W roku 2018 w Polsce siła nabywcza na mieszkańca wyniosła dokładnie 7 228 euro, czyli 31 080 złotych według obecnego kursu (4,3 zł). Czym siła nabywcza? To tzw. dochód rozporządzalny na mieszkańca po odjęciu podatków i darowizn na cele dobroczynne.
Konsumenci wykorzystują ogólną siłę nabywczą do pokrycia wydatków na artykuły spożywcze, mieszkanie, usługi, energię, składki na prywatne plany emerytalne i ubezpieczenia oraz innych wydatków, takich jak wakacje, koszty przejazdów czy wydatki konsumpcyjne.
Ten wskaźnik jest w Polsce niewysoki – owe 31 tysięcy złotych to zaledwie połowa tego, czym dysponuje przeciętny Europejczyk. Nie ma się więc czym chwalić. Na dodatek okazuje się, że w Polsce tylko jeden region zbliża się do europejskiej średniej. To rzecz jasna Warszawa, uważana za bogatą.
Stolica ma najwięcej
Z badania GfK Purchasing Power wynika, że mieszkańcy powiatu stołecznego dysponowali siłą nabywczą o 87 proc. wyższą od średniej krajowej, wynoszącą niemal 95 proc. średniej europejskiej. Średnia krajowa dla siły nabywczej wystąpiła w powiecie kępińskim i mińskim. Mieszkańcy najbiedniejszego powiatu (przysuskiego) dysponowali siłą nabywczą wynoszącą mniej niż 60 proc. średniej dla Polski.
Bardzo istotną sprawą jest to, że GfK w swoim badaniu skupiła się nie na województwach, ale powiatach, czyli stosunkowo niewielkich jednostkach samorządu terytorialnego. Według wielu badaczy badanie województw nie pokazuje całej prawdy o polskiej zamożności. W każdym województwie jest bowiem bogaty ośrodek dominujący, otoczony przez "pas rdzy".
To obrazowe określenie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Nazywa się tak specyficzny region, który kiedyś nosił dumne miano "pasa stali" – dominował tam przemysł ciężki. Kiedy stracił impet, całe „stalowe miasta” zaczęły rdzewieć. Najlepszym przykładem jest Detroit, wyludnione, rozpadające się, pełne patologii i przestępczości.
W Polsce mamy 380 powiatów, więc mapa bogactwa i biedy jest bardziej kolorowa, niż gdybyśmy pod uwagę brali tylko całe województwa, jak robi to choćby Główny Urząd Statystyczny. Ale i tak niepokojąco podobne. Co z tego wyszło?
Mapa, jakich wiele – po jednej stronie Wisły dominuje jeden kolor, po drugiej – odmienny.
– Socjologowie bardzo nie lubią map pokazujących granice dawnych zaborów i różnych danych na ich tle. Bardzo często zakłamują rzeczywistość i pojawia się ich tak wiele, że można za ich pomocą udowodnić każdą bzdurę. Jakiś czas temu w jakimś prawicowym tygodniku widziałem zestawienie map religijności i przestępczości. Autor próbował udowodnić, że w dawnym zaborze rosyjskim ludzie są bardziej religijni a dzięki temu przestępczość niższa. Sensu to nie miało żadnego. Co innego z zamożnością i siłą nabywczą – tłumaczy Piotr Maliski, socjolog.
Polska A i B. Ten podział nie mija
Faktycznie, nie da się nie zauważyć podobieństwa map "rozbiorowych" i pokazujących zamożność. Szczególnie dobrze widać tzw. ziemie odzyskane, czyli coś, co przed II wojną światową było Niemcami.
– Teoretycznie po wojnie wszystko powinno się wyrównać, przecież od jej zakończenia minęło ponad 70 lat. Ale ciągle widać, gdzie przez lata była lepsza infrastruktura, przemysł, nowoczesność. Oczywiście wykluczam możliwość twierdzenia, że jest jakaś mityczna Polska A i B, bo zagłębia biedy czy społecznego zacofania znajdzie się nawet w centrach dużych miast a wsie potrafią być wspaniałymi miejscami do życia, ze wszystkimi wyznacznikami nowoczesności – mówi Maliski. Jego zdaniem dane o sile nabywczej pokazują raczej nie biedę i bogactwo, ale odległość od reszty Europy.
– W zasadzie w każdym państwie to stolice są najbogatsze. Ale czy Warszawę można uznać za bogatą, jeśli ona nawet nie dobija do europejskiej średniej? To raczej pokaz tego, ile wszyscy mamy do zrobienia. To prawda, że dysproporcje rosną, ale to się odbywa na dość niskiej kwocie bazowej – przypomina socjolog.
Mimo wszystko niepokoi go rosnąca dysproporcja między regionami o największej i najmniejszej sile nabywczej w Polsce.
– Oczekiwałbym raczej ich niwelowania. Zrozumiałe jest, że w dużych miastach, gdzie pracują specjaliści i dobrze opłacani menedżerowie średnia zarobków może być w miarę wysoka. Mówiąc obrazowo – jest komu ją podbijać. Ale różnice między regionami nie powinny tak szybko rosnąć – mówi nam Maliski.
W 24 z 380 polskich powiatów siła nabywcza była co najmniej o 20 proc. wyższa od średniej krajowej. Z kolei w 131 powiatach co najmniej o 20 proc. niższa. Dla porównania, w roku 2017 wyższa siła nabywcza wystąpiła w 22 powiatach, niższa – w 119.
– Dysproporcje w zamożności przełożyły się na zróżnicowanie w potencjale nabywczym w handlu detalicznym. Dużą rolę odegrały również koszty życia w poszczególnych klasach wielkości miejscowości oraz styl życia, który bezpośrednio przełożył się na wydatki mieszkańców na poszczególne kategorie zakupowe. Dane o sile nabywczej na kategorie zakupowe ujawniły znaczące różnice w regionalnej dystrybucji potencjału zakupowego – mówi Agnieszka Szlaska-Bąk, Client Business Partner w GfK.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl