Już 15 proc. zyskały giełdowe indeksy WIG i WIG20 od początku roku. To wystarczyło, by hossa trafiła do świadomości tysięcy drobnych inwestorów. Także tych, którym do tej pory wystarczyły odsetki rzędu 2 proc. rocznie na lokacie bankowej. Czy jednak po ubiegłorocznych, "cichych" wzrostach wielu spółek po kilkadziesiąt procent nie jest za późno, by "wskakiwać" do funduszy akcji?
Wielu giełdowych inwestorów wyznaje zasadę, że należy uciekać od akcji, gdy tylko inwestowaniem na giełdzie masowo zaczynają się interesować osoby, które na co dzień trzymają się od niej z daleka. Jeżeli przyjmiemy, że mają rację, oznaczałoby to, że przed nami właśnie ostatnia fala hossy na warszawskiej giełdzie.
A to dlatego, że Polacy po okresie długiej przerwy bardzo aktywnie zabrali się za kupowanie jednostek funduszy inwestycyjnych, które lokują środki w akcjach spółek. Tego rodzaju fundusze są bowiem najprostszym narzędziem dla klientów detalicznych, by szukać zysków na giełdzie bez konieczności zakładania rachunku maklerskiego.
To zjawisko pokazały ostatnio dane opublikowane przez spółkę Analizy Online, monitorującą rynek funduszy w Polsce. Okazało się, że w styczniu do detalicznych funduszy akcji polskich (a więc tych, które inwestują środki drobnych klientów na GPW)
wpłynęło o ponad 312 mln zł więcej niż z nich wypłynęło.
- Na takie podejście wpływ mają niskie oprocentowania lokat, które tradycyjnie są najchętniej wybierane przez drobnych inwestorów, jako bezpieczne aktywa. W naszej ocenie w najbliższym czasie napływy do funduszy akcji powinny być kontynuowane i zapewne utrzymają się do czasu gwałtownej korekty na GPW - mówi WP money Marcin Billewicz, prezes Copernicus Capital TFI.
Drobni klienci spóźnieni na hossę. To reguła
Styczniowy wynik to przełom - jak wynika z danych Analiz Online, w ubiegłym roku Polacy uciekali bowiem od funduszy akcji i wypłacili z nich prawie 700 mln zł netto. Z kolei w 2015 r. odpływ sięgnął około 150 mln zł, a w 2014 r. - aż 2,5 mld zł.
Z najwyższymi wpływami do detalicznych funduszy akcji w ostatnich latach mieliśmy zaś do czynienia w 2013 r., a więc... na szczycie giełdy po wzrostach, trwających mniej więcej od początku 2012 r. Wówczas rekordowy okazał się październik 2013 r., gdy saldo wpłat i umorzeń w funduszach akcji polskich przekroczyło 1 mld zł.
Zachowania klientów detalicznych funduszy akcji pokazaliśmy na poniższej infografice. Zestawiliśmy ich wpłaty z giełdowym indeksem WIG od początku 2012 r. Wyraźnie widać na niej, że największe zainteresowanie wśród drobnych inwestorów akcje budzą, gdy giełda jest już "na górce". Późniejsza korekta potrafi zaś spowodować sporą panikę.
Źródło: WP money na podstawie danych Analiz Online i GPW.
- Rzeczywiście, to w zasadzie reguła, że drobni klienci są spóźnieni na hossę - przyznaje w WP money Roland Paszkiewicz, szef działu analiz CDM Pekao SA. - Pierwsze do nakręcania wzrostów na giełdzie są zawsze instytucje zagraniczne, po nich przychodzi reszta inwestorów. Dlatego ci, którzy wchodzą w akcje teraz, będą odkupować je od tych, którzy przez ubiegły rok zarobili już po kilkadziesiąt procent i chcą zrealizować zyski - dodaje.
Z drugiej jednak strony warto zwrócić uwagę na to, że trwająca właśnie hossa na GPW została właściwie "nakręcona" bez udziału klientów funduszy akcji. Styczeń był dopiero pierwszym miesiącem tak wyraźnego, dodatniego salda wpłat od drobnych inwestorów.
- Wiele przemawia za tym, że jesteśmy dopiero na początku trendu. Ani lokaty bankowe, ani obligacje nie dają inwestorom przyzwoitych zysków, więc coraz więcej osób będzie decydować się na bardziej ryzykowne inwestycje - mówi WP money Maciej Kik, zarządzający funduszami akcji w Union Investment TFI.
Według niego warszawska giełda wciąż ma przed sobą potencjał do solidnych wzrostów, a to oznacza, że klienci funduszy mają szanse na zyski. - W wielu przypadkach wyceny spółek wcale nie są jeszcze wygórowane. A możemy spodziewać się, że będą one poprawiać wyniki przy jednoczesnym wzroście inwestycji w polskiej gospodarce. To daje nadzieje na dalsze wzrosty na GPW - uważa Maciej Kik.
Sobiesław Kozłowski: giełda ma przed sobą wzrosty
W dalsze wzrosty na GPW wierzy też Sobiesław Kozłowski, analityk rynku akcji z Raiffeisen Bank Polska. Według niego m.in. właśnie dotychczasowy brak masowego napływu klientów detalicznych funduszy akcji pozwala zakładać, że to jeszcze nie koniec hossy na GPW.
Na dowód przytacza wyniki historyczne giełdy i porównuje je z jednym z podstawowych dla doświadczonych inwestorów tzw. mnożnikiem ceny akcji do wartości księgowej. Najprościej mówiąc, to miara niedowartościowania lub przewartościowania akcji. - Aktualnie dla WIG-u ten wskaźnik wynosi 1,3x. W szczycie 2010-2011 wynosił nieco ponad 1,6x, natomiast w superhossie z 2007 r. był on na poziomie wyraźnie ponad 3,0x - wylicza Sobiesław Kozłowski.
Według niego, takie wyliczenie pozwala wskazać, że gdybyśmy mieli wierzyć w hossę porównywalną z tą z 2011 r., to można by założyć, że indeks WIG ma przed sobą jeszcze wzrost o 20 proc. Najwięksi optymiści, którzy chcieliby powtórki z szaleństwa w 2007 r., mogą nawet liczyć na skok jeszcze o ponad 100 proc.
Jeszcze daleko do funduszowego szaleństwa z 2007 r.
Prognozując powrót superhossy sprzed 10 lat trzeba jednak zachować bardzo dużą ostrożność. Choćby z tego powodu, że wówczas skala napływów środków od klientów do funduszy akcji była zupełnie nieporównywana do tego, z czym mamy obecnie do czynienia.
Drobni klienci, którzy "zakochali się" wtedy w funduszach akcji polskich, w 2007 r. wpłacali do nich średnio po 1,2 mld zł netto miesięcznie. Absolutny rekord padł wówczas w czerwcu, gdy dodatnie saldo wpłat i umorzeń w tych funduszach sięgnęło 4 mld zł! Wynik ze stycznia 2017 r. na poziomie +312 mln zł wygląda więc na tym tle dość skromnie.
Tymczasem upadek banku Lehman Brothers i giełdowa panika, która z niego wynikła, okazały się bolesną lekcją dla wszystkich, którzy uwierzyli w szybkie zyski na rynku kapitałowym. Z perspektywy lat widać, że sprawdziła się banalna, giełdowa maksyma o tym, by "kupować, gdy leje się krew" - warto przypomnieć, że akcje KGHM mają za sobą czas, gdy ich kurs był poniżej 20 zł (dzisiaj około 130 zł), a PKO można było kupować również poniżej 20 zł za papier (dziś około 35 zł).
Takiej wiedzy drobni inwestorzy często nabierają jednak, gdy już sporo stracą po emocjonalnym wejściu "na górce", a później - panicznej ucieczce. Wszystko wygląda też oczywiście bardziej przejrzyście, gdy spogląda się na historyczne notowania, które wcale nie muszą się powtórzyć.
- Zalecałbym ostrożność w inwestowaniu w akcje dużych i średnich spółek notowanych na GPW. Uważam, że na obecnym etapie brak jest perspektyw do dalszych dynamicznych wzrostów w najbliższym czasie, wiele spółek osiągnęło już swoje historyczne maksima, więc naturalnym ruchem będą teraz korekty - uważa Marcin Billewicz z Copernicus Capital TFI.
Pewne jest, że przed nami okres sporej niepewności - wystarczy wspomnieć tu o pretekstach do korekty, którymi mogą być np. tegoroczne wybory we Francji, Brexit czy polityka Donalda Trumpa. To wszystko z pewnością będzie wywoływać ogromne emocje na rynkach. Warto o tym pamiętać przed podjęciem decyzji o wejściu na ryzykowny rynek akcji.