200 tys. - mniej więcej tyle razy w ciągu roku interweniuje Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny (UFG) z powodu braku OC komunikacyjnego. Aż w 60 proc. przypadków sprawa dotyczy przerwy wynoszącej więcej niż 14 dni, za co właścicielom samochodów grożą najwyższe kary finansowe - nawet jeśli zrobili to nieświadomie. Więcej na ten temat można dowiedzieć się z poniższej grafiki.
Jednak to nie opłaty stanowią najbardziej dotkliwe konsekwencje dla osób poruszających się pojazdami bez ważnego OC. W razie spowodowania wypadku lub kolizji nieubezpieczony kierowca będzie musiał pokryć koszty tzw. likwidacji szkody (czyli odszkodowania lub świadczenia wypłaconego poszkodowanemu) z własnej kieszeni.
W praktyce wygląda to tak, że pieniądze wypłaca UFG, który następnie próbuje je odzyskać od sprawcy wypadku. Jeśli mu się to nie uda po dobroci, przejdzie do klasycznej windykacji.
O jakich kwotach mowa? Średnia wartość roszczenia regresowego (tak formalnie się ono nazywa) wynosi 17,6 tys. zł. Są też rekordziści - 11 osób ma do zwrotu kwotę przekraczając 1 mln zł. Tylko w 2020 r. UFG wypłacił poszkodowanym przez nieubezpieczonych kierowców aż 287 mln zł. Danych za ubiegły rok jeszcze nie opublikowano.
Brak polisy coraz łatwiej wykryć. Można to zrobić nie tylko podczas kontroli policji - na tym polu sprawnie działa również UFG. Korzysta z pomocy tzw. wirtualnego policjanta, czyli algorytmicznego narzędzia, które analizuje różne dane. Jakie? Tego UFG nie ujawnia. Zbroi się za to w kolejne rozwiązania, dzięki którym będzie można zdyscyplinować kierowców.
Od 17 czerwca da firmom ubezpieczeniowym dostęp do bazy punktów karnych i mandatów. Dane te będą mogły one wykorzystać przy kalkulacji składki ubezpieczeniowej. Czy wykorzystają? Czas pokaże. Wiadomo natomiast, że podwyżki są nieuniknione, o czym informowaliśmy na łamach money.pl. w artykule "Ubezpieczenia OC odjechały inflacji. Nadchodzi czas bolesnych podwyżek".