nawet rozkręcać. Po przekroczeniu pewnego poziomu ma tendencję do samo przyspieszenia. Jedyną możliwą walką z nią jest tłumienie popytu. Walka z inflacją musi boleć i właśnie zaczyna boleć. Zejście z 18 do 10 proc. będzie stosunkowo proste ze względu na czynniki międzynarodowe, które znikają. Później zejście z 10 do 6, a następnie 3 proc. będzie wymagać bardzo aktywnej polityki antyinflacyjnej - podkreślał kilka dni temu prof. Belka.
Niemniej, inflacja bazowa utrzyma się na dość wysokich poziomach do końca roku, a może i dłużej także przez rozgrzany rynek pracy, o czym wspominał zresztą sam szef PFR. Według Banku Pekao w marcu wyniesie ona zapewne ok. 12 proc.
Co dalej z inflacją bazową?
Tak więc silny rynek pracy (niskie bezrobocie, wzrost płac) oraz 4,9 proc. wzrostu gospodarczego w 2022 r. oznacza, że polska gospodarka pozostaje mocna, a przy takich wiatrach nie ma co liczyć na szybkie ustabilizowanie się cen w kraju, szczególnie tych bazowych, na które wpływ na polityka monetarna NBP.
Dlatego też specjaliści Banku Ochrony Środowiska (BOŚ) przewidują pod koniec roku w Polsce dość niecodzienną sytuację. Inflacja ogółem (CPI), w której wliczane są ceny surowców, paliw, energii czy żywności, będzie niższa niż inflacja bazowa z wyłączeniem tych czynników. Co to oznacza? To, że usługi w kraju, np. medyczne czy inne produkty prócz żywności, wciąż będą drożeć, ale przez efekty statystyczne wysokich cen energii z 2022 r. będą one równocześnie zaniżane we wskaźniku ogółem.
"Po lutowym szczycie inflacji od marca nastąpi dość szybki spadek inflacji CPI do poziomów jednocyfrowych w II połowie roku i około 8 proc. na koniec roku. Jednocześnie istotnie wolniej obniżać się będzie wskaźnik inflacji bazowej i pod koniec roku (około poziomu 9 proc. rok do roku) ukształtuje się on powyżej wskaźnika CPI" - szacują eksperci BOŚ.
Damian Szymański, dziennikarz, zastępca szefa redakcji money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.