W Polsce w 2023 r. zawarto niespełna 146 tys. małżeństw, o 6 proc. mniej niż rok wcześniej i aż o 24 proc. mniej niż zaledwie pięć lat wcześniej. Na każdy 1000 mieszkańców Polski w 2023 r. przypadło 3,9 nowych małżeństw w porównaniu do 5 w 2018 r.
W pewnym stopniu jest to efekt starzenia się ludności Polski. Liczba osób w wieku, w którym pary najczęściej decydują się na ślub, systematycznie maleje (szybciej niż całkowita liczba ludności). To zjawisko z pewnością nie jest jednak jedynym wyjaśnieniem spadku liczby zawieranych małżeństw, postępuje bowiem wyraźnie wolniej. Od 2018 r. liczba osób w wieku od 20 do 39 lat zmalała o 14 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bez małżeństw nie będzie dzieci?
Część komentatorów, szczególnie o konserwatywnych poglądach, uważa, że zależność przebiega w przeciwnym kierunku: to malejąca liczba małżeństw powoduje, że spada dzietność w Polsce, a w rezultacie spada liczba młodych osób gotowych do wchodzenia w związki małżeńskie - i koło się zamyka. Tę hipotezę zdaje się wspierać fakt, że większość dzieci nad Wisłą – około 75 proc. - rodzi się w sformalizowanych związkach.
"Liczba nowo zawieranych małżeństw i ich trwałość, jako element rozwoju demograficznego, ma bezpośredni wpływ na jego przemiany, ponieważ dzietność kobiet w Polsce jest determinowana między innymi liczbą zawieranych związków małżeńskich" – czytamy w opublikowanym niedawno raporcie GUS "Sytuacja demograficzna Polski do 2023 r."
Stąd już tylko krok do propozycji, która raz po raz pojawia się po prawej stronie sceny politycznej, że do zwiększenia dzietności w Polsce mogłoby się przyczynić większe wsparcie dla instytucji małżeństwa. Czy to rzeczywiście mogłoby zadziałać?
Odpowiedzi na to pytanie dostarczyć mogą doświadczenia Austrii, która w latach 80. XX w. oferowała nowożeńcom hojne świadczenia pieniężne. Skutki tej polityki można było ocenić kilka dekad później. Wyniki takich badań przywołał niedawno na X (dawniej Twitter) Lyman Stone, doktorant w dziedzinie demografii na Uniwersytecie McGill.
Austria, podobnie jak wiele innych państw, wspierała związki małżeńskie m.in. ulgami podatkowymi. W latach 1967-1971 tamtejsi nowożeńcy przez pierwszych pięć lat pożycia mogli odliczyć od dochodu wydatki na meble i artykuły gospodarstwa domowego. To rozwiązanie było jednak regresywne: przynosiło większe korzyści rodzinom o wyższych dochodach. W 1972 r. socjaldemokratyczny rząd zastąpił więc tę ulgę świadczeniem pieniężnym. Każda osoba, która po raz pierwszy wstępowała w związek małżeński, mogła liczyć na 7500 szylingów austriackich. Para mogła więc otrzymać nawet 15000 szylingów. To równowartość dzisiejszych 5800 euro – kwota niebagatelna nawet w Austrii.
Jak trwałe są małżeństwa z rozsądku?
Sposobność, aby zbadać efekty tych świadczeń, dało jednak dopiero ich nagłe wycofanie z początkiem 1988 r. Austriacki minister finansów ogłosił koniec finansowego wsparcia małżeństw – nie oferując nic w zamian – pod koniec sierpnia 1987 r. W kolejnych miesiącach pary masowo stawały na ślubnym kobiercu, aby zdążyć otrzymać prezent z budżetu państwa. W IV kwartale 1987 r. w Austrii zawarto niemal 36 tys. małżeństw w porównaniu do niespełna 8 tys. rok wcześniej.
W 2012 r. trwałości i dzietności powstałych wtedy rodzin przyjrzało się trzech naukowców z Uniwersytetu w Linzu i Instytutu Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn. Badacze skoncentrowali się tylko na tych małżeństwach, które z dużym prawdopodobieństwem nie zostałyby zawarte gdyby nie finansowa zachęta, wykluczając te, które zostały jedynie przyspieszone. Zidentyfikowali ich około 18 tys. Chcieli ustalić, czy takie małżeństwa są równie trwałe i równie dzietne co inne.
Teoria ekonomii sugeruje, że małżeństwa, które powstały w wyniku finansowego bodźca, powinny być mniej trwałe – co podważałoby sens polityki wspierania przez państwo formalnych związków. Świadczenie, które skłania do szybkiego zawarcia małżeństwa, zwiększa bowiem koszty poszukiwania właściwego partnera. W rezultacie takie pary powinny być mniej dopasowane.
W Austrii ta teoria jednak zawiodła. Badacze z Uniwersytetu w Linzu ustalili, że ryzyko rozwodu wśród tych małżeństw, które zostały zawarte przy finansowej zachęcie, nie było wcale większe niż wśród innych małżeństw. "Dochodzimy więc do dość zaskakującego wniosku, że polityka promowania małżeństw może skutkować powstaniem trwałych związków" – napisali.
Pieniądze dla dzieci zamiast dla rodziców
Co tym bardziej zaskakujące, pomimo tego, że małżeństwa zawarte dzięki zachęcie finansowej były równie trwałe co inne, miały średnio mniej dzieci – nawet po uwzględnieniu tego, że tacy małżonkowie byli często starsi lub posiadali już potomstwo sprzed ślubu. W przypadku związków zawartych przez dwie osoby, z których żadna nie była rozwodnikiem, liczba dzieci urodzonych do 2007 r. była o 17 proc. niższa niż w hipotetycznym scenariuszu, w którym małżeństwa te powstałyby bez wsparcia rządu.
"Obawy, że krańcowe małżeństwa (te, które powstały dzięki świadczeniu pieniężnemu – red.) są mniej stabilne – a nawet mogą prowadzić do wzrostu liczby dzieci dotkniętych rozwodem rodziców – okazały się nieuzasadnione. Ale to, czy inwestowanie pieniędzy podatników w zachęty do zawierania małżeństw jest opłacalne, jest osobną kwestią" – konkludowali austriaccy ekonomiści.
Wspomniany Stone, który przypomniał o tym badaniu na X, zauważa, że nawet jeśli małżeństwa zawarte w wyniku bodźców finansowych posiadają mniej dzieci niż inne, to i tak posiadają ich więcej niż single. Według niego polityka wspierania instytucji małżeństwa ma więc sens.
Ale Stone nie jest bezstronnym naukowcem, na X przedstawia się otwarcie jako luteranin i propagator polityki pronatalistycznej. Badania, które przywołał, nie uzasadniają jego wniosku. Austriaccy ekonomiści nie porównywali bowiem dzietności małżeństw, powstałych w wyniku zachęt finansowych, do dzietności nieformalnych związków. W niektórych krajach Europy – np. w Szwecji – prawdopodobieństwo, że para będzie miała potomstwo, nie jest zaś w żaden sposób związane z tym, czy tworzy związek formalny czy nieformalny.
Z tej perspektywy patrząc, lepszym rozwiązaniem niż subsydiowanie małżeństw jest subsydiowanie związków, które mają dzieci. I to jest jedna z rekomendacji autorów austriackiego badania. Doświadczenia Polski z programem 500/800+ sugerują jednak, że i to ma krótkotrwały wpływ na liczbę urodzeń.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl