Załoga Volkswagena domaga się podwyżek po tym, jak na Słowacji ogłoszono, że bezrobocie spadło do najniższego poziomu od 2008 roku, gdy wybuchł kryzys. O proteście informuje Reuters.
Sytuacja gospodarcza w środkowej Europie poprawia się nawet szybciej niż na Zachodzie, więc pracownicy postanowili postawić niemiecki koncern pod ścianą.
- Zasługujemy na przynajmniej dwucyfrową podwyżkę - zapowiedział Zoroslav Smolinski, szef zakładowych związków zawodowych. Volkswagen proponuje zaledwie 4,5 proc. podwyżki w tym roku oraz 4,2 w przyszłym. Załogi to jednak nie zadowala i ich żądania sięgają nawet 16 proc.
Sprzymierzeńca znaleźli w premierze Słowacji Robercie Fico. We wtorek powiedział on dziennikarzom, że popiera protesty w fabrykach.
- Dlaczego firma, która produkuje jedne z najbardziej luksusowych samochodów, płaci słowackim pracownikom jedną trzecią tego, co w zachodnich krajach? - zastanawiał się Fico. - Słowacy są bardzo wydajnymi pracownikami, więc zasługują na podwyżkę.
Volkswagen w ubiegłym tygodniu podkreślił, że żądania związków zawodowych są nie do spełnienia, bo zachwieją finansami słowackiej spółki oraz uderzą w konkurencyjność całego koncernu motoryzacyjnego.
Na Słowacji powstało w ubiegłym roku niespełna 400 tys. aut ze znaczkiem Volkswagena. Jak donosi Reuters, średnie wynagrodzenie w firmie wynosi 1800 euro. Natomiast w sąsiednich Czechach i działających tam fabrykach Skody (należącej do VW) średnia pensja nie przekracza 1500 euro.
Dla porównania, na Słowacji funkcjonują również fabryki samochodów Kia i Peugeota. Obie podniosły pensje w tym roku o odpowiednio 7,5 i 6,3 proc.