Często jest tak, że weekend wyczekiwany jest jako okazja na uspokojenie. Teraz jednak jest zupełnie inaczej – po niewiarygodnych wręcz wypowiedziach tureckiego prezydenta w Turcji mamy kontynuację kryzysu walutowego, a ten coraz szerzej udziela się innym rynkom, w tym złotemu.
Przyczyny kryzysu walutowego w Trucji opisywaliśmy szeroko w piątkowym komentarzu. O ile praprzyczyną jest nierównowaga wewnętrzna (inflacja) i zewnętrzna (deficyt handlowy) spowodowane zbyt agresywną polityką gospodarczą za ostatnich kilka lat, nie da się ukryć, że prawdziwą bombą okazał się konflikt z USA. Sprawa wydawałaby się błacha – niechęć do uwolnienia przez Turcję amerykańskiego pastora stoi za eksplozją kursu USDTRY z okolic 5 do 7 w ciągu zaledwie kilku dni.
Tytuł dzisiejszego komentarza, w którym pytamy, czy prezydent Recep Erdogan postradał zmysły nie jest na wyrost. Turcja przez lata zbyt ekspansywnej polityki stała się uzależniona od importu oraz finansowania zagranicznego. W tej sytuacji jakikolwiek dialog z rynkiem wydawałby się elementarną podstawą. Inwestorzy jeszcze w piątek mieli nadzieję, że Erdogan, nawet jeśli nie zmięknie w sprawie pastora, będzie chciał łagodzić napięcie. Nic z tych rzeczy. Prezydent podczas kilku przemówień zagroził zerwaniem strategicznego sojuszu z USA, oskarżył Stany Zjednoczone o wywołanie ekonomicznej wojny i manipulację kursem, zaś do obywateli zaapelował, aby nie przejmowali się wahaniami kursów walutowych.
Nie rokuje to zbyt dobrze i pomimo zapowiedzi ministra finansów, że przedstawi dziś plan działań mających ustabilizować sytuację obawy są o najgorsze. Erodgan dodał, że nie wycofa się ze swoich poglądów dotyczących (niepodwyższania) stóp procentowych, zaś jeśli natychmiast nie uda się choć częściowo umocnić waluty i tak wysoka inflacja trwale wystrzeli do niekontrolowanych poziomów.
Inwestorzy na rynkach globalnych nie zadają sobie już pytania o to, czy w Turcji mamy kryzys, ale o to, jakie będą jego konsekwencje. Najbardziej wyraźne są na razie na rynkach wschodzących, którym zwykle w takich sytuacjach szkodzi sentyment. Traci najmocniej południowoafrykański rand. Nienajlepiej wyglądają też rynki europejskie ponieważ Turcja to duża gospodarka i już w piątek FT raportował zaniepokojenie EBC ekspozycją niektórych europejskich banków. Wydaje się, że przypadek Turcji jest mocno wyizolowany i przecena na innych rynkach powinna być przejściowa, ale dopóki nie dojdzie do choćby stabilizacji kursu liry, również na polskim rynku będzie nerwowo. O 8:20 euro kosztuje 4,3095 złotego, dolar 3,7791 złotego, frank 3,8040 złotego, zaś funt 4,8226 złotego.