W trakcie niedzielnego (23 października) spotkania z mieszkańcami Zamościa prezes PiS nakreślił ryzyko, jakie wiąże się z ewentualną wygraną opozycji w wyborach parlamentarnych w 2023 r. Wziął na celownik politykę socjalną Zjednoczonej Prawicy.
Jeżeli chodzi o wielką politykę społeczną, którą my prowadzimy, czyli np. 500+, to ona ulegnie radykalnemu ograniczeniu, jeżeli nie likwidacji – przestrzegał Jarosław Kaczyński.
Polityka socjalna do likwidacji z dwóch powodów
Jak dalej podkreślał, ograniczanie polityki socjalnej przez opozycję to nawet nie kwestia "tylko poglądów", lecz też dwóch innych czynników. – Pierwszy z nich to kwestia finansów publicznych. One już tak nie przeciekają, jak przeciekały wcześniej – stwierdził polityk. Podkreślił, że opozycja dąży do tego, "żeby było tak, jak było", więc po ich wygranej dojdzie do odwrócenia sytuacji.
Myśmy potrafili ten ogromny wypływ pieniędzy z tej sfery, która powinna być w rękach państwa, zahamować, a w dużym stopniu nawet zlikwidować – stwierdził prezes PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Drugim natomiast jest kombinacja wielkiego kryzysu, z jakim zmaga się świat oraz... tego, że – zdaniem Jarosława Kaczyńskiego – jedna z partii opozycyjnych jest proniemiecka.
– My mamy dzisiaj pogłębiający się każdego dnia kryzys gospodarczy, światowy. To jest fakt, na który my mamy wpływ bardzo niewielki, jeżeli nie żaden. Wszystkie państwa będą walczyć ostro o swoje interesy, Niemcy też. Już walczyli o to, by przymusowo dzielić się gazem, bo pod tym względem mają największe kłopoty. To im się akurat nie udało – opowiadał.
Jeżeli więc w Polsce dojdzie do zmiany władzy i przejmie ją partia "realizująca politykę niemiecką", to pomoże "ulżyć" w dolegliwościach społeczeństwa niemieckiego. Jak nasz kraj miałby wtedy wziąć na siebie koszty społeczne ponoszone przez naszych sąsiadów.
Także marzenie, że w tej sytuacji zostanie utrzymana cenna dla społeczeństwa polityka społeczna i to także w tym wymiarze inwestycyjnym, wyrównywania szans, poziomu cywilizacyjnego różnych części Polski, będzie marzeniem ściętej głowy. Każdy, kto wrzuci za nimi kartkę wyborczą, będzie przeciwko tej polityce, być może nawet nieświadomie, być może będzie wprowadzony w błąd – opowiadał Jarosław Kaczyński.
Wraca złe "lobby deweloperskie"
Przyznał też, że "nie wszystko się udało" w trakcie siedmiu lat rządów PiS-u. Wymienił tutaj politykę mieszkaniową, lecz zaraz podkreślił, że wina w tym zakresie stoi przede wszystkim po stronie deweloperów.
– Mieszkanie Plus niestety nie wyszło. Opór potężnego lobby deweloperskiego okazał się zbyt silny, a także pewne inne cechy naszego społeczeństwa doprowadziły do tego, że nie zdołaliśmy przełamać tego wszystkiego, co utrudnia zdobywanie tanich terenów. Bo żeby mieszkania były tanie, to tereny też muszą być tanie – stwierdził polityk.
Tym samym wrócił do swojej narracji z czerwca, gdy za trudną sytuację mieszkaniową w Polsce obwinił "układ deweloperski". Wtedy firmy z tego sektora odpowiedziały mu, że na ceny mieszkań wpływają m.in. inflacja i ceny materiałów budowlanych, które w kraju nad Wisłą stoją na wysokim poziomie.
Jarosław Kaczyński podkreślał dalej, że mieszkania muszą być budowane w sposób nowoczesny i "na przyzwoitym poziomie". – Polska jest dzisiaj na takim poziomie rozwoju gospodarczego, że mogłaby budować nie 270 tys. mieszkań – to skądinąd rekord po 1989 r., ale ciągle jest nieosiągnięty rekord z czasów gierkowskich, czyli budowa 290 tys., a wtedy Polska była dużo biedniejsza niż dzisiaj – ale 400-500 tys. mieszkań rocznie i wtedy problem mieszkaniowy w ciągu kilku lat byłby rozwiązany – ocenił.
Niektórzy lekarze zarabiają zbyt dużo
Prezes PiS przyznał, że do rozwiązania są też problemy ochrony zdrowia. Stwierdził przy tym, że jego ugrupowanie obniżało podatki i jednocześnie zwiększało wydatki na sektor medyczny z 74 mld zł do ok. 160 mld zł. W jego ocenie przy uwzględnieniu inflacji to wzrost o 75-80 proc.
Ale my widzimy dzisiaj gołym okiem, że nie da się zasypać pewnych kłopotów służby zdrowia samymi pieniędzmi. Wzrost płac jest wyraźny, niektórzy lekarze w szpitalach powiatowych mają kontrakty po kilkadziesiąt tys. zł. Ja naprawdę nie przesadzam – wyliczał Jarosław Kaczyński.
Wytłumaczył to na przykładzie anestezjologów. Jak wskazał, "trudno jest oczekiwać, że w szpitalu nie będzie anestezjologa", lecz lekarzy o takiej specjalizacji na rynku jest niewielu, stąd też biorą się takie wysokie kontrakty.