Prawo i Sprawiedliwość szykuje kolejne zmiany w Kodeksie pracy. Mają one pomóc kobietom na rynku pracy i zapobiec ich dyskryminowaniu, głównie płacowemu. W przepisie definiującym mobbing dopisano, że: "oznacza on działania lub zachowania dotyczące pracownika, lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu albo różnicowaniu wysokości wynagrodzenia ze względu na płeć pracownika".
W uzasadnieniu do projektu posłowie powołali się m.in. na art. 33 ust. 2 Konstytucji RP, który stanowi, że kobiety i mężczyźni mają równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych. Pierwszą osobą, która podpisała się pod projektem ustawy, był prezes PIS Jarosław Kaczyński.
Związkowcy zwracają jednak uwagę, że rząd Prawa i Sprawiedliwości przepisami tarcz antykryzysowych w kobiety właśnie uderzy najbardziej. Jak informuje Michał Sobol, prawnik z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, chodzi dokładnie o zapisy w tarczach 2.0 oraz 4.0, które umożliwiają redukcje etatów niemal w całym sektorze administracji publicznej, z ZUS-em włącznie.
– Rząd za pomocą rozporządzenia Rady Ministrów będzie mógł zredukować zatrudnienie w urzędach, gdzie pracują właściwie prawie same kobiety – przypomina Sobol.
Jak podaje Serwis Służby Cywilnej w sektorze publicznym zatrudnionych ok. 117,96 tys. urzędników. Aż 70,7 proc. to kobiety, a tylko 29,3 stanowią mężczyźni. Z kolei w ZUS na 44 419 pracowników aż 38 599 to kobiety (87 proc.).
To nie wszystko. Tarcza 4.0 zmienia też zasady dotyczące wypłaty odpraw. Co prawda nadal obowiązują odprawy od 1 do 3 miesięcy. Ale liczba tych, którym będą przysługiwać, znacznie zmaleje. Już nie dwa, a trzy przepracowane lata będą potrzebne do otrzymania jednomiesięcznej odprawy. W przypadku trzymiesięcznej – pracownik będzie musiał legitymować się zaś nie 8-letnim, ale już 10-letnim stażem pracy.
Ustawa uderzająca w kobiety?
Przewodnicząca Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników ZUS Beata Wójcik również uważa, że racza 4.0 uderza w kobiety. Przypomina, że zatrudnieni w ZUS bardzo ciężko pracują: od "akcji" do "akcji". W związku z dodatkowymi obowiązkami związanymi z wypłatą świadczeń z tarcz antykryzysowych mieli pracować również po godzinach.
- Praca często kończy się o godz. 22. W Dzień Dziecka wiele pracujących u nas matek nie widziało swoich dzieci, bo kiedy wróciły do domów po pracy, było tak późno, że te mniejsze już spały – opowiada przewodnicząca.
Związki zawodowe zwróciły się do pracodawcy, by ten podjął próbę wpłynięcia na rząd tak, by wyłączył ZUS spod zapisów ustawy antykryzysowej, ale to nie nastąpiło. Efekt jest taki, że wiele kobiet, które nabyły już prawa do świadczeń, ucieka na emeryturę w obawie przed niższymi odprawami oraz nawałem nowych obowiązków, których wciąż przybywa.
- Wolą odejść na starych warunkach, niż czekać w niepewności, że zostaną za jakiś czas i tak zwolnione, ale według już nowych, mniej korzystnych zasad – informuje nasza rozmówczyni.
Również Wojciech Pleciński z Krajowej Sekcji NSZZ Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej - PARIS, nie ma wątpliwości, że w przypadku zwolnień w urzędach, najbardziej odczują to kobiety. – Wynika to ze struktury zatrudnienia. Siłą rzeczy, więcej kobiet niż mężczyzn może stracić pracę w przypadku redukcji zatrudnienia – przyznaje związkowiec.
Michał Sobol zwraca uwagę na inną, ważną rzecz, mianowicie przepisy tarczy antykryzysowej ograniczają zwolnienia między innymi wśród kadry kierowniczej urzędów, a tam z kolei, na wysokich stanowiskach (szczególnie w administracji centralnej), pracuje więcej mężczyzn niż kobiet.
Rząd odpowiada na zarzuty związkowców, że stworzył przepisy w sytuacji nadzwyczajnej, jaką jest pandemia i są to tylko "ramy do działania". Żadne decyzje dotyczące zwolnień w sektorze publicznym nie zostały jeszcze podjęte.
"Jeśli jakiekolwiek działania w tej sprawie będą planowane, to opinia publiczna zostanie o nich poinformowana" - napisali w odpowiedzi na pytania money.pl pracownicy biura prasowego rządu.
"Naturalnym sposobem ograniczenia liczby osób zatrudnionych w administracji publicznej jest proces przechodzenia na emeryturę i brak rekrutacji na powstające wakaty. Z wykorzystaniem środków w zakresie informatyzacji administracji publicznej taki proces pozwala na zachowanie płynności i skuteczności działań, i nie pociąga negatywnych skutków społecznych" - dodali.
Tyle że wysyłanie kobiet na emerytury tuż po przekroczeniu przez nie wieku emerytalnego oznacza często bardzo niskie świadczenia. Jak podaje ZUS, w przypadku kobiet, które decydują się na emeryturę już w wieku 60 lat, trzeba im dopłacać ze składek zgromadzonych przez pozostałych aż przez 7 lat. Każdy rok pracy dłużej to z kolei około 10 proc. więcej w comiesięcznej emeryturze.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl