Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Frasyniuk: Bo zadecydują za ciebie idioci

0
Podziel się:
Frasyniuk: Bo zadecydują za ciebie idioci

Money.pl: Przy jakiej frekwencji w wyborach do Parlamentu Europejskiego byłby Pan zadowolony z Polaków?

Władysław Frasyniuk, działacz Solidarności, uczestnik obrad okrągłego stołu, przez trzy kadencje poseł na Sejm z ramienia UD i UW: Wszystko powyżej 50 procent byłoby dobrym wynikiem.

A jakiej się Pan spodziewa?

Myślę, że koło 30 procent.

To dla Pana rozgoryczenie, żal, porażka?

Dla mnie porażką jest jakość debaty politycznej w Polsce i sposób uprawiania polityki. Mam wrażenie, że u nas specjaliści PR wkrótce będą mechanicznie produkować liderów. Społeczeństwo, które przeszło przez komunizm i stan wojenny powinno ważyć słowa i odczytywać poglądy, powinno być je stać na taki wysiłek. To też wina mediów, które pokazują za mało specjalistów i posłów z faktycznym dorobkiem, a nie kreowanych.

Raport Money.pl
*Platforma górą w prawyborach do PE * Platforma Obywatelska wygrała prawybory we Wrześni i Opocznie przed przyszłotygodniowym głosowaniem do Parlamentu Europejskiego. Kolejne miejsca zajęły SLD, PiS i PSL. Reszta znalazła się pod progiem. Czytaj w Money.pl

Mam wrażenie, że słychać w Pana głosie żal nie tylko do mediów i polityków, ale też do _ przeciętnego Kowalskiego _.

Tak, to prawda. Mam trochę żal do Polaków, ale w tej sprawie jednak głównie do czwartej władzy. Szczerze mówiąc sam przecieram oczy widząc czasami, jak dziennikarze relacjonują politykę. To samo bywa z politologami. Wszystkie osoby publiczne powinny tłumaczyć ludziom tę trudną rzeczywistość i starać się robić to obiektywnie.

Czy skoroludzie zwyczajnie nie chcą iść na wybory, naprawdę trzeba ich do tego namawiać? Właściwie po co?

Trzeba, bo to jest bardzo poważny problem. Tym sposobem Polacy nie wykorzystują praw wynikających z wolności i z demokracji. To jest istotny problem zważywszy na to, że nasza scena polityczna zdominowana jest przez dwie partie, które starają się tak prowadzić kampanię wyborczą, żeby udowadniać że jest tylko dwóch graczy, czyli PO i PiS.

Ale to, że nie idzie się do wyborów jest też osobistą decyzją, czyli w pewnym sensie korzystaniem ze swoich praw.

To przede wszystkim utrata możliwości wpływu na rzeczywistość. Ale nie ma się czemu dziwić, bo wybory do PE to takie wybory, w których przeciętny obywatel nie bardzo wie co, jak, i dlaczego. Nie ma żadnej edukacji, kampania wyborcza nie pokazuje co obywatel będzie miał z tego, że zagłosuje. Parlamentarzyści europejscy którzy kończą kadencję, też
nic nie zrobili dla wyedukowania swojego wyborcy. Jeśli się do tego doda wzrost uposażenia przyszłych deputowanych, to następuje taki element polskiej zawiści. Frekwencja będzie wynikiem kumulacji negatywnych emocji i kampanii, która nie tłumaczy obywatelom wymiernych korzyści.

I myśli Pan, że edukacja coś zmieni? W Europie też spada zainteresowanie wyborami.

O Europę się specjalnie nie martwię, dlatego że tam są demokracje już od wielu pokoleń. My się dopiero uczymy demokracji. Poza tym w naszym społeczeństwie widoczna jest też ciągle mentalność peerelowska, a nieskorzystanie z mechanizmów demokracji zawsze grozi pokusą liberalnej dyktatury.

Czyli czym w praktyce?

Może się okazać, że na polskiej scenie politycznej zostanie dwóch graczy. To spowoduje niechęć w ogóle do uczestnictwa w wyborach i skłoni do groźnego oczekiwania, że przyjdzie ktoś silny i zrobi porządek.

To może musimy poczekać na zmianę pokoleniową?

Na zmianę musimy czekać na pewno. Muszą minąć trzy pokolenia, żeby ludzie stali się wolni. O ile nie zepsujemy następnych pokoleń.

Czyli w tym momencie i tak nie da się zrobić nic, żeby zaktywizować społeczeństwo.

Nie, tak też nie jest. Wszystkie osoby publiczne muszą zrobić coś, żeby koszty oczekiwania na zmianę pokoleniową były jak najmniejsze. Musi być edukacja polityczna i ekonomiczna, dzięki której Polacy po prostu zrozumieją dlaczego warto chodzić do wyborów i co można na nich zyskać. W tej sprawie nie zrobiono w zasadzie nic, niewiele wiemy na temat potrzeby bycia w PE. Jesteśmy w środku kampanii i niestety kandydaci
dyskutują o sprawach warszawskich a nie europejskich. O spotach, a nie o funduszach europejskich.

I naprawdę myśli Pan, że edukacja by wystarczyła, żeby Polacy zainteresowali się PE?

Tak, jestem o tym przekonany. Proszę zwrócić uwagę, że my jesteśmy społeczeństwem uprzywilejowanym, z Unii dostajemy znaczące pieniądze. Stopień ich wykorzystania jest śladowy. Gdyby uświadomić Polakom, że zaraz tych pieniędzy nie dostaniemy, skończy się ten okres ochronny, to być może zainteresowanie wyborami byłoby większe. I może byłby też namysł, który z polityków gwarantuje np. skuteczną walkę o fundusze.

A może obowiązkowe wybory?

Nie, ja w to nie wierzę. Moim zdaniem w demokratycznych społeczeństwach to naprawdę edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Ja nie wierzę w nakazy, sam bym się pewnie zbuntował przed pójściem na obowiązkowe wybory.

Krótko podsumowując, dlaczego warto iść na wybory?

Pójdź, bo inaczej idioci za ciebie zadecydują.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)