Rząd PiS ma problem. Przed wyborami pochwalił się, że w 2020 r. budżet będzie zrównoważony, czyli suma dochodów i wydatków państwa będzie sobie równa, co mogło przełożyć się na głosy wyborców. Członkowie rządzącej partii zakładali, że bez problemów uda się przeforsować zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS, co dałoby ponad 5 mld zł do budżetu państwa. Stanowcze "nie" powiedzieli jednak koalicjanci z Porozumienia Jarosława Gowina.
Czytaj też: Akcyza w górę. Posłowie obronili rządową ustawę
Mimo to we wtorek 19 listopada poselski projekt ustawy miał być głosowany w Sejmie, ale w ostatnim momencie wycofał go Marcin Horała z PiS. Jednak nie oznacza to jeszcze, że rząd od razu zajmie się autopoprawką do ustawy budżetowej i założy osiągnięcie deficytu w 2020 r. Szczególnie że zbliżają się wybory prezydenckie. Ponadto - co podkreślają ekonomiści - 5 mld zł w stosunku do całego budżetu to niewiele i łatwo można te pieniądze znaleźć.
Z pomocą przychodzi m.in. skokowa podwyżka akcyzy na alkohol i papierosy, dużo bardziej agresywna niż pierwotnie zakładano. Premier Mateusz Morawiecki tłumaczy, że dba w ten sposób o zdrowie Polaków, a nie o wpływy budżetowe. Jednak prof. Stanisław Gomułka w rozmowie z money.pl zauważa, że rząd ma wyjście z pata, może wykorzystać lukę w prawie i sięgnąć po pieniądze ze specjalnego funduszu.
- Ministra finansów i rząd jeszcze obowiązuje ustawa o finansach publicznych, w której jest między innymi reguła wydatkowa nakładająca limit wydatków - mówi prof. Gomułka. Ekonomista dodaje, że z tego względu rząd szuka innych rozwiązań. - Są dwie możliwości poradzenia sobie z "piątką Kaczyńskiego" i jej efektami finansowymi. Jeśli nie 30-krotność, to jest jeszcze podniesienie stopy akcyzy i to nastąpiło. Kolejna rzecz to przejęcie co najmniej 10 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej, a nawet większej kwoty, bo może to być i 20-30 mld zł - podkreśla prof. Gomułka.
Koszt społeczny? - Nie ma nagłego, bezpośredniego kosztu tego rozwiązania. Jednak ta rezerwa jest stworzona z myślą o tym, że z czasem coraz trudniej będzie finansować emerytury. Jednak oni [rząd - red.] o tym nie myślą, oni patrzą krótkofalowo, w kategoriach jednego roku, a to nie ma natychmiastowego kosztu. Na horyzoncie są wielkie problemy dotyczące emerytur, są prognozy ZUS-u, ale dla nich 10-15 lat to jest wieczność - podkreśla ekonomista.
Jak dodaje, PiS wykorzystałby w ten sposób lukę w prawie, bo Fundusz Rezerwy Demograficznej nie jest w polskim prawie wliczony do finansów publicznych. - W związku z tym przejmowanie pieniędzy z tego funduszu nie stwarza problemu dotyczącego stabilizacyjnej reguły finansowej. Nie chcę radzić rządowi, ale to mogą zrobić i pewnie zrobią - podsumował rozmowę z money.pl prof. Stanisław Gomułka.
Z kolei dr Henryka Bochniarz, ekonomistka oraz założycielka, a obecnie przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan, twierdzi w rozmowie z money.pl, że nagłe wycofanie przez PiS projektu ustawy dot. zniesienia limitu 30-krotności to tylko "chwilowy oddech" i temat powróci. I mówi jasno, PiS - by dalej spełniać obietnice i utrzymać budżet w ryzach - będzie musiał w końcu podnieść podatki.
- Jeżeli chodzi o sam budżet państwa, to nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł tak prowadzić budżet rodzinny czy firmowy. Dobrze byłoby - myśląc o wydatkach - myśleć też, skąd będą na to pieniądze. A nie później na gwałt szukać, gdzie urwać kolejne miliardy, na zasadzie "lecimy z tym", a później będziemy się martwić. Jednak nie dam rządowi rad, gdzie teraz szukać tych pieniędzy - mówi dr Henryka Bochniarz.
- To, co dzieje się z funduszem pracy, funduszem osób niepełnosprawnych, z rezerwą demograficzną, to skandal. To jest w biały dzień omijanie ustaw i prawa. Jeśli są zapisy, na co te pieniądze mogą być wydawane, a nie ma nad tym kontroli, to każdy minister może przekładać z dowolnej szufladki jak mu wygodniej. To jest podważanie zaufania do państwa - podkreśla ekonomistka.
Jak dodaje, martwi się o stan budżetu, bo zbliża się kolejny rok wyborczy i pojawią się kolejne obietnice. - A później trzeba będzie te pieniądze skądś wyrwać i wiadomo, czym to się skończy - podwyżką podatków. Nie ma szans, by inaczej wyjść z tej sprawy. Każdy, kto potrafi liczyć, widzi, że inaczej się nie da - mówi nam dr Henryka Bochniarz. Jej zdaniem będzie silne parcie na to, by zwiększyć PIT.
- Nie wiemy, jak ten rok się zamknie. Bardzo ciekawa dyskusja czeka nas nad ostatecznym budżetem na 2020 r. Zmiany podatkowe muszą być wprowadzane z wyprzedzeniem, trzeba liczyć się z tym, że tuż po wyborach prezydenckich będą próby podwyższenia progów podatkowych - podsumowała rozmowę z money.pl dr Henryka Bochniarz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl