*Polska to dziwny kraj. Niższe niż na Zachodzie koszty utrzymania, tańsza produkcja i usługi, spadające bezrobocie, rosnące płace i coraz liczniejsza emigracja. *
To ostatnie być może wkrótce się zmieni. Jak doniosła ostatnio _ Gazeta Wyborcza _ w tym roku chęć powrotu z Wysp Brytyjskich deklaruje aż 12 proc. Polaków, którzy wyjechali za chlebem. Co ich do tego skłania? Z pewnością nie nostalgia za krajem dzieciństwa. Zdecydowanie bardziej istotnym czynnikiem - choć być może niektórzy z nich sobie nie zdają z tego sprawy - jest rosnący w siłę złoty.
Bo o ile firmy wysyłające towar za granicę, zabezpieczają się przed ryzykiem kursowym, które może poważnie uszczuplać ich zyski. To przed tym samym ryzykiem - które eksporter musi brać pod uwagę - emigrant zabezpieczyć się nie może.
W efekcie, ci którzy wyjechali z Polski w poszukiwaniu lepszych zarobków, dostają po kieszeni za sprawą umacniania się naszej waluty.
Załóżmy, że Polak wyjechał do USA przed wakacjami w 2006 roku. Dolar kosztował wtedy 3,10 zł. Jeżeli w tym samym czasie obrał za cel Wyspy Brytyjskie, to za funta brytyjskiego dostawał nawet 5,75 zł. Obecnie przelicznik dla obu walut wg danych z NBP jest następujący: dolar - 2,1750 zł, a funt 4,2866 zł.
A przecież wielu emigrantów wysyła zarobione za granicą pieniądze krewnym w Polsce. Tylko w ubiegłym roku Polacy z Wielkiej Brytanii i Irlandii przesłali do kraju po ponad 4 mld złotych (po przeliczeniu ich przez NBP). Mniej więcej tyle samo pieniędzy zostało przelanych z USA. Za sprawą mocnej złotówki z roku na rok siła nabywcza pieniędzy przelewanych do naszego kraju jest coraz mniejsza.
Wygląda więc na to, że niewidzialna ręka rynku wyręczy polityków i przynajmniej w części załatwi za nich realizację obietnic, które od kilku lat słyszymy ze wszystkich stron sceny politycznej.
Autor jest dziennikarzem Money.pl