Ostatnie sesje są pod przemożnym wpływem zachowania giełd zagranicznych i dzisiejsze notowania wpisywały się w ten scenariusz. Świat, podobnie jak to miało miejsce w sierpniu ubiegłego roku, zaczął obawiać się chińskiego spowolnienia i inwestorzy ruszyli do sprzedaży akcji.
Sytuacja jest bardzo podobna to tej z minionego lata, gdyż zniżkom towarzyszą potężne spadki na parkiecie w Chinach oraz osłabianie się juana, co wzmaga obawę o pogłębiający się proces tzw. „wojen walutowych”. Z radarów nie przestaje również znikać geopolityka, która po raz kolejny dała o sobie znać w dniu wczorajszym. Chodzi o próbę jądrową zaanonsowaną przez Koreę Północną, która przypomniała o czającym się zagrożeniu nie tylko na bliskim, ale również Dalekim Wschodzie.
W Warszawie handlu wczoraj nie było, więc GPW musiała już na początku notowań zareagować nie tylko na słabe nastroje dnia dzisiejszego, ale również te z wczoraj. Konsekwencją były spore, ponad 2-procentowe zniżki już na początku handlu, którym towarzyszyły większe obroty. Mimo minorowych nastrojów udawało się jednak utrzymywać główny indeks w okolicach poziomu 1750 pkt. i tym samym niespecjalnie poprawiać zeszłorocznych minimów.
Później doszło do zmniejszenia aktywności handlu i jego ustabilizowana przy kluczowych minimach. Z jednej strony niechęć do pogłębiania spadków w dalszej części notowań należy przypisać na korzyść byków, ale z drugiej strony po południu na giełdach otoczenia zaczął się proces odreagowania z potężnych porannych spadków, czego GPW wydawała się szczególnie nie dostrzegać.
Sumarycznie można więc powiedzieć, że sesja pozostawia po sobie spory niedosyt i po raz kolejny oznaczać się może powtarzanym od dawna schematem zmarnowanej szansy. Wygląda na to, że popyt wciąż nie jest pewny swoich przekonań i działa bardzo ostrożnie. Tym samym kwotowania są głównie determinowane przez stronę podażową, która dyktuje warunki poprzez intensyfikację swoich działań, bądź ich wyciszenie. Na realnego kupującego wciąż czekamy, podobnie jak to ma miejsce od wielu już tygodni.