Informacje o pracach nad nową daniną pojawiały się już pod koniec zeszłego roku. Jednak obecnie – jak informuje "Rzeczpospolita" – mocno przyspieszyły. Nad opracowywaniem nowego podatku mają pracować dwa resorty – finansów oraz rozwoju.
Nieoficjalnie wiadomo, że Polacy mieliby płacić podatek od niewykorzystanych lokali mieszkalnych, konkretnie od trzeciego i kolejnych posiadanych mieszkań.
Jeszcze pod koniec ubiegłego roku wiceminister rozwoju Piotr Uściński przyznawał, że resort chce zająć się m.in. problemem pustostanów. – Wiemy, że pojawia się na rynku problem pustostanów. Nie możemy dopuścić do tego, żeby był to masowy problem, aby nowe mieszkania stały puste i oczekiwały na wzrost wartości, zamiast być wynajmowane – mówił wówczas.
Jednocześnie niemal w tym samym czasie resort finansów zdementował informację, że rząd pracuje nad daniną uzależnioną od wartości katastralnej nieruchomości.
Starsza pani w małym domku płaci tyle, co bogacz
Jednak ostatnie informacje o prowadzonych pracach nad nowym podatkiem, spowodowały, że temat katastru znowu powrócił. Czy pojawienie się podatku od pustostanów i kolejnych mieszkań może być zapowiedzią wprowadzenia w następnej kolejności podatku katastralnego?
Niezależnie od tego, jak nowa danina będzie się nazywać, jest to pierwszy krok w kierunku gruntownego przebudowania systemu opodatkowania nieruchomości, czyli zastąpienia dotychczasowego podatku od nieruchomości liczonego od powierzchni – podatkiem od wartości nieruchomości, czyli katastrem – komentuje Tomasz Błeszyński, analityk rynku nieruchomości.
Ekspert uważa jednak, że opodatkowanie posiadaczy większej liczby mieszkań jest logiczne. Jego zdaniem należy rozróżnić przy tym sytuację, gdy ktoś ma np. mieszkanie po babci i doraźnie je wynajmuje, od właściciela, do którego należy pięć lub więcej mieszkań, które są wynajmowane. – W takim wypadku jest to także działalność gospodarcza. Skoro jednak wszyscy przedsiębiorcy muszą płacić podatek od przychodów, to dlaczego nie mieliby tego robić także zarabiający na wynajmie – dodaje.
Tomasz Błeszyński obawia się jednocześnie, że obecne prace rządu są tylko przygrywką do pełnej nowelizacji systemu opodatkowania nieruchomości i zastąpienia dotychczasowej daniny podatkiem katastralnym.
– W tej chwili podatek od nieruchomości jest niewymierny, bo niezależnie od tego, w jakiej lokalizacji znajduje się dana nieruchomość, płaci się za nią wskaźnik ustalony w danej gminie. Tymczasem ta sama nieruchomość położona przy głównej ulicy ma zupełnie inną wartość rynkową, niż znajdująca się w tej samej gminie, ale gdzieś na uboczu – twierdzi.
Jego zdaniem dochodzi też do sytuacji, gdy np. starsza pani w Konstancinie – która ma 500-metrową działkę i maleńki domek – ma taką samą stawkę podatku, jak jej sąsiad, mający luksusową willę.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Rząd zobaczył, że jest jeszcze duży obszar do opodatkowania
W dodatku zdaniem ekspertów przygotowania do wprowadzenia katastru w rzeczywistości trwają już od dłuższego czasu.
To już się dzieje. Chodzi zarówno o informatyzację danych geodezyjnych, ksiąg wieczystych, jak i kwestii przekształcenia użytkowania wieczystego we własność. We wpisie do rejestru gruntów już znajduje się pozycja, gdzie będzie w przyszłości wpisywana wartość katastru. Zmiany porządkujące stan prawny nieruchomości już się więc zaczęły – mówi Tomasz Błeszyński.
Ekspert w tym kontekście zwraca także uwagę na nową pozycję, która znalazła się w Narodowym Spisie Powszechnym – po raz pierwszy pojawił się w nim podpunkt dotyczący majątku oraz danych dotyczących posiadanych nieruchomości.
– Moim zdaniem to nie było przypadkowe – rząd chciał sprawdzić, jaki jest poziom majątku Polaków. W tym kontekście niedawno zapoznałem się z analizą, z której wynika, że 80 proc. Polaków mieszka w nieruchomościach, które są ich własnością. Rząd zobaczył więc, jak duży jest jeszcze obszar do opodatkowania – mówi Błeszyński.
Jego zdaniem rząd ma więc obecnie dostęp do dokładnych informacji, ile posiadamy mieszkań. Dodatkowo dysponuje danymi, które znajdują się m.in. w aktach notarialnych. – Sprawa opodatkowania właścicieli wielu nieruchomości będzie więc dość prosta. Na razie nie łączyłbym jednak wprowadzenia nowej daniny z katastrem – mówi Tomasz Błeszyński.
Samorządom kataster podreperuje budżety
Nasi rozmówcy nie mają jednocześnie wątpliwości, że wprowadzenia katastru w przyszłości jest nieuniknione. – Już w momencie naszego wstąpienia do UE ta kwestia była podnoszona. To było jedno z zobowiązań, co do których się zgodziliśmy – przypomina Tomasz Błeszyński.
Marcin Krasoń, ekspert Obido, dodaje, że temat katastru powraca ciągle jak bumerang. A wraz z nim wraca dyskusja na temat roli mieszkań.
Z jednej strony są one traktowane jako produkt spekulacyjny i lokata kapitału. Do niedawna wystarczyło kupić lokal na etapie dziury w ziemi i sprzedać, gdy deweloper skończył budowę, aby zainkasować 30 proc. zysku. Z drugiej strony posiadanie własnego dachu nad głową, to podstawowe prawo człowieka. Coraz częściej w dyskusjach wraca więc pytanie, jak można spekulować czymś, co jest niezbędne każdemu obywatelowi. Wprowadzenie podatku od kolejnych mieszkań w jakiś sposób to porządkuje – komentuje Krasoń.
Ekspert uważa zarazem, że wprowadzenie nowej daniny, a w przyszłości podatku katastralnego, będzie korzystne, pod warunkiem, że pieniądze z tych podatków zostaną przeznaczone na poprawę sytuacji mieszkaniowej Polaków. – W Polsce mamy ogromny problem braku mieszkań komunalnych i socjalnych i to we wszystkich miastach. Dlatego środki z ewentualnego wprowadzenia katastru powinny być wykorzystane na poprawę tej sytuacji – ocenia.
Zdaniem Tomasza Błeszyńskiego plusów z ewentualnego wprowadzenia katastru może być więcej.
Każdy podatek do nieruchomości jest podatkiem lokalnym. Jeśli podatek katastralny zostanie wprowadzony, gminy dostaną ogromny zastrzyk finansowy. Samorządy mają po pandemii duże dziury w budżetach, które próbują zasypać, podnosząc lokalne podatki. Wprowadzenie podatku katastralnego byłoby dla nich wybawieniem – twierdzi.
Błeszyński przyznaje, że jest jednocześnie jego zwolennikiem. Dzięki temu wszyscy będą wiedzieli, jaka jest wartość konkretnej nieruchomości. – Każdy będzie mógł wziąć wypis z rejestru gruntów i zobaczyć, jaka będzie wartość katastralna jego nieruchomości, co jest ważne z punktu widzenia inwestowania na rynku mieszkań, czy domów oraz ich kredytowania. Trzeba w tym kontekście również pamiętać, że ceny, które są publikowane w portalach internetowych, to są kwoty ofertowe i w praktyce są zawyżone o 20 do 30 proc. – wskazuje.
Nowe daniny skomplikują sytuację na rynku
Konrad Dyda, doktorant z zakresu prawa i prawnik z Centrum Usług Prawnych i Biznesowych Centro Servizi Legali e Commerciali uważa jednak, że wprowadzenie nowych danin oraz ewentualne wprowadzenie katastru, to typowo fiskalny ruch ze strony rządu, nastawiony przede wszystkim na zwiększenie wpływów do budżetu.
W Polsce jest bardzo duże zapotrzebowanie na nieruchomości mieszkaniowe. Jednak rosnące koszty kredytów i wysoka inflacja pociągają za sobą spadek zdolności kredytowej. To z kolei powoduje większe zainteresowanie najmem, który jest bardziej dostępny. Jeżeli rząd chciałby rzeczywiście pomóc poszukującym mieszkania, to powinien uprościć procedury budowlane, zmniejszyć podatek od najmu, uwolnić grunty będące własnością Skarbu Państwa i nadające się pod zabudowę mieszkaniową – mówi Dyda.
Jego zdaniem nowe podatki tylko skomplikują sytuację na rynku nieruchomości, a jednocześnie stosunkowo prosto będzie je obejść. – Tym samym wprowadzenie nowej daniny czy podatku katastralnego może nie przynieść większych wpływów do budżetu, ani nie ułatwi dostępu do mieszkań. Ruch ten okaże się tylko kolejnym kłopotem formalnym dla uczestników rynku nieruchomości – uważa nasz rozmówca.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl