Brytyjski ambasador przy UE Tim Barrow przekazał w środę przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi list uruchamiający procedurę Brexitu.
Aktualizacja 14:43
"Po dziewięciu miesiącach od referendum Wielka Brytania dostarczyła" list - napisał Tusk na Twitterze.
Pismo informuje o uruchomieniu artykułu 50 unijnego traktatu, dotyczącego procedury wystąpienia z UE.
List notyfikujący intencję wyjścia z Unii Europejskiej został podpisany przez May we wtorek po południu i przewieziony pociągiem Eurostar do Brukseli przez jednego z oficjeli ministerstwa spraw zagranicznych, który doręczył go brytyjskiemu ambasadorowi przy unijnych instytucjach, sir Timowi Barrowowi. To on oficjalnie przekazał list na ręce przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska rozpoczynając dwuletni okres negocjacji ws. Brexitu.
- Nie ma powodów, by udawać, że to szczęśliwy dzień, ani w Brukseli, ani w Londynie. Już za wami tęsknimy - stwierdził Donald Tusk. - Ale paradoksalnie jest coś pozytywnego w Brexicie. On sprawił, że Wspólnota złożona z 27 krajów jest bardziej zdeterminowana i zjednoczona niż to było wcześniej - dodał.
- Nasz cel jest jasny: zminimalizować koszty dla obywateli, firm i krajów członkowskich. Zrobimy, co możemy, i mamy ku temu wszelkie narzędzia, aby osiągnąć ten cel - dodał szef rady Europejskiej.
Tusk potwierdził, że w piątek przedstawi wytyczne dla Komisji Europejskiej do negocjacji z Wielką Brytanią. Te wytyczne za miesiąc mają zaakceptować europejscy liderzy. To Komisja w imieniu unijnych rządów będzie prowadzić rokowania z Londynem.
Negocjacje mogą potrwać maksymalnie dwa lata, co oznacza, że Brytyjczycy opuszczą UE do 29 marca 2019 roku.
W ciągu dwóch dni przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk ma przygotować projekt wytycznych do negocjacji dla Komisji Europejskiej. To ona w imieniu unijnych rządów ma prowadzić rozmowy.
Rokowania ruszą w maju
Pierwsze spotkanie ambasadorów 27 państw członkowskich ma się odbyć już w piątek. Natomiast wytyczne mają być zaakceptowane na szczycie za miesiąc. Stan rokowań ma być na bieżąco monitorowany, by unijne kraje mogły wprowadzać ewentualne zmiany do strategii negocjacyjnej. Do ustalenia pozostaje, kto i jak często będzie się tym zajmował. Rokowania rozpoczną się zapewne w maju i mają potrwać dwa lata.
- To naprawdę niewiele czasu - komentuje w rozmowie z Polskim Radiem Agata Gostyńska-Jakubowska z londyńskiego instytutu Centre for European Reform. A brak porozumienia oznacza automatyczny Brexit, który, zdaniem ekspertki, będzie kosztowny dla Wielkiej Brytanii. - Z dnia na dzień brytyjski biznes, gospodarka brytyjska zostanie zepchnięta z przepaści i zapanuje chaos gospodarczy i prawny - dodała Agata Gostyńska-Jakubowska. Negocjacje Unii Europejskiej z Wielką Brytanią można jednomyślnie przedłużyć, ale na razie wydaje się to mało prawdopodobne.
Premier May: to historyczny moment
Brytyjska premier poinformowała parlament o formalnym rozpoczęciu Brexitu. - To historyczny moment, od którego nie ma odwrotu - podkreśliła Theresa May, dodając, że przed krajem leży "jasna przyszłość". Dodała, że chce by Wielka Brytania pozostała przyjacielem i sojusznikiem Unii Europejskiej, której sukces jest w interesie Londynu.
Premier May poinformowała parlamentarzystów, że chce rozwiązać kwestię statusu imigrantów unijnych "tak szybko, jak to możliwe" i że podkreśliła to w oficjalnym liście informującym Brukselę o początku Brexitu.
Theresa May zapewniła w środę w Izbie Gmin, że podczas negocjacji z UE ws. Brexitu będzie reprezentowała "każdą osobę w kraju, także obywateli UE, którzy tutaj stworzyli swój dom". Podkreśliła znaczenie jedności narodowej w czasie rozmów.
W trakcie specjalnego oświadczenia przed deputowanymi May mówiła, że w obliczu "tej ważnej podróży nasze wspólne wartości, interesy i ambicje mogą - i muszą - nas połączyć".
- Wszyscy chcemy widzieć Wielką Brytanię, która jest silniejsza niż dzisiaj. Chcemy kraju, który jest uczciwszy i daje każdemu szansę na odniesienie sukcesu. Chcemy zbudować naród, który będzie bezpieczny dla naszych dzieci i wnuków. Chcemy żyć w prawdziwie globalnej Wielkiej Brytanii, która wychodzi z Unii Europejskiej i dba o relacje ze starymi przyjaciółmi i nowymi sojusznikami na całym świecie - podkreśliła May. - Takie właśnie są ambicje rządowego Planu dla Wielkiej Brytanii; ambicje, które nas jednoczą, bo nie definiujemy się dłużej przez to, jak zagłosowaliśmy w referendum, ale przez naszą determinację, aby ten wynik przekuć w sukces - dodała.
Brytyjscy politycy deklarowali wcześniej, że zależy im na szybkim wyjaśnieniu statusu Polaków, Rumunów czy Francuzów przebywających obecnie na Wyspach. Rząd nie zgodził się jednak na udzielenie im formalnych, jednostronnych gwarancji, argumentując, że osłabiłoby to jego pozycję w negocjacjach z krajami Wspólnoty.
Obywatele krajów UE nie utracą obecnych praw
Obywatele państw Unii Europejskiej w Wielkiej Brytanii mają od rządu polityczne gwarancje i "nie do wyobrażenia jest", by po Brexicie utracili obecne prawa. Tak powiedział w rozmowie z Polskim Radiem szef komisji spraw zagranicznych brytyjskiego parlamentu. Konserwatysta Crispin Blunt zapewnił, że mimo decyzji rządu, by nie udzielać Polakom, Rumunom czy Francuzom jednostronnych gwarancji prawnych, na Wyspach jest w stosunku do nich dobra wola.
- Rozumiem to stanowisko, choć osobiście wolałbym, żebyśmy udzielili jaśniejszych gwarancji tak szybko po referendum, jak to możliwe. Nie sposób sobie wyobrazić, by parlament pozwolił, aby rząd nie zagwarantował imigrantom unijnym tu mieszkającym ich statusu. Obywatelom unijnym możemy dać tę polityczną otuchę, choć nie jest to oczywiście egzekwowalne prawnie - dodał Crispin Blunt.
Szef komisji spraw zagranicznych brytyjskiego parlamentu ostrzegł, że rozmowy - których tematem będzie też status imigrantów - będą skomplikowane. Podkreślił, że nie ma gwarancji sukcesu, a Wielka Brytania może znaleźć się poza Unią bez ostatecznego porozumienia.
- Jest sporo rzeczy, które mogą pójść źle w negocjacjach między Wielką Brytanią a 27 państwami. Myślę, że problemy będą występować głównie po stronie unijnej. Prawdopodobieństwo, że negocjacje skończą się brakiem porozumienia, jest co najmniej poważne - ocenił.