Na Ukrainie trwają przedterminowe wybory parlamentarne. Chociaż bierze w nich udział 20 partii i bloków, szanse na wejście do Rady Najwyższej (parlamentu) ma tylko kilka z nich.
Główny bój o 450 mandatów parlamentarnych stoczą trzy ugrupowania: prorosyjska Partia Regionów Ukrainy premiera Wiktora Janukowycza z około 30 proc. poparcia i formacje prozachodnie - Blok Julii Tymoszenko (20 proc. w sondażach) oraz proprezydencki blok Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona (z poparciem 10 proc.).
Kilka minut po godzinie 22. (21. czasu polskiego) zostaną ogłoszone wyniki sondaży powyborczych, tzw. exit polls.
Wstępne wyniki głosowania Centralna Komisja Wyborcza ma ogłosić w poniedziałek około godz. 8. czasu polskiego. Nad prawidłowym przebiegiem wyborów będzie czuwać 3,5 tysiąca obserwatorów zagranicznych, wśród których jest około 200 Polaków.
Lokale wyborcze, otwarte są od godz. 7. (6. czasu polskiego), do godz. 22. (21. czasu polskiego).
Na miejsca w Radzie Najwyższej liczą także komuniści (ok. 5 proc poparcia) i blok byłego przewodniczącego parlamentu Wołodymyra Łytwyna, którego poparcie waha się wokół 3-procentowego progu wyborczego. Być może trafią tam także socjaliści z podobnymi notowaniami.
Największe szanse na zwycięstwo w wyborach ma prorosyjska partia premiera Janukowycza, jednak popierani przez prezydenta Wiktora Juszczenkę tzw. "pomarańczowi", blok Tymoszenko i NU-LS wierzą, że to oni utworzą większość parlamentarną.
Sojusznicy z czasów ukraińskiej pomarańczowej rewolucji w 2004 r. mogą utworzyć rząd, na którego czele może stanąć była premier Julia Tymoszenko. Komentatorzy dopuszczają taki scenariusz, chociaż wielu z nich wątpi w jego realizację.
ZOBACZ TAKŻE:
Czy dzisiejsze wybory coś zmienią? Blok Julii Tymoszenko prowadził już rozmowy koalicyjne z Naszą Ukrainą po wyborach parlamentarnych w 2006 r. Negocjacje te nie przyniosły żadnych wyników, ponieważ niedoszli sojusznicy nie znaleźli porozumienia w sprawie podziału stanowisk.
W efekcie obóz pomarańczowych opuścił przywódca Socjalistycznej Partii Ukrainy Ołeksandr Moroz. W zamian za stanowisko przewodniczącego parlamentu wszedł w koalicję z Partią Regionów i komunistami, na której czele w sierpniu ubiegłym roku stanął premier Janukowycz.
"Zdrada" Moroza odbiła się na tegorocznych rankingach socjalistów. Jeśli nie wejdą oni do parlamentu, pragnący pozostać przy władzy Janukowycz będzie musiał znaleźć sobie innych sojuszników. Komuniści, cieszący się poparciem ok. 5 proc. wyborców, to za mało.
Janukowycz kusił więc ostatnim czasem proprezydencki blok NU-LS tzw. szeroką koalicją z Partią Regionów. "Nigdy do niej nie dojdzie" - odpowiadali mu politycy z otoczenia Juszczenki.
Perspektywa współpracy Janukowycza z ugrupowaniem prezydenta najbardziej zaniepokoiła Julię Tymoszenko. Oświadczyła ona w ubiegłym tygodniu, że w razie powołania szerokiej koalicji, w wyborach prezydenckich w 2009 roku wystartuje przeciwko Juszczence, który będzie się starał o reelekcję.
W odpowiedzi Juszczenko oświadczył, że dopuszcza możliwość powrotu Tymoszenko na stanowisko premiera, a nr 1 listy wyborczej NU-LS, były minister spraw wewnętrznych Ukrainy Jurij Łucenko powiedział w piątek, że umowa koalicyjna z blokiem Tymoszenko zostanie podpisana po ogłoszeniu wstępnych wyników niedzielnych wyborów parlamentarnych, czyli w poniedziałek.
Premier Janukowycz zareagował na to oskarżając "pomarańczowych" o przygotowania do fałszerstw wyborczych. Zapowiedział, że w razie ich wykrycia Partia Regionów Ukrainy wyprowadzi na ulice swoich zwolenników.
Prezydent Juszczenko rozwiązał ukraiński parlament w kwietniu. Oskarżył wówczas koalicję Janukowycza o korupcję polityczną, polegającą na przeciąganiu na stronę koalicjantów deputowanych opozycyjnych. W zamian za pieniądze i stanowiska mieli oni dołączyć do obozu Janukowycza i w ten sposób utworzyć 300-osobową większość, pozwalającą na zmianę konstytucji, łącznie z likwidacją urzędu prezydenckiego.