Jeżeli po nowym roku będziesz chciał kupić mieszkanie warte 300 tys. zł i zaciągnąć w tym celu kredyt hipoteczny, będziesz musiał "wyłożyć" co najmniej 60 tys. zł wkładu własnego. W przeciwnym razie kredytu albo nie dostaniesz, albo będziesz musiał liczyć się z dodatkowymi kosztami.
Jeszcze tylko do końca roku klienci, którzy zaciągają w bankach kredyty hipoteczne, mogą mieć wkład własny na poziomie 15 proc. wartości nieruchomości. Od początku stycznia 2017 r. ten wskaźnik skoczy do 20 proc. W przypadku mieszkania wartego 300 tys. zł oznacza to, że minimalna wartość wkładu własnego wzrośnie o 15 tys. zł (z 45 do 60 tys. zł). W praktyce będzie to więc oznaczać utrudnienie dla osób, które nie mają tak wysokich oszczędności, a chcą kupić mieszkanie.
Taka zmiana to efekt "rekomendacji S", która została wprowadzona przez Komisję Nadzoru Finansowego. Zgodnie z jej założeniami wskaźnik wymaganego minimalnego wkładu stopniowo rósł od 5 proc. wartości nieruchomości w 2014 r. o 5 pkt. proc. w każdym kolejnym roku. Dlatego w tym roku minimalny wkład własny to 15 proc., a w 2017 r. będzie to 20 proc.
Jeżeli nie wkład, to wyższy koszt kredytu
Dla części klientów konieczność posiadania minimum 20 proc. wartości nieruchomości będzie stanowić spory problem. Jak pokazuje ostatni raport AMRON-SARFIN, przygotowywany przez Związek Banków Polskich, ponad 40 proc. klientów bierze kredyty hipoteczne na wartość wyższą niż 80 proc. wartości nieruchomości (z wkładem mniejszym niż 20 proc.). Od nowego roku będą musieli ten wkład zwiększyć.
Jeżeli mimo wszystko klient nie będzie miał środków, by sfinansować 20 proc. wkładu własnego, część banków - dla których osoba zaciągająca kredyt hipoteczny jest bardzo atrakcyjnym klientem - będzie rozwiązywać ten problem za pomocą tzw. ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Taka oferta już teraz jest obecna w bankach, by kredyty hipoteczne mogły zaciągać osoby bez minimum 15 proc. wkładu własnego.
Oferta polega na tym, że bank ubezpiecza brakującą kwotę, ale klient ponosi z tego tytułu dodatkowy koszt, który jest wbudowany w całkowite oprocentowanie kredytu. Zwykle oznacza to wzrost miesięcznej raty o kilkadziesiąt złotych. Tę dodatkową sumę klient płaci tak długo, aż wartość zobowiązania pozostałego do spłaty nie zejdzie do wymaganego przez KNF poziomu.
- Od 1 stycznia stosowany przez nas minimalny wkład własny będzie wynosił 10 procent. Jednak osoby, które będą miały wkład własny niższy niż 20 procent wartości nieruchomości, będą musiały liczyć się z nieco wyższym kosztem kredytu - mówi Radosław Siubczyński, menedżer kredytów hipotecznych w Raiffeisen Polbanku.
Są jednak banki, które stosują bardziej restrykcyjną politykę kredytową - np. w ING Banku klient już obecnie nie dostanie kredytu hipotecznego, jeżeli ma minimum 20 proc. wkładu własnego.
Klient zaciąga średnio 214 tys. zł kredytu
Polacy spłacają obecnie około 2 mln kredytów hipotecznych. Całkowita wartość zadłużenia w hipotekach to około 390 mld zł, z czego około 60 proc. to kredyty w złotych, reszta - głównie we frankach szwajcarskich.
W drugim kwartale tego roku, jak podaje ZBP, banki udzieliły 49,1 tys. nowych kredytów hipotecznych o wartości 10,6 mld zł. Średnia wartość zaciąganego zobowiązania to 214,5 tys. zł. Większość osób (62 proc.) zaciąga zobowiązania kredyt na okres od 25 do 35 lat.