Stajemy u progu największego kryzysu energetycznego od co najmniej pięciu dekad. Trwa wyścig z czasem, aby zabezpieczyć przed nadchodzącą zimą zapasy gazu i zbudować system dostaw surowców na Stary Kontynent. Europa szuka sposobu, aby wyrwać się z potrzasku, jaki przygotowała Rosja.
Władimir Putina prowadzi wielką rozgrywkę energetyczną, której głównym elementem jest szantaż gazowy. Podsyca kryzys UE przygotowywany już od jesieni ubiegłego roku, co doprowadziło do drastycznych wzrostów cen surowców energetycznych, a co za tym idzie - kosztów wytwarzania energii.
Państwa demokratyczne płacą cenę za przeciwstawienie się agresywnej polityce Kremla i niesprowokowanej agresji na Ukrainę. Europa ma świadomość, że zerwanie z zależnością od rosyjskich węglowodorów będzie oznaczać wyższe koszty pozyskania surowców z alternatywnych źródeł, a nawet niedobory energetyczne. Przygotowując się na taki scenariusz, wdroży plan ograniczenia o 15 proc. zużycia energii.
Czy to jednak wystarczy? Analitycy niezależnej firmy zajmującej się badaniami energetycznymi i wywiadem gospodarczym z siedzibą w Oslo w Norwegii Rystad Energy kreślą czarny scenariusz dla Europy. Według tych analiz nawet wdrażając obowiązek redukcji zużycia energii (co wciąż nie zostało formalnie zrobione, nadal jest on dobrowolny) bilans jej wytwarzania w Europie jest poważnie zagrożony.
Nadchodząca zima z pewnością będzie największym wyzwaniem, jakie Europa widziała od dziesięcioleci – i można się spodziewać, że koszty kryzysu poniosą konsumenci i poszczególne rządy. Jeśli trzeba będzie zmniejszyć zapotrzebowanie na gaz, spodziewamy się, że problemy z dostawami energii pojawią się już w tym miesiącu i pogłębią się w 2023 roku - stwierdza cytowany w raporcie Carlos Torres Diaz z Rystad Energy.
Czarny scenariusz
Jak sugerują norwescy analitycy, 15-procentowa redukcja zapotrzebowania na energię nie jest raczej możliwa. Kolejne sektory gospodarki, takie jak przemysł, prawdopodobnie staną w obliczu konieczności znacznie większej redukcji, aby chronić sektor energetyczny i zapewnić bezpieczeństwo dostaw.
W połączeniu z surową, mroźną zimą oraz niską generacją prądu z wiatru, europejski system elektroenergetyczny stanie przed poważnym problemem, który może prowadzić do racjonowania mocy i przerw w dostawach energii.
"Stworzyliśmy pełny scenariusz podaży i popytu na energię, zakładając 15-procentowe zmniejszenie zapotrzebowania na gaz, energię, dodatkową podaż z węgla, energii słonecznej i wiatrowej oraz niższy ogólny popyt na energię elektryczną. Wynika z niego, że nierównowaga podaży i popytu może pojawić się już w tym miesiącu i pogłębić w 2023 roku. Deficyt sięgnąć nawet 13,5 TWh w styczniu" - czytamy w analizie Rystad Energy.
Zdaniem Norwegów, w szerszej perspektywie, całkowity deficyt mocy w UE osiągnie poziom 51 TWh na cały okres od września 2022 do marca 2023 roku. Będzie to wymagało uzupełnień poprzez dodatkowy import energii z Norwegii, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii lub innych krajów sąsiednich.
Dr hab. Robert Zajdler, ekspert ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego wskazuje jednak na kilka czynników, które mogą wpłynąć na to, jak silnie doświadczy nas nadchodzący kryzys.
- Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że prawdopodobnych scenariuszy można narysować co najmniej kilka. Jedną ze zmiennych, którą należy wziąć pod uwagę, będzie pogoda. Łagodna zima zniweluje część zagrożeń, a z kolei niskie temperatury będą je potęgować. Nie bez znaczenia będzie również wietrzność oraz opady, które będą wpływać na wysokość poziomu wód. Wszystko to będzie miało znaczenie dla wytwarzania energii. Dodatkowym czynnikiem będą dostawy surowców. Trzeba brać pod uwagę wszystkie zależności i odpowiednio przygotować się na różne scenariusze - zaznacza w rozmowie z money.pl dr hab. Robert Zajdler.
Gasną światła, będzie chłodniej
Kłopoty z energią przewiduje niemal cała Europa. Jak pisaliśmy w money.pl, część krajów już wcześniej zdecydowało się na redukcje. Włochy wprowadziły ograniczenie użycia klimatyzacji w kraju, co pozwoli zaoszczędzić do końca roku 4 mld m sześc. gazu, wykorzystywanego jako paliwo do produkcji energii elektrycznej. W budynkach publicznych klimatyzatory nie będą mogły być ustawione na temperaturę niższą niż 27 st. C., a w zimie nie mogą dogrzewać budynków powyżej 19 st. C.
Podobne obostrzenia wprowadziła już Francja, gdzie premier Elisabeth Borne w oficjalnym piśmie do swoich ministrów zażądała od nich uruchomienia oszczędności energetycznych w podlegających im budynkach administracji publicznej. Zalecenia obejmują m.in. zakaz używania klimatyzacji, jeśli temperatura w pomieszczeniu wyniesie poniżej 26 st. C, oraz zakaz włączania ogrzewania, jeśli temperatura nie spadnie poniżej 19 st. C.
W Niemczech na apel ministra energii Roberta Habecka odpowiedziały również samorządy. Władze Hanoweru postanowiły m.in. zrezygnować z podgrzewania wody w basenach krytych i zewnętrznych, a w obiektach sportowych będzie można brać tylko zimne prysznice. W Bawarii wyłączone zostanie podświetlenie budynków użyteczności publicznej. Fontanny miejskie będą wyłączane na noc. Również poszczególne firmy zapowiedziały programy oszczędzania na poziomie redukcji zużycia o co najmniej 10 proc.
Chociaż władze w Polsce nie wprowadzają takich obostrzeń, kryzys energetyczny już dał o sobie znać poprzez problemy branż energochłonnych. Już pierwsze zakłady wstrzymały produkcję ze względu na wysokie ceny energii. To wywołało efekt domina. Braki w jednej branży błyskawicznie przekładają się na problemy w kolejnych, czego byliśmy świadkami po decyzjach Azotów i Anwilu.
- Ceny energii i rosnące koszty komponentów będą przekładać się na kondycję przedsiębiorstw. Obawiam się, że o ograniczeniach czy nawet wstrzymaniu produkcji będziemy słyszeć coraz częściej - mówił money.pl Paweł Kisiel, prezes Grupy Atlas.
Jak wskazują analitycy z Rystad Energy, popyt na energię elektryczną w Europie do tej pory skurczył się o 2,2 proc., głównie dlatego, że rekordowo wysokie ceny wymusiły oszczędności - szczególnie w sektorze przemysłowym.
"Utrzymujące się wysokie ceny prawdopodobnie utrzymają popyt na obecnym niskim poziomie lub jeszcze go obniżą. Podobny spadek o 3 proc. rok do roku w nadchodzących miesiącach jest możliwy, zarówno przez wysokie ceny energii, które dotykają przedsiębiorców, jak i gospodarstwa domowe, ale także w wyniku działań mających na celu oszczędzanie energii elektrycznej wprowadzonych przez rządy" - czytamy w raporcie Rystad Energy.
Nie dać się zastraszyć
Jak podkreślają eksperci, czynnikiem, który najbardziej uderza w Europę, jest całkowite odcięcie dostaw gazu z Rosji do Niemiec poprzez Nord Stream 1, co nie tylko wywindowało ceny na rynkach, ale również może przyczynić się do poważnych problemów jednej z największych gospodarek UE - o skutkach dla Europy i Polski pisaliśmy już w money.pl.
Kolejne kraje starają się pokryć część powstałego deficytu energetycznego innymi źródłami mocy. Wracają elektrownie węglowe i atomowe. Silniejszy nacisk kładziony jest na OZE.
"Wyższa produkcja z węgla, energii słonecznej i wiatrowej mogłaby częściowo pokryć spadek dostaw gazu poprzez dodanie dodatkowych 34 TWh w okresie od września 2022 r. do marca 2023 r. Jednak to nie wystarczyłoby, aby zrekompensować niedobór gazu, energii jądrowej i energii wytwarzanej przez elektrownie wodne" - wykazuje Rystad Energy.
Problem zdecydowanie jest, ale czy czeka nas epoka lodowcowa, jak wieszczy Europie Rosja? Prof. Zajdler przekonuje, że nie można się poddać apokaliptycznym wizjom.
Nie możemy się dać zastraszyć najbardziej czarnymi projekcjami. Na tym etapie nie ulegałbym apokaliptycznym wizjom, zwłaszcza że podsycanie tych obaw jest również częścią toczącej się wojny. Nie wolno jednak też bagatelizować sytuacji. Europa staje przed poważnym wyzwaniem i wszyscy powinniśmy mieć tego świadomość i liczyć się z koniecznością większego oszczędzania energii - podkreśla ekspert Instytutu Sobieskiego.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl