Rynek pracy się przegrzewa. Wiele firm nie może realizować napływających zleceń, zwłaszcza na mocniej uprzemysłowionym południowym zachodzie Polski, bo panuje tam niedobór pracowników. Firmy myślą więc o ściąganiu kandydatów z innych regionów - pisze "Gazeta Wyborcza".
Nie jest to łatwe. Ściąganie pracowników ma sens do 90 km, bo wówczas nie burzy życia rodzinnego. Jeśli odległość jest większa, ludzie łatwo się nie decydują na przeprowadzkę. Jeśli się wyjeżdża, to za granicę - powiedziała gazecie Agnieszka Bulik, dyrektor ds. prawnych w agencji Randstad.
Firmy stają więc przed koniecznością podwyżek pensji. "W 2016 r. w porównaniu z rokiem 2015 pensje wzrosną realnie o co najmniej 5 proc." - pisze dziennik wskazując jednak, że dotyczy to wąskich, technicznych specjalizacji.
Remedium na przegrzanie rynku pracy wydają się być Ukraińcy. Dziś, według ankiety Randstad, zatrudnia ich co siódma firma. Z kolei z zamiarem zatrudnienia naszych sąsiadów zza Buga nosi się 40 proc. tych spośród tych firm, w których Ukraińcy jeszcze nie pracują.
"Nie ze względu na niższe żądania, ale z powodu braku jakichkolwiek rąk do pracy. Co czwarty etat dla Ukraińca to stanowisko specjalistyczne" - wyjaśnia "Gazeta Wyborcza".