Z tych czy innych powodów wzrost wartości euro wyhamował bowiem mniej więcej w okolicy, w której przebiega linia trendu spadkowego, trwającego od początku lutego. Po naruszeniu tej linii, dobrze widocznej na wykresie z interwałem ośmiogodzinnym, zaczęła się rysować wstępna korekta.
Oczywiście zmiana interwału – np. na dzienny – może nieco zaburzyć ten ogląd sytuacji, ale chyba nie na tyle, by całkiem zanegować trend spadkowy. Kurs dochodził wczoraj do 1,2950, teraz wynosi ok. 1,2925, w tych obszarach rysuje się wsparcie.
Skąd ten wzrost? Z pewnością część inwestorów pozycjonowała się na niskich poziomach przez przemówieniem Mario Draghiego, a potem podłączyli się do sprzedaży, gdy stało się jasne, że nie mówi on rzeczy, które mogłyby wzbudzić furorę. To jednak uzasadniałoby raczej tylko powrót do poziomów z początku dnia.
A wyżej? Cóż, kompilacja chęci przetestowania linii trendu (i być może – odwrócenia go), być może także aspekt oczekiwania na dzisiejsze dane z rynku pracy w USA. Raport ADP i tygodniowa liczba wniosków o zasiłek to głosy przemawiające za tym, że dane mogą okazać się słabe – wówczas, kolokwialnie mówiąc, „byłoby z czego spadać".
Na tej fali złoty się umocnił
Złotówka umocniła się stricte w zgodzie z ruchem na eurodolarze, albowiem danych z Polski nie było (ani też znaczących informacji politycznych). W każdym razie EUR/PLN dotarł w nocy z czwartku na piątek do okolic 4,18 (nad ranem w czwartek oscylował przy 4,20).
Podobnie sytuacja się potoczyła na wykresie USD/PLN, gdzie wykres najpierw zmierzał do 3,2760 (ba, chwilowe maksima były jeszcze wyższe), a teraz widzimy go przy 3,2330 i powoli zaczyna się rysować wstępna korekta, wyraźniejszy opór widać przy 3,2470.