Przez większość tygodnia złoty pozostawał w konsolidacji zarówno względem euro, jak i dolara. Dopiero w piątek nastąpiła kolejna fala osłabienia polskiej waluty, i notowania EUR oraz USD pokonały poziomy miesięcznych maksimów ustanowionych dokładnie tydzień temu.
**Zanim to jednak nastąpiło, kurs EUR/PLN poruszał się w szerokim przedziale wahań 4,3100 - 4,4000, a USD/PLN oscylował pomiędzy 3,2500 a 3,3500. W piątek nastąpiło wybicie górą z powyższych kanałów (w przypadku dolara miało to miejsce jeszcze w czwartek) i kursy EUR oraz USD wyrażone w polskiej walucie doszły do poziomów odpowiednio: 4,4700 oraz 3,4860.
Złoty osłabiał się pod wpływem wciąż negatywnych nastrojów inwestycyjnych na światowym rynku finansowym. Inwestorzy niepewni o dalsze losy globalnej gospodarki, rozczarowani kolejnymi słabymi odczytami wskaźników makro, wycofują swój kapitał z uznawanych za bardziej ryzykowne rynków wschodzących. Kolejne szczyty osłabienia względem euro zanotował w mijającym tygodniu forint węgierski. Przy płytkim rynku kurs EUR/HUF zbliżył się niebezpiecznie blisko psychologicznej bariery 300,00 HUF za EUR. Osłabiała się również korona czeska - koniec tygodnia po raz kolejny przyniósł wzrosty EUR/CZK w okolice poziomu 28,00. Jego pokonanie będzie jednak wymagało dużej siły po stronie kupujących EUR - waluta czeska jest bowiem najsilniejszą walutą w regionie europejskich emerging markets. Od 2004 korona, podobnie jak złoty, konsekwentnie zyskiwała na wartości. Skala spadku kursu EUR/CZK w okresie pomiędzy początkiem 2004 r. a lipcem 2008 wyniosła ponad 30%, notowania EUR/PLN zanotowały w tym czasie zniżkę rzędu ponad 35%. Od początku lipcowego załamania jednak złoty osłabił się o prawie 40% względem euro, gdy tym czasem korona straciła jedynie nieco ponad 20%. Gospodarka Czech oraz Polski uznawane są za najstabilniejsze w regionie, tak silne osłabienie złotego nie ma zatem podstaw fundamentalnych. Wystarczył jednak czynnik spekulacyjny by polska waluta straciła na wartości bardziej niż wynikałoby to z sytuacji gospodarczej kraju. W grudniu pojawił się znany problem opcji walutowych, który doprowadził do dramatycznego osłabienia PLN. Problem ten nie zniknął jednak wraz z początkiem roku. Koniec stycznia sprzyjał osłabieniu złotego między innymi ze względu na fakt, iż na ostatnie dni miesiąca przypada zwykle rozliczenie wielu transakcji opcyjnych.
Polskiej walucie nie pomagają również czynniki lokalne. Napływające na rynek dane świadczą o ewidentnym spowolnieniu krajowej gospodarki. Sprzedaż detaliczna wzrosła w grudniu o 6,6% w porównaniu z rokiem poprzednim. Jakkolwiek stanowi to wynik dodatni i lepszy od oczekiwań, jednak spoglądając na wskaźniki dynamiki sprzedaży w poprzednich miesiącach, widać zdecydowany jej spadek z wartości dwucyfrowych jeszcze na początku 2008 roku. Pozostałe dane, jakie napłynęły w ciągu miesiąca nie wyglądały lepiej. Dynamika produkcji przemysłowej spadła w grudniu do 4,4% w stosunku rocznym z 9,2% r/r miesiąc wcześniej. Spadło również tempo wzrostu płac do poziomu 5,4%, a bezrobocie wzrosło do 9,5%. Ostatnie odczyty wskaźników makro dały wyraźny sygnał Radzie Polityki Pieniężnej, że wzrost gospodarczy w Polsce jest zdecydowanie zagrożony. Efektem tego była kolejna radykalna obniżka stóp procentowych na ostatnim posiedzeniu RPP - Rada po obcięciu kosztu pieniądza o 75 pb w grudniu, pod koniec stycznia dokonała redukcji
również o 75 pb. W obecnym momencie główna stopa procentowa kształtuje się na poziomie 4,25% i najprawdopodobniej ulegnie jeszcze dalszemu obniżeniu.
Na światowych rynkach wciąż panuje duża nerwowość. Wszelkie próby rozpoczęcia większej korekty wzrostowej w notowaniach ryzykowniejszych aktywów (np. akcji) kończą się niepowodzeniem. Na dłuższe odreagowanie nie pozwalają kiepskie dane makroekonomiczne, jakie wciąż napływają na rynek ze światowych gospodarek. Z drugiej strony doniesienia te nie są już tak negatywnie odbierane przez inwestorów, by dać impuls do silnej wyprzedaży, która sprowadziłaby światowe indeksy giełdowe poniżej zeszłorocznych minimów. Z tego indeksy giełdowe od ponad dwóch miesięcy konsolidują się w pobliżu dołków z 2008 r. Do ich pokonania niezbędny może okazać się naprawdę silny impuls, taki jak np. zeszłoroczny upadek Lehman Brothers. Z kolei szansę na większą korektę wzrostową mogą stworzyć lepsze odczyty indeksów nastrojów konsumentów, które będą świadczyć o tym, iż społeczeństwo zaczyna z większym optymizmem spoglądać w przyszłość. Fakt ten może pozytywnie wpływać na światowy popyt i polepszać perspektywy przedsiębiorstw. W
minionym tygodniu zostało opublikowanych kilka indeksów nastrojów z USA oraz głównych gospodarek europejskich. Ich odczyty jednak nie uległy poprawie w stosunków do poprzednich miesięcy. Indeks zaufania amerykańskich konsumentów sporządzany przez Conference Board ustanowił nawet swe historyczne minimum na poziomie 37,7 punktu (jest on sporządzany od 1967 r.). Przy tak kiepskich nastrojach dłuższa korekta wzrostowa na giełdach wciąż wydaje się niemożliwa.
Z uwagi na obserwowaną w ostatnim czasie dodatnią korelację pomiędzy notowaniami EUR/USD i światowymi indeksami giełdowymi, również i ta para walutowa nie ma obecnie zbyt dużych szans na większe wzrosty. W piątek wartość euro wyrażana w dolarze zeszła poniżej poziomu, z którego rozpoczynała miniony tydzień, tj. poniżej 1,2900. W dniu tym impuls do spadku, oprócz nie najlepszych nastrojów na rynkach, dał niski odczyt wstępnych danych na temat inflacji konsumentów (HICP) w styczniu z Eurolandu. Wskaźnik ten osiągnął poziom 1,1% r/r. - najniższy od momentu wprowadzenia wspólnej waluty. Fakt ten może być zachętą dla Europejskiego Banku Centralnego do kolejnych obniżek stóp procentowych. Najbliższe posiedzenie tej instytucji odbędzie się już w najbliższy czwartek. Szef ECB stwierdził co prawda, że na tym spotkaniu wysokość stóp prawdopodobnie nie zostanie zmieniona, gdyby jednak stało się inaczej, w notowaniach EUR/USD możemy
obserwować większą zmianę. Wciąż możliwy jest spadek kursu tej pary walutowej do poziomu 1,2500.
Wpływu na rynek nie wywarła natomiast decyzja po posiedzeniu Banku Rezerwy Federalnej, które miało miejsce w minionym tygodniu. Fed nie posiada już praktycznie żadnego pola manewru w zakresie poluźniania polityki pieniężnej tradycyjnymi metodami, czyli za pośrednictwem dalszego obniżania stóp procentowych. Stopa oprocentowania rezerw federalnych, po grudniowej obniżce kształtuje się w przedziale 0 - 0,25%. W związku z tym koszt pieniądza w USA nie miał nawet szans być zmniejszony. Inwestorzy czekali jednak na przemówienie szefa Fed Bena Bernanke po posiedzeniu. Powiedział on, iż stopy procentowe pozostaną na niskim poziomie jeszcze ,,przez pewien czas", a Fed w ramach dalszego poluźniania polityki pieniężnej alternatywnymi metodami, może zacząć skupować długoterminowe obligacje rządowe. Ponadto Bank będzie wspierał akcję kredytową dla przedsiębiorstw. Stany Zjednoczone nie mając już zbyt wielu możliwości prowadzenia bardziej ekspansywnej polityki monetarnej, kierują się
w stronę poluźniania polityki budżetowej. W minionym tygodniu został zaakceptowany przez Izbę Reprezentantów plan wsparcia dla gospodarki amerykańskiej, opiewający na kwotę 819 mld dolarów. Obejmuje on ulgi podatkowe dla obywateli oraz przedsiębiorstw, a także szereg wydatków publicznych i na inwestycje w infrastrukturę. W przygotowaniu jest ponadto nowy projekt pomocy dla amerykańskiego sektora finansowego - wstępne szacunki mówią o kwocie pomiędzy 1 a 2 bln USD. Pieniądze te miałyby być przeznaczone na utworzenie specjalnej instytucji, która skupowałaby nierentowne, niepłynne i toksyczne aktywa od banków.