Do dokumentu, zawierającego zalecenia dla samorządów, organizatorów kąpielisk i ich użytkowników dotarł reporter RMF FM Kuba Kaługa. Wynika z niego, że koronawirus na plażach i kąpieliskach będzie poważnym zagrożeniem. Pismo stwierdza np., że na terenie kąpieliska na jedną osobę przypadać powinno 6 metrów kwadratowych. A liczbę ludzi na plażach należy zredukować do jednej trzeciej poziomu z lat ubiegłych.
- Kompletnie tego nie widzę, nie wiem, jak mielibyśmy to zorganizować? - mówi w rozmowie z money.pl Julia Tomicka, prezes zarządu Portu Jachtowego w Łebie. Ta instytucja zarządza plażami w mieście. - Grodzenie plaży nie wchodzi w grę, robienie jakichś sektorów czy wytyczanie miejsc taśmą. Nie wiem też, kto miałby to sprawdzać? Ratownicy nie są od tego, oni mają przecież zupełnie inne zadania. Policja? - zastanawia się nasza rozmówczyni. - Myślę, że Polacy to dojrzały naród i jesteśmy już nauczeni zasad dystansu społecznego. Ludzie z pewnością nie będą skupiali się na głównych plażach, przejdą trochę dalej, w bardziej ustronne miejsca.
Dodaje, że Łeba i tak jest w niezłej sytuacji - miasto ma 8 kilometrów plaż, w najszerszym miejscu mają one nawet 100 metrów. Zgrubnie licząc jest to więc 800 tysięcy metrów kwadratowych, co przy założeniu jednej osoby na 6 metrów daje przestrzeń do plażowania dla ponad 130 tysięcy osób. To więcej niż Łeba jest w stanie przyjąć - miasto ma i tak imponujące 80 tysięcy miejsc noclegowych.
Zdaniem Julii Tomickiej trzeba będzie zdać się na edukację i informowanie. Już dziś przy wejściach na plaże w Łebie są ustawione dozowniki z płynem do dezynfekcji rąk, jeśli będzie trzeba, miasto zainwestuje w tablice informacyjne. Na inne działania nikt nie ma pomysłu.
Według informacji RMF FM autorzy wytycznych zachęcają, by organizatorzy kąpielisk przypominali ich użytkownikom o konieczności zachowania co najmniej dwóch metrów dystansu i apelowali do ich poczucia odpowiedzialności, ale sugerują również rozważenie np. dzielenia plaż na sektory i wyznaczenia maksymalnej liczby osób, które mogą w takim sektorze przebywać.
Kto ma to sprawdzać?
"Pożądane jest prowadzenie obserwacji wejść na plażę, liczenie wchodzących i opuszczających ją osób" - czytamy również w piśmie Państwowego Zakładu Higieny.
- Papier wszystko przyjmie, ja rozumiem, że naukowcy z Państwowego Zakładu Higieny mają swoje pomysły, ale one są nie do zrealizowania, to nieżyciowe- mówi Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa. - Mamy w Polsce ponad pół tysiąca kilometrów wybrzeża, głównie plaże. Jak zrealizować takie zalecenia? To niewykonalne. Nie ma co próbować wprowadzać zakazów, które będą masowo łamane. Nie ma nic gorszego, niż przepisy, których nikt nie będzie przestrzegał. Lepiej zdać się nie na nakazy, ale zalecenia. Myślę, te sztywne 6 metrów na plażowicza, obowiązkowy dystans. Kto ma to sprawdzać? - pyta Klimowicz i dodaje, że samorządy tego nie zrobią, bo nie mają do tego sił i środków.
Przypomina, że nieliczne straże miejskie i gminne z pewnością nie podołałyby takiemu zadaniu, nie mają zresztą odpowiednich uprawnień. Policjantów również nie wystarczy by kontrolować tak rozległe tereny.
- Trzeba Polakom uwierzyć w ich mądrość i samozorganizowanie. Jedni obawiają się koronawirusa mniej, inni bardziej i poza ewidentnymi przykładami osób ostentacyjnie lekceważących zalecenia, nauczyliśmy się ostrożności, zachowywania dystansu społecznego. Na tym trzeba się oprzeć. Wprowadzanie przepisów, które nie będą stosowane jest demoralizujące - dodaje burmistrz Darłowa.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesieplaża